Aby Elbląg stał się „miastem zieleni” nie wystarczy posadzić drzewek i zasiać kwiatów, informował Dziennik Bałtycki z 24 kwietnia 1958 r.
W ciągu ostatniego roku odgruzowano w Elblągu 17,4 ha ulic i placów. Poza tym – znaczne ilości cegły uzyskano z terenów splantowanych w latach poprzednich.
Krzepiącą tę wiadomość wyjąłem „z akt” Przedsiębiorstwa Rozbiórkowo-Porządkowego, które więcej interesuje się stroną „rozbiórkową” niż „porządkową” miasta.
No bo idzie o cegłę. Ale nie z samych cegieł jest przecież Elbląg zbudowany. Ład i estetyka odgrywa niewątpliwie również jakąś rolę w ogólnej konstrukcji miasta. I dlatego – pomimo bezdusznych efektów ekonomicznych – niezbyt życzliwym okiem patrzymy na to „rozbebeszenie terenów splantowanych w latach poprzednich”. Chociaż…
Kto tam w istocie wie, na co elblążanie patrzą z aprobatą. Ot, na przykład Zarząd Zieleni Miejskiej, którego przedmiotem zasadniczej działalności jest właśnie – trosk o zewnętrzne piękno Elbląga. Powinien zatem cieszyć się szczególnymi względami i sympatią jego mieszkańców.
A w rzeczywistości?
Syzyfowa praca. Przesypywanie z pustego w próżne. Tak tylko określić można całoroczny wysiłek tego przedsiębiorstwa. Dlaczego? Hm… Ludzie.
Ludzie w Elblągu są wrogami zieleni. I robią wszystko, co tylko mogą, aby zniszczyć ją doszczętnie.
Na ostatniej sesji MRN mówił o tym m. in. radny Stanisław Barański. Przypomniał, że kiedyś park Kajki nazywany był „Rosengarten”, z racji rosnących tam ślicznych róż. Do tej tradycji pragnął nawiązać też w ubiegłym roku ZZM. Niestety. Wszystkie kwiaty diabli – przepraszam: obywatele – gdzieś zabrali. Zostały same kolce.
Albo młode drzewka.
Wysadza się je rokrocznie cierpliwie i z nadzieją, że jednak przetrwają. Ale gdzie tam! W parku Kajki elblążanie podpiłowali szczyty stuletnim świerkom, jakie więc szanse ocalenia mają wątłe szczepy lipowe czy kasztanowe na ul. Bema, czy Długiej? Żadnych!
Albo trawniki.
ZZM zakłada je właśnie na Tyc, wspomnianych wyżej, odgruzowywanych terenach A „obywatele” rozdeptują je szybko, sprawnie i skutecznie.
Ponadto – obywatele zrzeszeni w LPŻ, odpowiedzialni są za szkody w drzewostanie w parku Modrzewie, wyrządzone w związku z dewastującym się ich boiskiem sportowym. Obywatele „Zamechu” znów mają na swym sumieniu karczowanie i podkopywanie krzewów oraz drzew na stadionie przy ul. Agrykoli. Czyje sumienie natomiast obciąża wyrąb wspaniałych buków w Bażantarni – trudno już nawet ustalić.
Fakt, że niszczą, rąbią, tną, karczują, depczą, i rwą. Fakt, że wszystko to razem wzięte jest katastrofą nie tylko estetyczną, ale i zdrowotną dla Elbląga.
Bo zieleń, to płuca dużego fabrycznego miasta. To jedyne antidotum na gazy spalinowe, dym, kurz.
Jest teraz wiosna. Brzydka, szara, bezbarwna wprawdzie, ale – wiosna. Trwa wiosenna akcja porządkowo-sanitarna. Czy nie należałoby objąć nią…
- Zieleni miejskiej?
- Nie. Jej niefrasobliwych „użytkowników” Wandali, chuliganów.
Tych trzeba „uporządkować”.
Krzepiącą tę wiadomość wyjąłem „z akt” Przedsiębiorstwa Rozbiórkowo-Porządkowego, które więcej interesuje się stroną „rozbiórkową” niż „porządkową” miasta.
No bo idzie o cegłę. Ale nie z samych cegieł jest przecież Elbląg zbudowany. Ład i estetyka odgrywa niewątpliwie również jakąś rolę w ogólnej konstrukcji miasta. I dlatego – pomimo bezdusznych efektów ekonomicznych – niezbyt życzliwym okiem patrzymy na to „rozbebeszenie terenów splantowanych w latach poprzednich”. Chociaż…
Kto tam w istocie wie, na co elblążanie patrzą z aprobatą. Ot, na przykład Zarząd Zieleni Miejskiej, którego przedmiotem zasadniczej działalności jest właśnie – trosk o zewnętrzne piękno Elbląga. Powinien zatem cieszyć się szczególnymi względami i sympatią jego mieszkańców.
A w rzeczywistości?
Syzyfowa praca. Przesypywanie z pustego w próżne. Tak tylko określić można całoroczny wysiłek tego przedsiębiorstwa. Dlaczego? Hm… Ludzie.
Ludzie w Elblągu są wrogami zieleni. I robią wszystko, co tylko mogą, aby zniszczyć ją doszczętnie.
Na ostatniej sesji MRN mówił o tym m. in. radny Stanisław Barański. Przypomniał, że kiedyś park Kajki nazywany był „Rosengarten”, z racji rosnących tam ślicznych róż. Do tej tradycji pragnął nawiązać też w ubiegłym roku ZZM. Niestety. Wszystkie kwiaty diabli – przepraszam: obywatele – gdzieś zabrali. Zostały same kolce.
Albo młode drzewka.
Wysadza się je rokrocznie cierpliwie i z nadzieją, że jednak przetrwają. Ale gdzie tam! W parku Kajki elblążanie podpiłowali szczyty stuletnim świerkom, jakie więc szanse ocalenia mają wątłe szczepy lipowe czy kasztanowe na ul. Bema, czy Długiej? Żadnych!
Albo trawniki.
ZZM zakłada je właśnie na Tyc, wspomnianych wyżej, odgruzowywanych terenach A „obywatele” rozdeptują je szybko, sprawnie i skutecznie.
Ponadto – obywatele zrzeszeni w LPŻ, odpowiedzialni są za szkody w drzewostanie w parku Modrzewie, wyrządzone w związku z dewastującym się ich boiskiem sportowym. Obywatele „Zamechu” znów mają na swym sumieniu karczowanie i podkopywanie krzewów oraz drzew na stadionie przy ul. Agrykoli. Czyje sumienie natomiast obciąża wyrąb wspaniałych buków w Bażantarni – trudno już nawet ustalić.
Fakt, że niszczą, rąbią, tną, karczują, depczą, i rwą. Fakt, że wszystko to razem wzięte jest katastrofą nie tylko estetyczną, ale i zdrowotną dla Elbląga.
Bo zieleń, to płuca dużego fabrycznego miasta. To jedyne antidotum na gazy spalinowe, dym, kurz.
Jest teraz wiosna. Brzydka, szara, bezbarwna wprawdzie, ale – wiosna. Trwa wiosenna akcja porządkowo-sanitarna. Czy nie należałoby objąć nią…
- Zieleni miejskiej?
- Nie. Jej niefrasobliwych „użytkowników” Wandali, chuliganów.
Tych trzeba „uporządkować”.
oprac. Olaf B.