
Zapraszamy czytelników do studiowania naszego cyklu, który w całości poświęcamy rodzimej scenie muzycznej. Dzisiaj relacja ze spotkania z reprezentacjami zespołów Stagnation Is Death, Die Last oraz Last Point. Zobacz fotoreportaż.
Co tydzień oddajemy wam do dyspozycji materiał - potraktowany dawką historii lub swobodnych rozważań - o wybrykach współczesnych piewców sceny. O tym, co utrzymuje ich w cieniu, a co czasem daje nadzieję na wyjście z niego.
W niedzielę 7 stycznia Panowie z kolektywu Depression Town Crew ponownie wzięli na siebie obowiązki rzecznika alternatywnych form wyrazu, zapraszając na elbląską scenę zespoły, w mniejszym lub większym stopniu związane z nurtem muzyki Punk. Na pierwszym w tym roku koncercie zagrały: toruński Stagnation Is Death, trójmiejski Die Last oraz pochodzący z Rosji Last Point.
Pierwszy z wyżej wymienionych już trzykrotnie przekraczał mury naszego miasta, jednak w wyniku wcześniejszych problemów organizacyjnych, jak chociażby ingerencja służb mundurowych na przystani (8 kwietnia 2006 r.), zespół ten miał szansę zagrać przed elbląską publicznością po raz pierwszy. Toruński kwintet rozpoczął tego wieczora koncert i zaprezentował nam ponad półgodzinny przekrój swojego dorobku. „Faszyzm nie przejdzie”, „Wyścig szczurów” czy „Powstańcie” to utwory rysujące ciężki, bardzo brudny Punk/core, w którym znajdujemy ujście dla politycznych frustracji, niektórych kwestii socjalnego bytowania czy angażu w działalność ekologiczną. W czerwcu zeszłego roku, zespół wydał swój pierwszy album pod roboczym tytułem „Cywilizacja Upadku” i to właśnie utworami z tego krążka zespół częstował nas najczęściej. Pod sceną padły pierwsze ciosy.
Kolejny na scenie zameldował się Die Last. Początki tej grupy sięgają 1994 r., jednak minęło wiele lat, zanim muzycy zaczęli formalnie działać jako zespół. Goście z Trójmiasta zagrali u nas 15 kwietnia 2004 r. w Music Clubie wraz z Klonem i Fate, natomiast 12 lutego 2006 r. podzielili się sceną Jaszczura wraz z Calm The Fire, Aporią, Dobrym Dniem i As We Speak. Jest to zdecydowanie najbardziej spokojny band, który wystąpił 7 stycznia na elbląskiej ziemi, a także jeden z najbardziej stonowanych, które kiedykolwiek wystąpiły na koncercie logowanym przez DTC. Zespół bez większych problemów rozprawił się ze swoim kilkudziesięciominutowym zestawieniem wypchanych emocjami utworów, zarejestrowanych na albumach: „Marzenie zdesperowanych romantyków” (2001) i „Medicine” (2004), rozkołysał część gawiedzi liryczną ucieczką w czeluście człowieczego egzystencjalizmu, po czym zszedł ze sceny, ustępując miejsca grajcom zza wschodniej rubieży.
Ostatnim zespołem bowiem, który wdrapał się na scenę w tym dniu, był Last Point z Kaliningradu. Szajka ta, początkowo jako pięcioosobowy skład, zrzeszyła się pod tą nazwą we wrześniu 2005 r. Młodziki zaserwowały nam Hard-core starej daty, łączący w sobie szybkie pole, szarpane gitary i „krzyczany” - w tym przypadku w języku rosyjskim - wokal. Towarzysz Kalia i jego trzej kompani czuli się bardzo swobodnie na scenie, zagrali energicznie i wprowadzili pod nią trochę zamieszania. Sprawili, że kogoś tam w tłumie „na drzwiach ponieśli” i udowodnili, że najlepiej rozumianym przez wszystkich „językiem” jest po prostu muzyka. Jak na zespół o tak krótkim stażu, przyjemnie okopali głowę i dali całkiem fajny występ.
Pierwszy w tym roku koncert, zorganizowany na dziedzińcu elbląskiego podziemia, wypadł dobrze. Brzmienie, w porównaniu z poprzednimi imprezami w tym pubie, było zdecydowanie mocniejsze i bardziej krzepkie, co jednak wpływało momentami (szczególnie w przypadku Srtagnation Is Death) na niską czytelność partii gitarowych. Niemniej jednak, również dzięki odpowiednio nagłośnionej stópce, udało się osiągnąć wymagany ciężar. Jeżeli chodzi o skład tego wieczoru, to był on zdecydowanie fleksyjny, i każdy mógł znaleźć coś dla siebie; zarówno ci, poszukujący bardziej zwyrodniałych form dziedziny Punk, jak i ci, lubiący się przy muzyce spokojnie pobujać. Frekwencja nie najgorsza. I oby tak dalej.
W niedzielę 7 stycznia Panowie z kolektywu Depression Town Crew ponownie wzięli na siebie obowiązki rzecznika alternatywnych form wyrazu, zapraszając na elbląską scenę zespoły, w mniejszym lub większym stopniu związane z nurtem muzyki Punk. Na pierwszym w tym roku koncercie zagrały: toruński Stagnation Is Death, trójmiejski Die Last oraz pochodzący z Rosji Last Point.
Pierwszy z wyżej wymienionych już trzykrotnie przekraczał mury naszego miasta, jednak w wyniku wcześniejszych problemów organizacyjnych, jak chociażby ingerencja służb mundurowych na przystani (8 kwietnia 2006 r.), zespół ten miał szansę zagrać przed elbląską publicznością po raz pierwszy. Toruński kwintet rozpoczął tego wieczora koncert i zaprezentował nam ponad półgodzinny przekrój swojego dorobku. „Faszyzm nie przejdzie”, „Wyścig szczurów” czy „Powstańcie” to utwory rysujące ciężki, bardzo brudny Punk/core, w którym znajdujemy ujście dla politycznych frustracji, niektórych kwestii socjalnego bytowania czy angażu w działalność ekologiczną. W czerwcu zeszłego roku, zespół wydał swój pierwszy album pod roboczym tytułem „Cywilizacja Upadku” i to właśnie utworami z tego krążka zespół częstował nas najczęściej. Pod sceną padły pierwsze ciosy.
Kolejny na scenie zameldował się Die Last. Początki tej grupy sięgają 1994 r., jednak minęło wiele lat, zanim muzycy zaczęli formalnie działać jako zespół. Goście z Trójmiasta zagrali u nas 15 kwietnia 2004 r. w Music Clubie wraz z Klonem i Fate, natomiast 12 lutego 2006 r. podzielili się sceną Jaszczura wraz z Calm The Fire, Aporią, Dobrym Dniem i As We Speak. Jest to zdecydowanie najbardziej spokojny band, który wystąpił 7 stycznia na elbląskiej ziemi, a także jeden z najbardziej stonowanych, które kiedykolwiek wystąpiły na koncercie logowanym przez DTC. Zespół bez większych problemów rozprawił się ze swoim kilkudziesięciominutowym zestawieniem wypchanych emocjami utworów, zarejestrowanych na albumach: „Marzenie zdesperowanych romantyków” (2001) i „Medicine” (2004), rozkołysał część gawiedzi liryczną ucieczką w czeluście człowieczego egzystencjalizmu, po czym zszedł ze sceny, ustępując miejsca grajcom zza wschodniej rubieży.
Ostatnim zespołem bowiem, który wdrapał się na scenę w tym dniu, był Last Point z Kaliningradu. Szajka ta, początkowo jako pięcioosobowy skład, zrzeszyła się pod tą nazwą we wrześniu 2005 r. Młodziki zaserwowały nam Hard-core starej daty, łączący w sobie szybkie pole, szarpane gitary i „krzyczany” - w tym przypadku w języku rosyjskim - wokal. Towarzysz Kalia i jego trzej kompani czuli się bardzo swobodnie na scenie, zagrali energicznie i wprowadzili pod nią trochę zamieszania. Sprawili, że kogoś tam w tłumie „na drzwiach ponieśli” i udowodnili, że najlepiej rozumianym przez wszystkich „językiem” jest po prostu muzyka. Jak na zespół o tak krótkim stażu, przyjemnie okopali głowę i dali całkiem fajny występ.
Pierwszy w tym roku koncert, zorganizowany na dziedzińcu elbląskiego podziemia, wypadł dobrze. Brzmienie, w porównaniu z poprzednimi imprezami w tym pubie, było zdecydowanie mocniejsze i bardziej krzepkie, co jednak wpływało momentami (szczególnie w przypadku Srtagnation Is Death) na niską czytelność partii gitarowych. Niemniej jednak, również dzięki odpowiednio nagłośnionej stópce, udało się osiągnąć wymagany ciężar. Jeżeli chodzi o skład tego wieczoru, to był on zdecydowanie fleksyjny, i każdy mógł znaleźć coś dla siebie; zarówno ci, poszukujący bardziej zwyrodniałych form dziedziny Punk, jak i ci, lubiący się przy muzyce spokojnie pobujać. Frekwencja nie najgorsza. I oby tak dalej.
Orzeu