
Kilka razy w roku na ulicach Elbląga można zobaczyć młodzież jakby żywcem przeniesioną z II połowy XIX w. Przebrani za powstańców styczniowych, uzbrojeni w repliki broni z epoki przybliżają mieszkańcom naszego miasta czasy walki zbrojnej z caratem. Opiekun Międzyszkolnego Koła Historycznego (bo to o nich chodzi) Piotr Imiołczyk opowiedział nam o swojej kolekcji mundurów i uzbrojenia powstańczego, wykorzystywanego w elbląskich inscenizacjach. Zobacz więcej zdjęć.
- O strojach na Piekarczyka już nie wspomnę, bo przez te 20 lat trochę się uzbierało – mówił Piotr Imiołczyk, opiekun Międzyszkolnego Kola Historycznego podczas spotkania z dziennikarzami.
To jeszcze nie koniec kolekcji. W kolejce na „przefasonowanie” na XIX wiek czeka siedem strojów powstańczych. Kolejnych dziesięć czeka na decyzję, jak je przerobić. Plus uzbrojenie.
- Mamy piki, szable, kosy, karabiny, trąbki, trąbki, bębny. Są też nakrycia głowy: czapki, kapelusze, konfederatki, kepi, baranice. Wszystko w zasadzie robione jest od początku – dodał Piotr Imiołczyk.
Kosy są wypożyczone „na wieczne nieoddanie” z gospodarstw rodziców dzieci – członków MKH mieszkających na wsi, repliki karabinów się kupuje (na wyposażeniu kola jest już 11 sztuk). Zarówno kożuchy jak i inne ubrania są kupowane w lumpeksach i przerabiane przez członków MKH.
Dumą Piotra Imiołczyka są jednak mundury Żuawów Śmierci – jedynego w powstaniu styczniowym jednolicie umundurowanego oddziału.
- Mundury były z sukna, posiadały złote guziki z orzełkami oraz symboliczne czapki arabskie na których końcach dyndały sznureczki z wełny. Ja, niestety tego nie zrobiłem w swojej kolekcji. Przyjąłem bowiem zasadę, że mundury mają być podobne, natomiast nie mają być jednolite, bo nie mam tyle pieniędzy – mówił opiekun Międzyszkolnego Koła Historycznego. - Charakterystyczna dla żuawów była kamizelka w formie białego krzyża
Oddział Żuawów Śmierci istniał do kwietnia 1863 r. Pozostałe partie (oddziały) partyzanckie jednolitego umundurowania nie miały. Jednostkowe próby próbowano wprowadzić w jednostkowych oddziałach, ale bez większych sukcesów.
- Przyjęto zasadę, że obowiązują stroje regionalne, w których każdy może wejść i w nich funkcjonować. Stopnie wojskowe oznaczano szarfami, albo jak w każdej armii z tamtego okresu sznurki na rękawach – wyjaśniał Piotr Imiołczyk. - To funkcjonowało, ale partie były nieliczne (zasadniczo 150 – 250 ludzi), więc tam nie potrzeba było zaznaczać, kto jest dowódcą, bo wszyscy to wiedzieli.
Typowa partia powstańcza ubrana była w kożuchy, ładownice, torby, uzbrojone przeważnie w kosy i piki. Przeważnie starano się wprowadzać jednolitość części umundurowania. Dużo zależało tez od zasobów finansowych powstańczej partii.
- Wprowadzono jednolitość, jeżeli chodzi o barwy narodowe: kotyliony w biało-czerwonych barwach. W zależności od możliwości do tych kotylionów przyszywać orzełki, krzyże metalowe – opowiadał Piotr Imiołczyk.

Pewną ciekawostka jest fakt, że starano się wprowadzić jednolitość oddziałów, który mógł być strzelecki, kosyniersko-pikinierski i „drągalnierski” (uzbrojony w drągi).
- Na początku powstania oddziały były uzbrojone w jednej piątej w broń strzelecką. Reszta powstańców walczyła kosami, pikami oraz drągami. Pod koniec powstania zdarzały się oddziały, gdzie dwie trzecie żołnierzy uzbrojona była w broń strzelecką. Ale generalnie broni było bardzo mało – wyjaśniał Piotr Imiołczyk.
Statystyczny oddział partyzancki istniał trzy - cztery tygodnie, a potem był rozbijany przez wojska rosyjskie. Warto jednak zwrócić uwagę, że powstańcze partie stoczyły ok. 1200 bitew i potyczek (w większości przegranych) z wojskami rosyjskimi nie tylko na terenach Królestwa Polskiego i Litwy, ale także np. pod Mińskiem i Witebskiem – zasięg terytorialny powstania zaskoczył władze carskie.
Młodzież w powstańczych strojach z Międzyszkolnego Koła Historycznego będzie można zobaczyć w styczniu w Elblągu podczas rocznicy wybuchu powstania.