Chcemy podzielić się skarbem, jakim jest księgozbiór mający od zeszłego roku status Zasobu Narodowego. Rozpoczęliśmy szeroki program konserwatorski parę lat temu, ponadto digitalizujemy starodruki. Starodruki, które chcemy zaprezentować, pochodzą z XV, XVI i XVII wieku – mówi Jacek Nowiński, dyrektor Biblioteki Elbląskiej. Piątkowe (28 maja), pierwsze z czterech spotkań w Bibliotece Elbląskiej dotyczących zabytkowej kolekcji zielników, poświęcone było Herbariusowi Johanessa Petriego wydanemu w 1485 roku.
– Zielniki z naszego zbioru zostały wykonane imponująco, dlatego chcemy poświecić cztery dni w roku, by opowiedzieć, jak zostały wykonane, co to jest inkunabuł, jakie ma rysunki, okładki – dodaje dyrektor Nowiński.
O pracy konserwatorskiej opowiadał dr Tomasz Kozielec z UMK w Toruniu. – Przede wszystkim chciałbym na wstępie powiedzieć, że istnieje problem związany z konserwacją starodruków, ponieważ sporo jest konserwatorów domorosłych albo ludzi po różnych kierunkach, którzy niewłaściwie prowadzą prace tzw. konserwatorskie. A więc pierwszą rzeczą, którą trzeba zrobić, jest powierzenie cennego egzemplarza wykwalifikowanemu konserwatorowi.
Prace konserwatorskie obejmują wiele działań. To m.in. dokumentacja stanu zachowania dzieła przed pracą konserwatorską, w czasie konserwacji i po jej zakończeniu. Do tego dochodzą badania techniki wykonania – określenie struktury zabytku, badanie spoiw, pigmentu. Na podstawie wstępnie uzyskanych wyników badań oraz oględzin przebiegają prace konserwatorskie, które są na każdym etapie dokumentowane, książki są rozbierane, czyli demontowane na poszczególne części, oczyszczane, poddawane reperacjom. Stosuje się również zabiegi chemiczne, dlatego konieczna jest znajomość chemii. Końcowym etapem prac konserwatorskich, które trwają czasami nawet rok i dłużej, jest stworzenie pełnego opisu wykonanych prac i dołączenie dokumentacji konserwatorskiej.
– Inkunabuł, który dziś prezentujemy, nie był dobrze zachowany. Miał wiele charakterystycznych zniszczeń, które się na papierze pojawiają – zacieki, pofalowania, bardzo dużo zabrudzeń, które świadczą o intensywnym użytkowaniu zielnika. Ponadto urazy mechaniczne, przetarcia, ubytki, zniszczenia mikrobiologiczne – dodaje konserwator.
Pojawienie się druku umożliwiło wydawanie takich ksiąg w dużych nakładach. Interesowali się nimi aptekarze oraz mnisi, którzy wytwarzając lekarstwa z ziół, nie chcieli dopuścić do sytuacji, że będą sprzedawać specyfik, który komuś nie pomoże albo wręcz zaszkodzi. Zielniki były podstawowym kompendium wiedzy na temat właściwości ziół. – Poza tym zielarstwem interesowało się społeczeństwo. Przeglądając wiele zielników, wydaje się, że kiedyś lepiej znano niektóre właściwości ziół niż obecnie – stwierdza dr Kozielec.
Podczas spotkania można było poznać różnicę pomiędzy filigranem a znakiem wodnym. Są to miejsca w książce, gdzie papier jest cieńszy i można zobaczyć wykonany tam wzór.
Papier produkowany do końca XVIII wieku był wytwarzany metodą czerpania. – Brano sito płaskie, zanurzano je w kadzi, gdzie była zawiesina włókien roślinnych w wodzie, i czerpano papier. Następnie suszono go w prasie i zaklejano. Na sicie był przytwierdzony drobny element w postaci uformowanego drucika. To mógł być krzyż, kwiatuszek i on powodował, że w papierze powstawał filigran. Natomiast znak wodny pochodzi z elementów sita, a nie z elementu przytwierdzonego do sita – wyjaśnia dr Kozielec. Historia filigranu jest bardzo ciekawa. Powstał, jak większość wynalazków, przez przypadek.
Na kolejnych spotkaniach prezentowane będą starodruki, które już zostały poddane całkowitej konserwacji. Będzie można zobaczyć, jak bardzo były zniszczone i do jakiej świetności je doprowadzono.