
W piątek 21 maja w Sali Audiowizualnej Biblioteki Elbląskiej mieliśmy okazję usłyszeć nastrojowe, liryczne utwory w wykonaniu Marcina Skrzypczaka. Młody wokalista obudził drzemiące w nas jeszcze pokłady wiosny, śpiewając przy akompaniamencie gitary klasycznej zarówno utwory własne, jak i teksty takich poetów, jak Ewa Lipska, Beata Obertyńska, Jacek Kaczmarski czy Adam Ochwanowski.
Marcin Skrzypaczak, z wykształcenia polonista, z zawodu nauczyciel, jest laureatem kilkudziesięciu nagród i wyróżnień, w tym I nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego na Festiwalu Piosenki Poetyckiej im. Jacka Kaczmarskiego w Kołobrzegu za interpretację piosenek poetyckich. Autoironiczny, zabawny, sypiący anegdotami wziętymi z życia młody muzyk oczarował nas swoją muzyką, wyciszył, wzruszył, a także rozśmieszył do łez.
Recital poezji śpiewanej, której dał popis, składał się z utworów o różnorodnym charakterze. Poetyckie budzenie wiosny w jego wykonaniu składało się nie tylko z utworów lekkich, radosnych i łatwych w odbiorze. Większość z utworów nakrapianych było bowiem metaforami, skłaniającymi do zadumy i refleksji nad naszym życiem, przemijaniem i sensem istnienia. Wiele z nich dotykało spraw metafizycznych, duchowych. „Spada nadzieja, jak liście z drzewa i gaśnie we mnie słońce przedwczorajszego dnia [..] i dokąd można tak bezwiednie włóczyć się...” – śpiewał wokalista, zachęcając nas do zadumy nad przemijaniem i sensem własnych poczynań.
Śpiewał także o miłości nie zawsze jednak doskonałej, o miłości do „Bezzębnej Wenus”. Stosując tę metaforę, miał na myśli miłość do pustej, aczkolwiek ładnej dziewczyny. W „Kolędzie wędrującej” Adama Ochwanowskiego wyśpiewał, że nikt nie jest doskonały, że każdy ociera się o dobro i zło, raniąc tym Boga. Wzruszył nas również utworem Ewy Lipskiej „Dom dziecka”, śpiewając o wyciągniętych rączkach trzydzieściorga dzieci, wyciągniętych, niestety, jedynie po łyżeczki do zupy.
W takim refleksyjnym nastroju, mimo nastającej już na dobre wiosny, Marcin Skrzypczak pozostawił nas, skłaniając tym samym do przemyśleń na temat naszego życia i codziennych poczynań. Koncert na miarę mistrza.
Recital poezji śpiewanej, której dał popis, składał się z utworów o różnorodnym charakterze. Poetyckie budzenie wiosny w jego wykonaniu składało się nie tylko z utworów lekkich, radosnych i łatwych w odbiorze. Większość z utworów nakrapianych było bowiem metaforami, skłaniającymi do zadumy i refleksji nad naszym życiem, przemijaniem i sensem istnienia. Wiele z nich dotykało spraw metafizycznych, duchowych. „Spada nadzieja, jak liście z drzewa i gaśnie we mnie słońce przedwczorajszego dnia [..] i dokąd można tak bezwiednie włóczyć się...” – śpiewał wokalista, zachęcając nas do zadumy nad przemijaniem i sensem własnych poczynań.
Śpiewał także o miłości nie zawsze jednak doskonałej, o miłości do „Bezzębnej Wenus”. Stosując tę metaforę, miał na myśli miłość do pustej, aczkolwiek ładnej dziewczyny. W „Kolędzie wędrującej” Adama Ochwanowskiego wyśpiewał, że nikt nie jest doskonały, że każdy ociera się o dobro i zło, raniąc tym Boga. Wzruszył nas również utworem Ewy Lipskiej „Dom dziecka”, śpiewając o wyciągniętych rączkach trzydzieściorga dzieci, wyciągniętych, niestety, jedynie po łyżeczki do zupy.
W takim refleksyjnym nastroju, mimo nastającej już na dobre wiosny, Marcin Skrzypczak pozostawił nas, skłaniając tym samym do przemyśleń na temat naszego życia i codziennych poczynań. Koncert na miarę mistrza.
dk