Mówią o sobie przyjaciele. Mówią o sobie komicy. Różni ich tak wiele, ile łączy. Czy to oznacza, że iskrzy? Czy wystarczy na bestseller? O tym przekonają się ci, którzy sięgną po "Łapy precz od żartów". Nie, to wcale nie żart. Abelard Giza i Jacek Stramik napisali książkę. Mistrzów stand upu spotkaliśmy w Mjazzdze, gdzie odbyło się spotkanie autorskie.
Dominika Kiejdo: Jak to się stało, że dwaj komicy zabrali się do napisania książki i to książki zupełnie bez żartów?
Abelard Giza: Od jakiegoś czasu sugerowano nam napisanie książki. Zaczęliśmy się zastanawiać nad jej formą. Wpadliśmy na pomysł wymiany mailowej i uznano, że jest to ciekawa opcja.
- I od razu nałożyliście sobie 48-godzinny dryl.
Jacek Stramik: Od początku zaplanowaliśmy sobie, że nasza korespondencja będzie prowadzona z rygorem 48-godzinnym, co pozwoliło na stworzenie spójnej treści. Każdy miał 48 godzin na odpowiedź drugiemu. I tak odbijaliśmy piłeczkę, a w tego tenisa graliśmy przez pół roku.
AG: Zaczęliśmy w czerwcu a zakończyliśmy z ostatnim dniem grudnia 2017 roku. Zrobiliśmy małą korektę, złożyliśmy to w całość, wysłaliśmy do wydawnictwa i czekaliśmy na odzew.
- Jesteście przyjaciółmi, dobrze się znacie, dlatego od razu iskrzyło.
JS: Książka jest kontynuacją dialogów, które prowadziliśmy w realnym życiu. Te nasze rozmowy przyjęły formę felietonistyczną, dziennikową, memuarową. Momentami ocierają się o publicystykę.
- Jakie tematy poruszacie w tych rozmowach?
AG: Bardzo różne. Rozmawiamy o komedii, o naszym życiu prywatnym. Niektóre rozmowy dotyczą drobnych zdarzeń, które miały miejsce w ciągu tego pół roku i stały się ziarenkami do bardziej uniwersalnych rozważań.
- Jacku, Tobie jako poloniście pisanie na pewno przychodziło bez trudu...
JS: Lubię pisać, wcześniej prowadziłem bloga. Odkąd pamiętam, nigdy nie miałem problemów z pisaniem.
- Czy któremuś z Was zdarzyło się odpisać z opóźnieniem?
JS: Od razu założyliśmy sobie, że jak ktoś nie zmieści się w terminie, to będzie jakaś kara.
- Jakie to były kary?
JS: Wolimy nie zdradzać. Ten wyścig z czasem był ekscytujący, ale nie była to kara w rodzaju obcięcia ręki (śmiech).
AG: Ale była to rzecz nieodwracalna.
JS: Kara musiała być, żeby dodać uroku.
- Jacek okazał się niezłym zawodnikiem. Podobno odpisał na maila o piątej nad ranem po ostro zakrapianej imprezie...
AG: Było to na samym początku naszej korespondencji. Byliśmy razem w trasie, wróciliśmy do hotelu. Założyliśmy sobie, że w czasie wyjazdów nie dyskutujemy o rzeczach, o których do siebie piszemy. Wtedy akurat była kolej Jacka. Wcześniej był after. Taki wesoły wieczór powystępowy. Wróciliśmy do hotelu i nagle przydybało nas wesele. Goście weselni rozpoznali nas i zaprosili do stołu, żebyśmy wypili za zdrowie pary młodej. Ja po kilku toastach poszedłem spać, a Jacek poszedł dalej w tango. Byłem pewien, że nie odpisze na maila, bo nie będzie w stanie, a miał czas do rana. Nie doceniłem go. Wysłał mi tekst o piątej nad ranem.
JS: Chciałem pokazać, że traktuję rzecz poważnie. Zresztą wydaje mi się, że jak jestem pijany czy pod wpływem innych substancji, ważę słowa, mówię inaczej. Zwracam uwagę na szczegóły. Bierze się to z wychowania, które zakładało dbałość o pozory.
- Podobno pierwsze reakcje na książkę są bardzo pozytywne?
AG: Na razie mamy pozytywny odzew. Ludziom się wydaje, że trochę wchodzą w nasz świat. Zbliżają się do nas. Mają wrażenie, że siedzą gdzieś w pubie przy naszym stoliku i przysłuchują się naszym rozmowom. Jedna pani z Koszalina stwierdziła, że szkoda, że książka się już skończyła, bo miała wrażenie, że spędziła z nami kilka fajnych wieczorów gdzieś przy piwie. Czasami kibicowała jednemu, czasami drugiemu, czasami nie zgadzała się ani z jednym ani z drugim, ale musiała trochę wytężyć umysł, żeby zająć jakieś stanowisko. To jest fajne, że ta książka wywołuje jakiś proces myślowy.
- Poruszacie też wzniosłe tematy?
AG: Tematy nie są wcale takie lekkie. Nie ma za dużo żartów, ale forma jest na tyle przystępna, a rzecz napisana potocznym językiem, że podobno płynnie się to czyta.
JS: Kuba Wojewódzki w programie zapytał się nas, czy chcemy być filozofami czy chuliganami. Odkąd poznałem szersze konteksty literackie, zawsze imponowali mi tacy trochę chuligani czy kaskaderzy. I ja chciałbym być takim filozofującym chuliganem właśnie. Połączeniem niskiego z wysokim.
AG: Tematy są różne. Od tych wynikłych z prozy życia, po dyskusje na temat narkotyków, śmierci, rasizmu czy homofobii. Ta książka jest jak rozmowa. Nie wiadomo, gdzie jakiś wątek nas doprowadzi, kiedy się urwie i kiedy zacznie się następny. Do tego jest naprawdę autentyczna i szczera.
- Ale charaktery macie zupełnie różne...
JS: I to jest chyba urok tej publikacji. Że pokazaliśmy różne charaktery. Dwa światy, jeden Abelarda, drugi mój. Są one całkowicie odmiennie, ale w niektórych momentach się przenikają.
AG: Chcieliśmy pokazać, że mimo różnic można ze sobą rozmawiać. Co w dzisiejszych czasach nie jest wcale takie oczywiste.
JS: Tak. Można się pięknie różnić.
Abelard Giza: Od jakiegoś czasu sugerowano nam napisanie książki. Zaczęliśmy się zastanawiać nad jej formą. Wpadliśmy na pomysł wymiany mailowej i uznano, że jest to ciekawa opcja.
- I od razu nałożyliście sobie 48-godzinny dryl.
Jacek Stramik: Od początku zaplanowaliśmy sobie, że nasza korespondencja będzie prowadzona z rygorem 48-godzinnym, co pozwoliło na stworzenie spójnej treści. Każdy miał 48 godzin na odpowiedź drugiemu. I tak odbijaliśmy piłeczkę, a w tego tenisa graliśmy przez pół roku.
AG: Zaczęliśmy w czerwcu a zakończyliśmy z ostatnim dniem grudnia 2017 roku. Zrobiliśmy małą korektę, złożyliśmy to w całość, wysłaliśmy do wydawnictwa i czekaliśmy na odzew.
- Jesteście przyjaciółmi, dobrze się znacie, dlatego od razu iskrzyło.
JS: Książka jest kontynuacją dialogów, które prowadziliśmy w realnym życiu. Te nasze rozmowy przyjęły formę felietonistyczną, dziennikową, memuarową. Momentami ocierają się o publicystykę.
- Jakie tematy poruszacie w tych rozmowach?
AG: Bardzo różne. Rozmawiamy o komedii, o naszym życiu prywatnym. Niektóre rozmowy dotyczą drobnych zdarzeń, które miały miejsce w ciągu tego pół roku i stały się ziarenkami do bardziej uniwersalnych rozważań.
- Jacku, Tobie jako poloniście pisanie na pewno przychodziło bez trudu...
JS: Lubię pisać, wcześniej prowadziłem bloga. Odkąd pamiętam, nigdy nie miałem problemów z pisaniem.
- Czy któremuś z Was zdarzyło się odpisać z opóźnieniem?
JS: Od razu założyliśmy sobie, że jak ktoś nie zmieści się w terminie, to będzie jakaś kara.
- Jakie to były kary?
JS: Wolimy nie zdradzać. Ten wyścig z czasem był ekscytujący, ale nie była to kara w rodzaju obcięcia ręki (śmiech).
AG: Ale była to rzecz nieodwracalna.
JS: Kara musiała być, żeby dodać uroku.
- Jacek okazał się niezłym zawodnikiem. Podobno odpisał na maila o piątej nad ranem po ostro zakrapianej imprezie...
AG: Było to na samym początku naszej korespondencji. Byliśmy razem w trasie, wróciliśmy do hotelu. Założyliśmy sobie, że w czasie wyjazdów nie dyskutujemy o rzeczach, o których do siebie piszemy. Wtedy akurat była kolej Jacka. Wcześniej był after. Taki wesoły wieczór powystępowy. Wróciliśmy do hotelu i nagle przydybało nas wesele. Goście weselni rozpoznali nas i zaprosili do stołu, żebyśmy wypili za zdrowie pary młodej. Ja po kilku toastach poszedłem spać, a Jacek poszedł dalej w tango. Byłem pewien, że nie odpisze na maila, bo nie będzie w stanie, a miał czas do rana. Nie doceniłem go. Wysłał mi tekst o piątej nad ranem.
JS: Chciałem pokazać, że traktuję rzecz poważnie. Zresztą wydaje mi się, że jak jestem pijany czy pod wpływem innych substancji, ważę słowa, mówię inaczej. Zwracam uwagę na szczegóły. Bierze się to z wychowania, które zakładało dbałość o pozory.
- Podobno pierwsze reakcje na książkę są bardzo pozytywne?
AG: Na razie mamy pozytywny odzew. Ludziom się wydaje, że trochę wchodzą w nasz świat. Zbliżają się do nas. Mają wrażenie, że siedzą gdzieś w pubie przy naszym stoliku i przysłuchują się naszym rozmowom. Jedna pani z Koszalina stwierdziła, że szkoda, że książka się już skończyła, bo miała wrażenie, że spędziła z nami kilka fajnych wieczorów gdzieś przy piwie. Czasami kibicowała jednemu, czasami drugiemu, czasami nie zgadzała się ani z jednym ani z drugim, ale musiała trochę wytężyć umysł, żeby zająć jakieś stanowisko. To jest fajne, że ta książka wywołuje jakiś proces myślowy.
- Poruszacie też wzniosłe tematy?
AG: Tematy nie są wcale takie lekkie. Nie ma za dużo żartów, ale forma jest na tyle przystępna, a rzecz napisana potocznym językiem, że podobno płynnie się to czyta.
JS: Kuba Wojewódzki w programie zapytał się nas, czy chcemy być filozofami czy chuliganami. Odkąd poznałem szersze konteksty literackie, zawsze imponowali mi tacy trochę chuligani czy kaskaderzy. I ja chciałbym być takim filozofującym chuliganem właśnie. Połączeniem niskiego z wysokim.
AG: Tematy są różne. Od tych wynikłych z prozy życia, po dyskusje na temat narkotyków, śmierci, rasizmu czy homofobii. Ta książka jest jak rozmowa. Nie wiadomo, gdzie jakiś wątek nas doprowadzi, kiedy się urwie i kiedy zacznie się następny. Do tego jest naprawdę autentyczna i szczera.
- Ale charaktery macie zupełnie różne...
JS: I to jest chyba urok tej publikacji. Że pokazaliśmy różne charaktery. Dwa światy, jeden Abelarda, drugi mój. Są one całkowicie odmiennie, ale w niektórych momentach się przenikają.
AG: Chcieliśmy pokazać, że mimo różnic można ze sobą rozmawiać. Co w dzisiejszych czasach nie jest wcale takie oczywiste.
JS: Tak. Można się pięknie różnić.