UWAGA!

Rockowo w Światowidzie

 Elbląg, Popcore z Ostródy
Popcore z Ostródy (fot. Anna Dembińska)

Mocnym akcentem zaczął się ubiegły weekend. W piątek (29 października) w dużej sali kina Światowid miał miejsce koncert promujący płytę „Muzyczna Warmia I Mazury”. Zagrały dla nas elbląskie zespoły Mulled Wine i Five Of Green oraz Popcore z Ostródy i Sandaless z Ełku. Zobacz zdjęcia.

Piątkowy koncert to kolejny krok twórców składanki „Muzyczna Warmia I Mazury” w kierunku promocji zarówno tego wydawnictwa jak i co za tym idzie muzyki i zespołów pochodzących z tego regionu.
       Koncert rozpoczęła ekipa Mulled Wine. Ten młody zespół z każdym kolejnym występem pozytywnie mnie zaskakuje. Nie wiem czy zagrali lepszy koncert niż ten, nie tak dawny, akustyczny w Bibliotece. W każdym razie tu mieli do dyspozycji prąd i wykorzystali go w sposób właściwy. Cieszę się, że nadal wzbogacają swoją muzykę skrzypcami, nie wiem czemu tym razem nie było fletu, choć może to dlatego, że i tak nie przebiłby się przez gitary elektryczne. W każdym razie zaliczyli bardzo dobry występ. Jedyne mankamenty to kulejące trochę w trakcie ich występu nagłośnienie i zdecydowanie nietrafiony, „siarczysty” przester gitary.
       Muszę przyznać, że nie takiej kolejności się spodziewałem, myślałem że będzie ona wynikać już nawet nie tyle z jakiejś tam mniejszej czy większej popularności kapel ile choćby ze stażu gry. W każdym razie jako drudzy na scenie pojawili się ostródzianie z Popcore. I od razu zaczęli od próby nawiązania kontaktu z publiką. Dosyć bezpretensjonalnym i luzackim podejściem zapewnili sobie pod sceną spore grono aktywnych słuchaczy. Zarzucili nas konkretną energią płynącą z bardzo dynamicznych, ciężkich a zarazem niezwykle przebojowych riffów. Usłyszeliśmy takie kawałki jak 100 Lat (dedykowane niejakiemu Kacprowi szalejącemu gdzieś pod sceną), Niewola, Transvestite, kapitalny Hamster zaczynający się ciężkim miarowym rytmem a kończący typowym death metalowym blastem. Na koniec zażartowali sobie ze słuchaczy zaczynając klasyka Master Of Puppets, szkoda tylko, że trwało to minutę bo brzmiało potężnie. Zdecydowanie chłopaki byli najbardziej rozrywkowym i komunikatywnym zespołem, któremu zależało na tym, żeby ludzie ruszyli tyłki z miejsc i zaczęli się bawić.
       Z kolei Sandaless (fot. niżej) zaprezentował się jako zespół, którego kontakt z publiką ogranicza się do stania przed nią. Mają niesamowitą moc i energię w utworach, ale sposób, w jaki są na scenie przypomina raczej zespół wykonujący spokojnie bujające reggae. Fakt, że niektórymi utworami czy zagrywkami wpisują się w szeroko pojętą spuściznę Boba Marleya, ale jednak zdecydowana większość ich setu to były ciężkie gitarowe rytmy poparte bardzo dobrym, mocnym wokalem Krzysztofa Laszkowskiego.

 

Gdzieś na początku ich występu zdarzyło się tak, że gitarzyście uciekł dźwięk. Rzecz normalna, sprzęt czasem zawodzi, ale owy gitarzysta strzelił w tym momencie klasycznego „focha”, wywołując we mnie poczucie winy o to, że nie mogę tam podbiec i dać mu chusteczek, bo wyglądał jakby zaraz miał zacząć płakać. Wrażenie z tego było takie, że w Sandaless jest mało rockowego luzu, a dużo spinania się o to, żeby wszystko było super profesjonalnie. Na szczęście ta sprzętowa niedyspozycja nie trwała zbyt długo i chwile potem mogliśmy oglądać już szczęśliwą minę muzyka.
       Ostatni tego wieczoru wystąpili Five Of Green. I to nie był zbyt dobry wybór. Ich poprzedni występ na tegorocznym ERE sobie chwaliłem, a tu po pierwszym, drugim kawałku zacząłem się zastanawiać za co? Początek koncertu był wybitnie mało porywający, potem się to trochę rozkręciło, ale szału nadal nie było. Do tego długie przerwy między utworami, zastanawianie się nad tym co teraz gramy i nagle poczułem się, jak na próbie zespołu gimnazjalistów. No i ciągnął się ten koncert niemiłosiernie długo, zresztą sam wokalista przyznał w którymś momencie, że jesteśmy wytrwali. Tylko ja miałem wrażenie, że wśród tych wytrwałych pozostają już sami znajomi zespołu. W związku z czym niżej podpisany wyszedł w błogiej niewiedzy, ile jeszcze FOG będzie grał.
       Trzeba przyznać, że impreza było to całkiem udana i kto przyszedł ten z pewnością przekonał, bądź utwierdził się w tym, że scena Warmii i Mazur ( i Elbląga – żeby mi nikt nie wytknął, że co my mamy do tamtych regionów, że tu to przecież Pomorze itd.) ma się czym pochwalić, a kto nie był przez kolejny rok znów będzie psioczył naokoło, że nic się nie dzieje i w Polsce nie ma fajnych zespołów. Zdarza się.
      

Tomasz Sulich

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
Reklama