
On – instruktor tenisa, który nie lubi wody. Ona – oceaniczna łódź wiosłowa. I ten trzeci - rower. Dariusz Kotala chce... okrążyć kulę ziemską. Na lądzie będzie jeździł rowerem (i nigdzie się nie spieszył), Atlantyk i Pacyfik przepłynie na pokładzie łodzi wiosłowej „Złotoryjanka”. Łódź i podróżnika można znaleźć na przystani Grupy Wodnej. Zobacz zdjęcia.
- Kilka lat temu ukończyłem swoją pierwszą podróż dookoła świata. Na lądzie poruszałem się rowerem, ocean pokonałem samolotem – mówił Dariusz Kotala. - Ale czegoś mi brakowało. Stwierdziłem, że muszę pokonać tę drogę siłą własnych mięśni. Plan jest taki, że na lądzie będę jeździł rowerem, a ocean pokonam na pokładzie Złotoryjanki. Chociaż wody nie lubię [śmiech].
Dariusza Kotalę spotykamy na przystani Grupy Wodnej. W ramach przygotowań do rejsu przewiosłował do Elbląga ze Świnoujścia. Łódź wiosłowa...
- Ludzie często myślą, że to jakaś wersja kajaka podobnego do tego, na którym pływał Aleksander Doba. To nie jest kajak! - wyjaśnia podróżnik. - To jest oceaniczna łódź wiosłowa. Ja siedzę tyłem do kierunku pływania.
… ma 6,40 metra długości, 1,75 metra szerokości w najszerszym miejscu, waży ćwierć tony. Została wyprodukowana w 2013 r. Na rufie jest kabina mieszkalna, jak mnie zapewnia Darek, z moim 1,90 m wzrostu „na styk” bym się zmieścił. Na dziobie pomieszczenie gospodarcze. Napęd zapewniają dwie pary wioseł (łódź jest dwuosobowa), na pokładzie jest jeszcze jedno zapasowe. Poprzedni właściciele już nią pływali po oceanach i bili rekordy. Jamie Sparks miał 21 lat 327 dni, Luke Birch - 21 lat 153 dni, kiedy 4 grudnia 2013 r. wsiadali na pokład Maple Leaf (takie miano wcześniej nosiła Złotoryjanka) w hiszpańskim San Sebastian. Po 54 dniach i przewiosłowaniu 2550 mil morskich dopłynęli do English Harbour na wyspie Antigua na Karaibach przepływając Atlantyk jako najmłodszy tandem w historii. Rekord trafił do Księgi Rekordów Guinnessa.
Dwa lata później na tej samej trasie kolejny rekord (na tej samej łodzi) pobił Callum Gathercole. Od 20 grudnia 2015 r. do 17 lutego 2016 r. przewiosłował Atlantyk i został najmłodszym człowiekiem, który samodzielnie przepłynął Atlantyk w łodzi wiosłowej.
fot. Anna Dembińska
Łódź podróżnik znalazł w Wielkiej Brytanii w 2023 r. i lądem przetransportował do Polski. Nazwę dostała od Złotoryi, rodzinnego miasta Dariusza.
„Łódź, która przepłynęła dwa razy Atlantyk, a osada i solo wioślarz ustanowili rekord świata! Zbudowana przez Simona Chalka , który jest rekordzistą w ilości przepłyniętych oceanów. 10 razy przepłynął ocean!!!! Simon i właściciel łodzi, Mark Turner są wspaniałymi osobami, które poznałem, rozmawiałem i są skorzy do pomocy. Już wiele się od nich dowiedziałem i nauczyłem!” - czytamy na na profilu Dariusz Kotali – Boat, Bike and Me na Facebooku.
W świat na rowerze
Ale najpierw była wyprawa w świat na rowerze. W 2017 r. Dariusz Kotala wyruszył na szlak, wrócił w 2018 r. „Jakkolwiek, to zabrzmi, pierwsza [wyprawa – przyp. SM] była mała. Rok na rowerze, złamana ręka i pokonanie tylko 23 069 km. Jazda przez cztery kontynenty, siedemnaście krajów plus Tybet. – Mała podróż. Mała!? Ktoś mógłby powiedzieć.” - możemy przeczytać na blogu podróżnika BoatBikeAndMeBlog
- Wtedy nie wyobrażałem sobie roku bez gry w tenisa. Zapakowałem więc do bagażu rakietę i była okazja pograć w sześciu krajach – wspomina Dariusz Kotala. - Odwiedziłem niesamowite miejsca, poznałem wspaniałych ludzi. W Las Vegas wygrałem 20 dolarów „na czysto” w oczko. Być w okolicach Las Vegas i nie wejść do kasyna, to jak z Paryżem i wieżą Eiffla. Zobaczyłem Mount Everest, Hobbiton [miejsce gdzie kręcono Władcę Pierścieni – przyp. SM] w Nowej Zelandii, świątynie w Tajlandii... Chociaż były też momenty, w których miałem dosyć np. w Chinach, gdzie podczas pokonywania pustyni Gobi przez kilka tygodni wszystko było szarobure. Ale i tak mam poczucie niedosytu. Podczas wyprawy, do której się teraz przygotowuję, chce zobaczyć jak najwięcej z tego, co mnie ominęło za pierwszym razem. Generalnie plan jest taki, żeby odcinki na morzach i oceanach pokonać możliwie szybko, a na lądzie odwiedzić jak najwięcej zakątków i nie liczyć się z czasem.
Rower na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się specjalnie. Na „parkingu dla rowerów” pewnie nikt nie domyśliłby się, że może on posłużyć w wyprawie dookoła świata.
- Zwykły z aluminiową ramą i stalowymi widełkami. Waży 20 kilogramów. Wyprodukowany w 2007 r. Przejechałem na nim poprzednią wyprawę i teraz też będzie moim środkiem lokomocji. Najwięcej zrobiłem na nim 152 kilometry w ciągu dnia. Ale pogoda sprzyjała, płasko, delikatny wiaterek w plecy. Najmniej – 13 kilometrów. Ale znów to zależało od pogody, wtedy akurat wiatr był silny, prosto w twarz, więcej nie dało rady. Średni przebieg to tak około 90 kilometrów dziennie. - zdradza Dariusz Kotala.
Podróżnik nocował albo w namiocie, albo w hostelach, tanich hotelach.
- Ludzie też zapraszali do siebie – wspomina podróżnik.
W przyszłym roku znów na rower
- Część rowerową chciałbym zacząć jak najwcześniej. Może uda się już zimą. Startuję ze Złotoryi, serdecznie zapraszam wszystkich tych rowerzystów, którzy chcieliby mi towarzyszyć przez pierwsze kilometry. Zapraszam też do dołączenia się na trasie na trasie, na kilka kilometrów, albo na kilka dni. Zależy mi na tym, aby ten projekt łączył ludzi. I kto będzie chciał, może do mnie dołączyć na rowerze: na kilka kilometrów, kilkadziesiąt, a może kilka dni. Informacje na bieżąco będę podawał na swoich mediach społecznościowych. Rejs przez ocean planuję później. To musi być sprzyjający sezon. Na Atlantyk z Europy lub Afryki najlepiej wypłynąć w listopadzie lub grudniu – mówi podróżnik. - Od razu wyjaśnię. To nie będzie wyprawa „jednym ciągiem”. Na to nie pozwalają finanse.
Optymistyczny plan zakłada wyruszenie do północnej Afryki już w styczniu 2026 r. Cel: Dakar w Senegalu, skąd rozpocząłby się etap morski podróży. Przy czym, to na razie plany, które muszą być dostosowywane na bieżąco do aktualnych warunków.
„Popatrzmy na liczby dotyczące tego wyzwania: 5 kontynentów, 30 krajów, 2 morza do pokonania, 2 oceany do przepłynięcia, Amazonka do przepłynięcia wpław i niezliczone ilości kilometrów. (…) Jakieś 3 lata na przygotowania, przy dobrych wiatrach! Kolejne 3 z hakiem na podróż. To optymistyczna wersja!” - to znów cytat z bloga podróżnika.
fot. Anna Dembińska
„Ocean parsknie nam radośnie pianą w twarz”
(cytat z szanty „Na szlakach smukłych kliprów” W. Bocianowskiego)
„Co jest najważniejsze by pokonać dwa oceany i jeszcze mieć siły na pedałowanie przez pięć kontynentów? Romuald Koperski po przepłynięciu Atlantyku powiedział, że nie ważne jak silny będzie osiłek w łodzi, to jak nie będzie miał odpowiedniej głowy, to nie da rady. Simon Chalk, rekordzista pod względem ilości przepłyniętych oceanów (10!!!) powiedział, że trzeba mieć zdrowe ciało.” - czytamy na profilu FB Dariusza Kotali.
- Trzeba mieć kontakt z ludźmi. Przyda się „internet satelitarny”, aby nie tylko mieć połączenie głosowe, ale także zobaczyć drugiego człowieka – dodaje podróżnik.
Łódź w zasadzie jest już gotowa do rejsu. Dokupić trzeba dwie odsalarki (przygotowujące z wody słonej wodę pitną) i żywność liofilizowaną.
- Odsalarki muszą być dwie, gdyż mają tendencję do awarii. Kolejna sprawa to pomalowanie farbą antyporostową. Ja wiosłuję z prędkością 1,5 – 2 węzły. Jeżeli porosty spowolnią mnie o 0,5 węzła, to jest to dużo – mówi Dariusz Kotala. - Trzeba również przygotować się mentalnie. W kabinie po jednym z rejsów pozostała swoista instrukcja: co zrobić, żeby nie zwariować w samotności pośrodku oceanu. Pewnie uzupełnię je o swoje przemyślenia. W grudniu przyszłego roku będę miał 50. urodziny i zamierzam świętować je na oceanie.
Trening czyni mistrza
Przewiosłowanie dwóch oceanów i dwóch mórz wydaje się zadaniem karkołomnym. Dariusz Kotala nie ukrywa, że wody nie lubi. Łódź, specjalnie pod ten wyczyn, kupił dwa lata temu w Wielkiej Brytanii.
- Po zakończeniu przedsięwzięcia chcę ją postawić w Złotoryi. Już nawet mam upatrzone miejsce, muszę tylko przekonać burmistrza, żeby tam nic nie powstało – zdradza podróżnik. - Twórca łodzi już złożył ofertę odkupienia, ale nie ma takiej opcji.
Zanim jednak bohater tego tekstu wypuści się na ocean, trzeba potrenować. Z jednej strony nauczyć się poprawnie wiosłować (co nie jest specjalnie trudne), obsługiwać łódź w pojedynkę, z drugiej przygotowywać się do samotności w sytuacji, kiedy dookoła, aż po horyzont jest tylko woda i woda. I jeszcze jedna sprawa, czyli zdobycie wszystkich uprawnień umożliwiających rejs i korzystanie np. z radia. Z trzeciej... poradzić sobie z chorobą morską.
- Dwa lata temu zaczęła się moja wodna przygoda. Wcześniej byłem raz na jachcie, na rejsie z Gdyni na Hel i z powrotem. I złapała mnie choroba morska. Na szczęście na Helu udało się doprowadzić do porządku i podczas rejsu powrotnego niespodzianek już nie było – wspomina Dariusz Kotala.
Pierwszym poważniejszym sprawdzianem był rejs w 2023 r. Odrą ze Złotoryi do Szczecina i później na Zalew Szczeciński. A ze Szczecina prosto na Wolin, na Festiwal Wikingów i Słowian. I wszystko siłą własnych mięśni, bez użycia silnika, żagli i innych „wspomagaczy”.
fot. Anna Dembińska
Na Bornholm...
Swoistym morskim chrztem była wyprawa na Bornholm i z powrotem (z Dziwnowa do duńskiego Ronne) . Na pokładzie Złotoryjanki znalazło się trzech wioślarzy.
„Wyruszyliśmy w poniedziałek, 11 września [2023 r. - przyp. SM] o 6:06 z mariny w Dziwnowie. Późną porą jak na taką podróż. Ważne było by mieć odpowiednie długie okno pogodowe. Prognoza była pomyślna choć nie najlepsza. Najpierw ostro, by jak najdalej odpłynąć w dobrym kierunku, bo potem miał być wiatr, który będzie nas znosił i oddalał od wyspy. Udało się to zrobić, ale potrzeby takiej nie było. Prognoza się nie sprawdziła. Zamiast wiatru od rufy mieliśmy słaby w porywach do 6 węzłów od dziobu. Na morzu prawie flauta co nam nie przeszkadzało Wiosłowaliśmy po godzinie i 30 minut przerwy. Odciski i ból w czterech literach pojawił się bardzo szybko. Trochę ulgi przyniosła kąpiel na środku Bałtyku Ja się odważyłem, chłopaki nie Wiosła w ręku trzymaliśmy przez 23 godziny non stop. Monotonna, ciężka praca. W przerwie półgodzinnej jedzenie, picie i leżenie plus rozciąganie mięśni, a szczególnie masaż pośladków! Nie było sielanki, bo Bałtyk jest zdradziecki, co do warunków pogodowych. Chcieliśmy być pewni, że zdążymy przed zmianą pogody. Minęło nas kilka statków, ale bardzo daleko. Najbliższy był w odległości ponad jednej mili morskiej. Żagla żadnego nie widzieliśmy. Po 23 godzinach wiosłowania non sto ze średnią prędkością 3 węzły udało się dopłynąć na piękną wyspę Bornholm!” - taki opis rejsu zamieścił Dariusz Kotala na swoim profilu na Facebooku.
Trzeba jednak zauważyć, że nie wszystko zawsze szło z górki. Próba samotnego rejsu na Bornholm na początku czerwca 2024 r. zakończyła się niepowodzeniem z powodów zdrowotnych. Po dojściu do zdrowia Dariusz Kotala podjął kolejną próbę i tym razem po ciężkim rejsie dotarł do Sassnitz na niemieckiej wyspie Rugia. Tym razem warunki pogodowe nie pozwoliły zaatakować Bornholmu i po kilku dniach podróżnik zdecydował się wiosłować do Kołobrzegu. Na Bornholm udało się dopłynąć w lipcu tego roku.
Od piątku (22 sierpnia) Złotoryjanka stoi zacumowana na rzece Elbląg. Dariusz Kotala trenuje dalej, a wizyta w naszym mieście jest związana z rejsem po Morzu Bałtyckim wzdłuż polskiego wybrzeża.
„Na Bałtyku najgorsze jest nie wiosłowanie, pogoda, czy fale... Wyciąganie 120 metrów mokrej liny z łańcuchem o długości 15 metrów i 6 kg kotwicy to masakra, która meczy najbardziej! Dlatego polecam nie tylko na jachty windę, ale i dla każdej jednostki wodnej.. nawet kajaka!” - czytamy na profilu na Facebooku fragment relacji z rejsu.
Dariusz Kotala zapewnia, że z przyjemnością odpowie na wszystkie pytania osób odwiedzających łódź w Elblągu, związane z jego projektem wyprawy dookoła świata.
Przygotowania do wyprawy można śledzić na kanale YT Łódź Rower i Ja – YouTube oraz na Facebooku Dariusz Kotala – Boat, Bike and Me.