
„Żeby zostać kierowcą autobusu trzeba mieć żelazne nerwy i twardy tyłek” –twierdzi Krzysztof Pipczyński, który od 22 lat za kierownicą spędza około osiem godzin dziennie. Żeby oderwać się od monotonii, wziął udział w konkursie na Najlepszego Kierowcę Arriva. Zdobył drugie miejsce i zaostrzył swój apetyt na więcej.
Anna Kaniewska: Gdyby nie był Pan kierowcą autobusu, to czym by się Pan zajmował?
Krzysztof Pipczyński: - Mam licencję samolotową i szybowcową. Myślę, że gdybym nie był kierowcą autobusu, byłbym pilotem samolotowym. Jestem byłym członkiem Kadry Polski w akrobacji samolotowej. Lotnictwo to moje największe hobby.
- A swoją pracę Pan lubi?
- Bardzo lubię, bo jest związana z moją drugą pasją – motoryzacją. Od najmłodszych lat jest to mój konik. Miałem wujka, który był mechanikiem, tak więc miałem możliwość podglądania jego pracy. Wówczas zafascynowałem się samochodami i tak mi zostało (śmiech).
- Długo pracuje Pan w zawodzie?
- Zawodowym kierowcą jestem od 35 lat, natomiast autobusy miejskie prowadzę od 22 lat.
- Pracował Pan wcześniej w innym zawodzie?
- Przez pewien czas byłem w policji na służbie przygotowawczej, na której przekonałem się, że do tego zawodu po prostu się nie nadaje.
- Jak zostać kierowcą autobusu? Na pewno trzeba mieć prawo jazdy kategorii D.
- Gdy ja zaczynałem swoją pracę, to wymagano ode mnie tylko wspomnianego prawa jazdy kategorii D. W moim przypadku było to tylko uzupełnienie, ponieważ mam prawo jazdy wszystkich kategorii. Posiadałem również uprawnienia instruktora nauki jazdy, ale dziś są zapewne nieaktualne. Myślę, że w zawodzie kierowcy już wszystko osiągnąłem.
- Pamięta Pan pierwszy dzień swojej pracy?
- Był to sierpień ’94. Jechałem PKA linią nr 14.
- Ile godzin codziennie spędza Pan w autobusie?
- Około osiem godzin.
- Trudno prowadzi się taki duży pojazd?
- Nie! To nie jest nic trudnego. Nawet dziewczyny jeżdżą i doskonale dają sobie radę. Trzeba po prostu oswoić się z tym pojazdem. Potem człowiek się przyzwyczaja.
- Odczuwa Pan czasem monotonię związaną ze swoim zawodem?
- Oczywiście (śmiech). Jednak myślę, że po tylu latach w zawodzie jest to normalna reakcja.
- Spędza Pan dużo czasu na drodze. Jak Pan ocenia polskich kierowców?
- Czasem odnoszę wrażenie, że część kierowców nie zna w ogóle przepisów drogowych. Natomiast wiem, że zdecydowanie więcej kierowców po prostu ich nie przestrzega. Dobrym przykładem jest sytuacja, gdy autobus wyjeżdża z zatoczki. O tym, że kierowca samochodu musi przepuścić kierowcę autobusu, nie pamiętają. Ale że autobusem nie mogę wyprzedzać – to wiedzą doskonale. Nie raz miałem sytuacje, w których życie innych osób było zagrożone. Np. 20 lat temu kobieta pod wpływem alkoholu wpadła mi prosto pod autobus. Musiałem bardzo agresywnie zahamować. W skutek tego nagłego zahamowania, jedna z moich pasażerek uderzyła się i połamała sobie żebro. Oczywiście nietrzeźwa kobieta poniosła konsekwencje swojego nieodpowiedzialnego zachowania.
- Wypowiedział się Pan na temat kierowców. A jak Pan ocenia zachowanie pasażerów? Są kulturalni czy raczej nieprzyjemni, niemili?
- Są ci, którzy są sympatyczni oraz ci mniej uprzejmi. Czasem trafią się takie „perełki”, że aż szkoda słów. M.in. zostałem opluty, próbowano mnie pobić. Nie chcę więcej do tego wracać, więc lepiej będzie, jak zmienimy temat.
- To okropne…
- Niestety nie każda osoba może zostać kierowcą autobusu. Młode osoby szybko rezygnują i szukają spokojniejszej pracy. Ja się oswoiłem, na pewne zachowania nawet nie reaguję. Żeby zostać kierowcą autobusu trzeba mieć żelazne nerwy i twardy tyłek
- Czy pasażerowie kiedykolwiek podziękowali Panu za Pana pracę?
- Oczywiście. Jedna z pasażerek zostawiła w autobusie laptopa, na którym miała jedyny dokument zawierający jej pracę magisterską. Oczywiście oddałem sprzęt i dostałem podziękowania.
- Co jest w Pana zawodzie najtrudniejsze?
- Odpowiedzialność za moich pasażerów oraz osoby uczestniczące w ruchu drogowym.
- 22 lipca na Węgrzech odbył się konkurs na Najlepszego Kierowcę Arriva w 2016 r. Nasz kraj, który Pan reprezentował wraz z Adamem Malinowskim i Tomaszem Malinowskim, zdobył drugie miejsce. Indywidualnie również zdobył Pan drugie miejsce. Na czym polegał na ten konkurs?
- Startowało 21 kierowców. Liczył się czas i precyzja. Autobusy, którymi się ścigaliśmy miały wyłączone systemy kontroli trakcji oraz systemy ABS. Na niektórych drogach na torze były zainstalowane maty poślizgowe. Zadania dla kierowców nie były proste, np. mieliśmy w autobusie zbiornik z wodą. Trzeba jeździć między pachołkami slalomem i po okręgu oraz jeździć po prostej z hamowaniem. Oczywiście chodziło o to, aby jak najmniej wody wylało się ze zbiornika. Były przydzielane sekundy karne. Była także jazda manewrowa, wjazd do garażu przodem, tyłem, bokiem, wjazd w zatoczkę. Czułem się jak na egzaminie na prawo jazdy. Najciekawszą dla mnie konkurencją był wjazd do garażu z zasłoniętymi lusterkami. Jednak to zadanie miało miejsce na eliminacjach krajowych w Tczewie, gdzie także zająłem drugie miejsce.
- Jak Pan świętował sukces? Było symboliczne piwko z kolegami z pracy?
- No jasne! Świętowaliśmy już w Budapeszcie.
- Będzie Pan brał udział także w innych konkursach?
- Chcę za rok znów wystartować w tym samym konkursie, ale tym razem liczę, że zdobędę pierwsze miejsce.
- Czego mogę Panu życzyć na koniec tej rozmowy? Oprócz wymarzonego pierwszego miejsca.
- Zdrowia, bo ono jest najważniejsze.
Krzysztof Pipczyński: - Mam licencję samolotową i szybowcową. Myślę, że gdybym nie był kierowcą autobusu, byłbym pilotem samolotowym. Jestem byłym członkiem Kadry Polski w akrobacji samolotowej. Lotnictwo to moje największe hobby.
- A swoją pracę Pan lubi?
- Bardzo lubię, bo jest związana z moją drugą pasją – motoryzacją. Od najmłodszych lat jest to mój konik. Miałem wujka, który był mechanikiem, tak więc miałem możliwość podglądania jego pracy. Wówczas zafascynowałem się samochodami i tak mi zostało (śmiech).
- Długo pracuje Pan w zawodzie?
- Zawodowym kierowcą jestem od 35 lat, natomiast autobusy miejskie prowadzę od 22 lat.
- Pracował Pan wcześniej w innym zawodzie?
- Przez pewien czas byłem w policji na służbie przygotowawczej, na której przekonałem się, że do tego zawodu po prostu się nie nadaje.
- Jak zostać kierowcą autobusu? Na pewno trzeba mieć prawo jazdy kategorii D.
- Gdy ja zaczynałem swoją pracę, to wymagano ode mnie tylko wspomnianego prawa jazdy kategorii D. W moim przypadku było to tylko uzupełnienie, ponieważ mam prawo jazdy wszystkich kategorii. Posiadałem również uprawnienia instruktora nauki jazdy, ale dziś są zapewne nieaktualne. Myślę, że w zawodzie kierowcy już wszystko osiągnąłem.
- Pamięta Pan pierwszy dzień swojej pracy?
- Był to sierpień ’94. Jechałem PKA linią nr 14.
- Ile godzin codziennie spędza Pan w autobusie?
- Około osiem godzin.
- Trudno prowadzi się taki duży pojazd?
- Nie! To nie jest nic trudnego. Nawet dziewczyny jeżdżą i doskonale dają sobie radę. Trzeba po prostu oswoić się z tym pojazdem. Potem człowiek się przyzwyczaja.
- Odczuwa Pan czasem monotonię związaną ze swoim zawodem?
- Oczywiście (śmiech). Jednak myślę, że po tylu latach w zawodzie jest to normalna reakcja.
- Spędza Pan dużo czasu na drodze. Jak Pan ocenia polskich kierowców?
- Czasem odnoszę wrażenie, że część kierowców nie zna w ogóle przepisów drogowych. Natomiast wiem, że zdecydowanie więcej kierowców po prostu ich nie przestrzega. Dobrym przykładem jest sytuacja, gdy autobus wyjeżdża z zatoczki. O tym, że kierowca samochodu musi przepuścić kierowcę autobusu, nie pamiętają. Ale że autobusem nie mogę wyprzedzać – to wiedzą doskonale. Nie raz miałem sytuacje, w których życie innych osób było zagrożone. Np. 20 lat temu kobieta pod wpływem alkoholu wpadła mi prosto pod autobus. Musiałem bardzo agresywnie zahamować. W skutek tego nagłego zahamowania, jedna z moich pasażerek uderzyła się i połamała sobie żebro. Oczywiście nietrzeźwa kobieta poniosła konsekwencje swojego nieodpowiedzialnego zachowania.
- Wypowiedział się Pan na temat kierowców. A jak Pan ocenia zachowanie pasażerów? Są kulturalni czy raczej nieprzyjemni, niemili?
- Są ci, którzy są sympatyczni oraz ci mniej uprzejmi. Czasem trafią się takie „perełki”, że aż szkoda słów. M.in. zostałem opluty, próbowano mnie pobić. Nie chcę więcej do tego wracać, więc lepiej będzie, jak zmienimy temat.
- To okropne…
- Niestety nie każda osoba może zostać kierowcą autobusu. Młode osoby szybko rezygnują i szukają spokojniejszej pracy. Ja się oswoiłem, na pewne zachowania nawet nie reaguję. Żeby zostać kierowcą autobusu trzeba mieć żelazne nerwy i twardy tyłek
- Czy pasażerowie kiedykolwiek podziękowali Panu za Pana pracę?
- Oczywiście. Jedna z pasażerek zostawiła w autobusie laptopa, na którym miała jedyny dokument zawierający jej pracę magisterską. Oczywiście oddałem sprzęt i dostałem podziękowania.
- Co jest w Pana zawodzie najtrudniejsze?
- Odpowiedzialność za moich pasażerów oraz osoby uczestniczące w ruchu drogowym.
- 22 lipca na Węgrzech odbył się konkurs na Najlepszego Kierowcę Arriva w 2016 r. Nasz kraj, który Pan reprezentował wraz z Adamem Malinowskim i Tomaszem Malinowskim, zdobył drugie miejsce. Indywidualnie również zdobył Pan drugie miejsce. Na czym polegał na ten konkurs?
- Startowało 21 kierowców. Liczył się czas i precyzja. Autobusy, którymi się ścigaliśmy miały wyłączone systemy kontroli trakcji oraz systemy ABS. Na niektórych drogach na torze były zainstalowane maty poślizgowe. Zadania dla kierowców nie były proste, np. mieliśmy w autobusie zbiornik z wodą. Trzeba jeździć między pachołkami slalomem i po okręgu oraz jeździć po prostej z hamowaniem. Oczywiście chodziło o to, aby jak najmniej wody wylało się ze zbiornika. Były przydzielane sekundy karne. Była także jazda manewrowa, wjazd do garażu przodem, tyłem, bokiem, wjazd w zatoczkę. Czułem się jak na egzaminie na prawo jazdy. Najciekawszą dla mnie konkurencją był wjazd do garażu z zasłoniętymi lusterkami. Jednak to zadanie miało miejsce na eliminacjach krajowych w Tczewie, gdzie także zająłem drugie miejsce.
- Jak Pan świętował sukces? Było symboliczne piwko z kolegami z pracy?
- No jasne! Świętowaliśmy już w Budapeszcie.
- Będzie Pan brał udział także w innych konkursach?
- Chcę za rok znów wystartować w tym samym konkursie, ale tym razem liczę, że zdobędę pierwsze miejsce.
- Czego mogę Panu życzyć na koniec tej rozmowy? Oprócz wymarzonego pierwszego miejsca.
- Zdrowia, bo ono jest najważniejsze.
rozmawiała Anna Kaniewska