
Przedświąteczna tragedia w domu przy ul. Królewieckiej, środowe śmiertelne zatrucie w Warszawie i wiele innych ludzkich dramatów można tłumaczyć zrządzeniami losu lub wypadkami. Są jednak okoliczności, w których zachodzi podejrzenie, że to nie los jest sprawcą ludzkiego cierpienia.
Problemy mieszkańców bloku przy ulicy Lotniczej 45, a szczególnie mieszkańców lokalu nr 2, rozpoczęły się w kwietniu, kiedy trwał remont dachu. 10 kwietnia, po wyburzeniu koron kominów, mieszkańcy trafili do szpitala zatruci tlenkiem węgla. Pięć dni spędzili w szpitalu 8-letni chłopiec i jego wujek, który wyniósł nieprzytomnego chłopca na zewnątrz. Reszta domowników po rozpoznaniu zatrucia CO na własne życzenie opuściła szpital. W czasie zbierania informacji od mieszkańców dowiedzieliśmy się również, że objawy zatrucia miała też mieszkanka innego mieszkania w tym bloku.
- Wymiotowałam tego dnia „smołą” i miałam straszny ból głowy - wspomina ta pani. – Słyszałam, jak biegają po schodach i pukają, ale byłam tak wykończona, że nie mogłam podejść do drzwi, które nie były nawet zamknięte. Pomyślałam, że jak się pali, to i tak sprawdzą, czy ktoś jest w środku. Pomyliłam się jednak, bo nikt nie złapał nawet za klamkę.
Sprawą mieszkania nr 2 zajęła się administracja ZBK, która orzekła, że przyczyną zaczadzenia jest niewłaściwe administrowanie piecem c.o. i palenie w nim odpadkami z płyt meblowych. Jednak poszkodowany oświadczył ZBK na piśmie, że od czasu wprowadzenia się do tego lokalu nie palił w piecu c.o., tylko w piecach kaflowych znajdujących się w mieszkaniu i używał do tego celu węgla. Sprawa w ZBK stanęła w miejscu. Mama 8-letniego chłopca, żyjąc w strachu o życie syna i swoje, powiadomiła o sprawie Policję, która we wrześniu umorzyła śledztwo z braku dowodów.
W sezonie letnim nie było więcej zgłoszeń o zatruciach, co jest dość oczywiste. Sytuacja zaczęła się jednak powtarzać w sezonie zimowym, kiedy zaczęto palić w piecach. 16 grudnia i 10 stycznia przy Lotniczej 45 interweniowała Straż Pożarna, 20 stycznia w mieszkaniu nr 2 pojawiło się też Pogotowie Ratunkowe, a 22 stycznia (wczoraj) sama Straż.
Rodzina wyposażona w dwa czujniki, z których jeden tylko zadziałał przy stężeniu CO 132 ppm i 66 ppm , zdążyła dwukrotnie w ciągu tygodnia ewakuować się z mieszkania, zanim doszło do zatrucia.
Według relacji mieszkańców w czasie ostatniego miesiąca wykonali oni niezliczoną liczbę telefonów do Zarządu Budynków Komunalnych (w przypadku mieszkania nr 2) i do Wspólnoty Mieszkaniowej (w przypadku innych mieszkań). W odpowiedzi słyszeli między innymi, że nie mogą nawet zobaczyć dokumentów z odbiorem technicznym remontu dachu i koron kominów.
- Uzyskanie czegokolwiek od administracji to istny cud - mówi jeden z mieszkańców. Według mieszkańców Zarząd Budynków Komunalnych winą za występowanie czadu w mieszkaniach obarczał mieszkańców.
Jednak mieszkańcy zamontowali piece z czujnikami, zlecili przeglądy techniczne instalacji gazowej, używają rozszczelniaczy okien i nie palą w piecach. A czad i tak wdziera się do mieszkań.
- Sytuacja jest wciąż taka sama i wciąż się powtarza, mimo że stosujemy się do zaleceń służb. Na szczęście nie paliliśmy tego dnia [20 stycznia - przyp. RP], kiedy przyjechała Straż Pożarna i ich pomiar wykazał 132 ppm, bo znów winę zwalono by na nas - mówiła przedwczoraj matka chłopca.

Na zdjęciu widać, jak działa cyrkulacja powietrza w domu przy zamkniętych oknach. Poza zagrożeniem życia i zdrowia ludzie, żyjąc w ciągłym stresie i nerwach, chcąc dobrze dla innych, działają na swoją szkodę: - Wie pan, dzisiaj dopiero dowiedziałam się, że moja mama podczas wczorajszej interwencji [20 stycznia - przyp. RP] miała poważne objawy zatrucia, ale ukrywała to przede mną, by mnie nie martwić. Brak słów na to, co tu się u nas i u sąsiadów dzieje - mówi mieszkanka budynku.
W związku z tym, że wczoraj w budynku przy Lotniczej 45 doszło do kolejnej interwencji straży pożarnej, dziś w godzinach porannych na miejscu dochodzili przyczyn kominiarze i inspektorzy techniczni oraz zarządca nieruchomości, który po ponownym zbadaniu sprawy podjął decyzję o wstawieniu w kominy żaroodpornych rur. Ma to na celu uszczelnienie kanałów komina, których nieszczelność najprawdopodobniej była przyczyną zatruć w mieszkaniach. Dodatkowo w mieszkaniu nr 2 ZBK poprawi wykończenia połączeń pieców kaflowych z kominem oraz wstawi nowe mikrorozszczelniacze w okna. ZBK na czas modernizacji instalacji zakazał palenia w piecach wszystkim mieszkańcom i zobowiązał się do uregulowania kosztów poniesionych przez mieszkańców na inne formy ogrzewania mieszkań. ZBK informuje, że zakończenie rozpoczętych dziś prac planowane jest na przyszły tydzień.
Sprawa skończona, mogłoby się zdawać...
Ale nie. Dziś o godz. 9.30, po rozmowach z mieszkańcami, opuściliśmy dom przy Lotniczej 45. Około godz. 12 miał miejsce kolejny atak niewidocznego mordercy, a stężenie wynosiło 130 ppm. Na miejsce przyjechało pogotowie, które zbadało jedną z trzech osób przebywających w mieszkaniu nr 2, a dwie pozostałe odmówiły badania. Ze względu na szybką ewakuację nikomu nic się nie stało.
Czujnik zaalarmował mieszkańców, gdy przyjmowali dziennikarzy z innych elbląskich mediów.
Rzecznik prasowy Straży Pożarnej w Elblągu w obliczu licznych wezwań do budynku przy ul. Lotniczej 45 oświadczył nam, że Straż Pożarna wydała decyzję nakazującą w trybie pilnym sprawdzenie stanu technicznego przewodów wentylacyjno-kominowych oraz urządzeń grzewczych w tym budynku.