Bardzo chciałabym napisać coś od siebie w nawiązaniu do artykułu "Matki walczą o Lotniczą". Może nie do samego artykułu, a do komentarzy pod nim umieszczonymi. Jestem dumną matką dwóch synów z autyzmem. Wstaję rano, patrzę na zegarek, jest 5:30. Robię kawę, idę do łazienki, patrzę w lustro i myślę "może by dziś strzelić sobie choćby lekki makijaż i wyglądać jak człowiek". Po chwili jednak rezygnuję.
Przecież ja matka dwójki niepełnosprawnych dzieci nie mogę wyglądać dobrze. Powinnam być rozczochrana, nieumalowana i chodzić w worku. Inaczej zaraz wszyscy będą komentować, jak dobrze mi się powodzi, bo przecież ciągnę kasę z państwa, siedzę w domu i jeszcze mi za to płacą. Zresztą jak się nie przespało całej nocy od 12 lat to i tak wygląda się jak zombie. Nie pomoże nawet puder i korektor. Ogarniam się, budzę dzieci. Może dziś chociaż jeden nie będzie odstawił żadnych numerów. Wyjeżdżamy z domu (tak proszę Państwa mam samochód kupiony za własne pieniądze, stary, ale jeździ ). Udało się bez większych problemów. Poszukiwanie skarpet w kolorze bluzki czy kromki chleba bez dziury to przecież normalka. Zawożę młodszego na rehabilitację, jeszcze przed lekcjami na 7:30 zostawiam go i pędzę ze starszym do szkoły. Wracam po młodszego i odstawiam go na lekcje, jak się uda, to spóźni się tylko 45 minut. Ufff... dzieci odstawione. Jak każda matka robię zakupy i do domu. Gotuję obiad, ogarniam w domu, w biegu spijam kawę, patrzę na zegarek. O szlag, już trzeba wychodzić. Wracam do szkoły, odbieram młodszego i zawożę go na godzinę do babci, jak mąż będzie jechał z pracy, to zabierze go do domu (tak proszę Państwa mam też męża, który jeszcze od nas nie uciekł i na dodatek uczciwie pracuje). Wracam do szkoły po starszego syna i szybko na prywatną terapię (za którą płacę sama odmawiając sobie wielu rzeczy i nie prosząc nikogo o pomoc). Czekam aż syn skończy zajęcia. Wracam do domu. Jest godzina 18. Nie wiem, czy znowu dziś ze wszystkim zdążę. Wieczorem siedzę i myślę o normalnych rzeczach, jakie przewijają się przez głowy takich matek jak ja. Czy moje dzieci będą kiedyś samodzielne, czy poradzą sobie w życiu, kto im pomoże, kto się nimi zajmie i gdzie znajdą dla siebie miejsce. Czy kupić sobie nowe buty, czy przelatać trzeci sezon w tych samych, za to wykupić dodatkową godzinę rehabilitacji. Jak ustawić wszystko na następny dzień, żeby wszędzie zdążyć i w końcu nie paść na twarz. Mam już dość, idę spać, dzieci śpią niespokojnie, więc czuwam. Rano budzę się i od nowa... Wychodzę ze szkoły, spotykam znajomą i już wiem, co zaraz od niej usłyszę: "Ty to masz dobrze, nie pracujesz, siedzisz w domu, a te twoje dzieci to przecież wyglądają normalnie, zresztą co się martwisz, może jeszcze z tego wyrosną." Patrzę na nią i myślę, czy powiedzieć jej coś, tłumaczyć. Uśmiecham się tylko głupio, żegnam i odchodzę. To nie ma sensu. Myślę, czy może pojechać z dziećmi na turnus rehabilitacyjny, ale skąd wziąć 12 tys. zł (bo przecież razy dwa). Lepiej nie będę mówić tego głośno, bo zaraz ktoś mi wypali, że przecież biorę 500 plus. Jutro starszy syn ma wizytę u specjalisty w Olsztynie, no cóż trzeba jechać. Szkoda, że dla młodszego nie było już miejsca i ma wizytę za dwa dni, ale zawsze to jakaś wycieczka. Mogłabym opisać jeszcze kilka dni z mojego "wspaniałego" i "dostatniego" życia, ale czy ktoś to zrozumie? Pozdrawiam serdecznie tych, którzy pisali te wspaniałe komentarze pod artykułem o Lotniczej. Tych, którzy pracują po 12 godzin, nie mają 500 plus, nie mogą wyjechać z rodziną nad morze lub jezioro, a przede wszystkim tych, którzy mają zdrowe dzieci.
Matka