UWAGA!

Tomasz Woźny: Po wypadku rozsypał mi się świat

 Elbląg, Tomasz Woźny,
Tomasz Woźny, fot. Anna Dembińska

- Przez zupełny przypadek dowiedziałem się, że w Łodzi jest drużyna siatkówki osób z niepełnosprawnościami. Wtedy to kojarzyło mi się z wózkami, okazało się, że to „normalna”: na stojąco, taka sama siatka, takie same zasady jak w przypadku sportowców pełnosprawnych itd. Tylko dużo trudniej się w to gra - tak Tomasz Woźny wspomina swoje początki w siatkówce osób z niepełnosprawnościami. A potem był "Atak".

- Jak się zaczęła Pana przygoda ze sportem?

- Zaczęło się w Szkole Podstawowej nr 21, gdzie nauczycielem wychowania fizycznego był śp. Stefan Waśko. On ze mnie i kilkudziesięciu kolegów zrobił siatkarzy. Do tej pory trzymamy się razem, a z jednym z kolegów ze szkolnej drużyny jesteśmy nawet sąsiadami. Na początku graliśmy jako drużyna szkolna. Na koniec szkoły podstawowej i w liceum reprezentowaliśmy już Truso. Zaczęliśmy od „drobnych” sukcesów np. zwycięstwo w mistrzostwach województwa elbląskiego w siatkarskich „trójkach”. Najpoważniejszym sukcesem był chyba udział w 1988 r. w Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży. Drużynę trenował wtedy Stanisław Gudziński. O ile dobrze pamiętam, to zakręciliśmy się w połowie stawki. W naszym makroregionie [byłe województwa elbląskie, gdańskie, słupskie, toruńskie i bydgoskie – przyp. SM] mieliśmy jedną z najmocniejszych drużyn. Indywidualnie też nie mogłem narzekać – z Jurandem Malbork pojechałem na Ogólnopolską Spartakiadę Młodzieży. Była taka możliwość, że najlepsze zespoły z danego województwa mogły sobie „dobrać” zawodników z innych klubów. Zostałem powołany do kadry narodowej juniorów młodszych. To też ciekawa sprawa, bo w tej reprezentacji byłem najmłodszy. W wieku lat nastu, rok różnicy to jest wiele. Spróbowałem swoich sił w Stali Stocznia Szczecin. Tam jednak nie do końca mi poszło, tak jakbym chciał i szybko wróciłem do Elbląga. Wtedy w Orle Elbląg próbowaliśmy awansować do II ligi [wówczas drugi poziom rozgrywkowy – przyp. SM]. W każdym razie mogłem poważnie myśleć, że zrobię profesjonalną karierę w siatkówce. Miałem poważną szansę na wyjazd za granicę. Sport był na pierwszym miejscu, nawet kosztem szkoły.

 

- Wszystko zmieniło się po wypadku.

- W 1992 r. praktycznie rozsypał mi się cały świat. W wypadku zginął mój kolega, ja się bardzo mocno połamałem. Wtedy mi się wydawało, że o karierze sportowej mogę zapomnieć. Czekała mnie długa i żmudna rehabilitacja. Ten czas wykorzystałem na dokończenie nauki, bo z tym to różnie wyglądało. Dość powiedzieć, że na etapie szkoły średniej zaliczyłem trzy placówki: I LO w Elblągu, Technikum Mechaniczne w Elblągu i Technikum Elektryczne w Szczecinie. Ze Szczecina trafiłem z powrotem do „Słowackiego” w Elblągu. Potem skończyłem Wydział Prawa i Administracji na Uniwersytecie Gdańskim. Pracę magisterską obroniłem z prawa rolnego Unii Europejskiej (Stabilizacja i ochrona rynku rolnego Unii Europejskiej). Co ciekawe miałem w tym czasie epizody jako dziennikarz w Głosie Elbląga a także pierwszy koordynator Rady Elbląskich Organizacji Pozarządowych, czy pracownik Fundacji Elbląg współtworząc skuteczną akcję o przyznanie Orderu Uśmiechu Ryszardowi Rynkowskiemu.

 

- Dość nietypowa ścieżka jak na sportowca, którym nie przestał Pan być.

- Przez zupełny przypadek dowiedziałem się, że w Łodzi jest drużyna siatkówki osób z niepełnosprawnościami. Wtedy to kojarzyło mi się z wózkami, okazało się, że to „normalna”: na stojąco, taka sama siatka, takie same zasady jak w przypadku sportowców pełnosprawnych itd. Tylko dużo trudniej się w to gra. Ówczesny trener kadry narodowej śp. Zygmunt Góra był z tego miasta i można powiedzieć, że dzięki niemu tam trafiłem. W 1995 r. najpierw trafiłem do łódzkiego Startu, a potem do Warszawy. Transfer był niejako wymuszony przez rodzaj mojej niepełnosprawności. Dostałem tzw. „jedynkę” czyli minimum uprawniające do gry. W sporcie osób z niepełnosprawnościami są prowadzone klasyfikacje zawodników ze względu na stopień niepełnosprawności. To zawsze wywołuje kontrowersje, często zawodnicy „na pierwszy rzut oka” z bardzo podobną niepełnosprawnością mają różny stopień. To też czasami doprowadza do nadużyć. Swego czasu głośna była sprawa hiszpańskich koszykarzy z niepełnosprawnością intelektualną na igrzyskach w Sydney, których sklasyfikowano jako niepełnosprawnych mentalnie. Hiszpania igrzyska wygrała, sprawa się wydała, okazało się, że tamci koszykarze grali w „pełnosprawnych” ligach w Hiszpanii. Zabrali im medal, drużynę zdyskwalifikowano, wrócili dopiero na igrzyska w Londynie. Ale to taka dygresja. Wracając do mnie: w drużynie mógł grać tylko jeden zawodnik z „jedynką”, w Łodzi było nas dwóch. Można powiedzieć, że się podzieliliśmy zespołami i ja przeniosłem się do Startu Warszawa. Z tymi zespołami grałem w lidze. Następnie zbudowaliśmy zespół w Elblągu z którym wielokrotnie zdobyliśmy mistrza Polski. Nic dziwnego, gdyż grała u nas połowa reprezentacji Polski, którą ściągnąłem do Elbląga.

 

- I też niemal „z marszu” trafił Pan do reprezentacji Polski i pojechał na igrzyska do Atlanty.

- Dosłownie kilka miesięcy zajęło mi przekonanie trenera kadry, że się tam nadaję. Pomogło to, że miałem bardzo solidne podstawy z siatkówki „pełnosprawnych”. A ówczesna reprezentacja Polski to była światowa potęga: wielokrotnie zdobywała mistrzostwa świata, mistrzostwa Europy, Puchar Świata. Tylko do igrzysk mieliśmy pecha: złota nigdy nie udało się zdobyć. W 1996 r. do Atlanty jechaliśmy po złoto. I wszystko szło zgodnie z planem aż do półfinału. Tam naszym rywalem była Słowacja – drużyna z którą nigdy nie przegraliśmy. Ale... Cały turniej graliśmy przez śp. Mariana Wardę. Wychodziło nam rewelacyjnie, Marian kończył wszystko, a my odprawialiśmy kolejne drużyny. I w tym półfinale Marian skręcił nogę, na tyle poważnie, że kontuzja wyeliminowała go z turnieju. Wytrąciło nas to z równowagi na tyle, że przegraliśmy mecz. W spotkaniu o brąz już doszliśmy do siebie i gospodarzy – Stany Zjednoczone gładko pokonaliśmy 3:0. W 1998 r. z tą drużyną zdobyłem mistrzostwo świata. Akurat turniej odbywał się „po sąsiedzku” - w Olsztynie. Raz zdobyłem Puchar Świata i trzecie miejsce w Pucharze Świata. Klątwa igrzysk dała o sobie znać także w Sydney w 2000 r. Teraz myślę, że za bardzo dostaliśmy „w kość” w okresie przygotowawczym. Przez trzy lata nie przegraliśmy ani jednego meczu, a na igrzyskach zajęliśmy piąte miejsce, którego w ogóle nie braliśmy pod uwagę. Jechaliśmy walczyć o złoto. Do tej pory trzymamy się razem z tamtą ekipą.

 

- Wróćmy do Elbląga.

- Zanim w 1998 r. powstał Atak, sportowcy z niepełnosprawnościami byli zrzeszeni w Starcie. To był inny klub, który poza nazwą nie miał nic wspólnego ze Startem „od piłki ręcznej” - tak go nazwijmy. Też startowałem w jego barwach w lekkiej atletyce. Miałem m.in. srebrny medal na mistrzostwach Polski, przegrywając jedynie z aktualnym wtedy mistrzem Europy, więc wstydu nie było. Ale w pewnym momencie wpadliśmy na pomysł, żeby w Elblągu stworzyć drużynę siatkówki na siedząco. Ta dyscyplina była już na świecie dość mocna i popularna. Atak był drugą, albo trzecią drużyną, która powstała w Polsce. Tak naprawdę, to Integracyjny Klub Sportowy Atak powstał, żeby drużynę siatkówki na siedząco obudować w ramy prawne. Start już wtedy niedomagał organizacyjnie i najrozsądniejszym wyjściem było powołanie nowej organizacji. Od początku postawiliśmy na integrację tworząc oprócz drużyny z osobami z niepełnosprawnościami, dwie drużyny „pełnosprawne”.

 

- Klub stosunkowo szybko się rozrastał.

- Ja ściągnąłem niemal cale środowisko siatkarskie, moja żona Aneta – łyżwiarzy. Już po dwóch latach ze Startu, który przestał funkcjonować, przejęliśmy sekcje lekkiej atletyki, pływania i strzelectwa.. Tych sekcji było co niemiara, ale wciąż to siatkówka na siedząco jest naszą wizytówką. Przez ten czas 14 razy byliśmy mistrzami Polski, zdobyliśmy mnóstwo srebrnych medali. Brąz zdobyliśmy raz, akurat wtedy, gdy ja wyjechałem na igrzyska do Sydney. Osłabiłem drużynę i skutek był taki, jaki był. Wbrew pozorom to był bardzo dobry wynik, poziom był bardzo wyrównany. Tak naprawdę, mistrzostwa mogły się skończyć różnie, każdy mógł wygrać z każdym. W ubiegłym roku nie mogliśmy wystąpić w turnieju finałowym z powodu pandemii. Wystartowaliśmy w dwóch turniejach eliminacyjnych: jeden wygraliśmy, w drugim zajęliśmy drugie miejsce. W turnieju finałowym nie mogliśmy wystąpić z powodu koronawirusa w naszym zespole. Kiedyś Atak był trzonem reprezentacji Polski w siatkówce na siedząco: w dwunastce było pięciu siatkarzy z naszego klubu. . Przez dziewięć lat byłem kapitanem tej reprezentacji.

  Elbląg, Pierwszy trening hokeja na sledżach odbył się 30 października 2006 r.
Pierwszy trening hokeja na sledżach odbył się 30 października 2006 r. (fot. z książki A. Minkiewicza "Sport w Elblągu 1945 - 2012")

 

- Stworzyliście też jedyną w Polsce sekcję hokeja na sledżach.

- Robert Szaj, który od lat działa w sporcie osób z niepełnosprawnościami wypatrzył Sylwestra Flisa na igrzyskach i zdobył jego telefon. Aneta, moja żona, zadzwoniła i... zapomniała o strefach czasowych. Sylwester odebrał połączenie o czwartej rano czasu lokalnego. I powiedział, że całe życie czekał na telefon z Polski. Potem poszło już z górki. W efekcie zbudowaliśmy drużynę, która jest jednocześnie reprezentacją Polski. Chociaż szkoda, że nie mamy konkurencji w kraju. Do najważniejszych sukcesów należał srebrny medal na Pucharze Świata, brąz w Holandii, kilkanaście medali na turniejach klubowych. Obecnie trwa przebudowa drużyny – kilka osób z różnych przyczyn odeszło. Ale jesteśmy na dobrej drodze, żeby odbudować naszą siłę. No i nie możemy zapomnieć o organizacji na lodowisku „Helena” turnieju w hokeju na sledżach.

 

- Ale Atak to nie tylko siatkówka na siedząco i hokej na sledżach.

- Mamy pływanie, lekką atletykę, tenisa stołowego, podnoszenie ciężarów, judo. Przez długi czas mieliśmy strzelectwo. Zrezygnowaliśmy ze względów bezpieczeństwa: broń trzeba było odpowiednio zabezpieczyć, a ja wciąż z tyłu głowy miałem wizję, że coś się stanie. W końcu odpuściłem i zlikwidowaliśmy sekcję. Była siatkówka stojąca, w której wielokrotnie byliśmy mistrzami Polski i oczywiście siatkówka plażowa na stojąco i siedząco, w których niemal bez przerwy jesteśmy mistrzami Polski. Nasza drużyna nie przegrała żadnego turnieju, ba nawet meczu na świecie w plażówce na stojąco a ja miałem zaszczyt do ubiegłego roku być trenerem koordynatorem tej reprezentacji. Kolejną sekcją było rugby na wózkach, Rafał Rocki ciągnął tę drużynę. Osoby z niepełnosprawnościami wchodzą też w takie dyscypliny rekreacyjne jak boccie, nordic walking. Mamy podział na sport osób z niepełnosprawnościami ruchowymi i z niepełnosprawnością intelektualną. W dalszym ciągu nie zapominamy siatkarzach sportowców „pełnosprawnych”, którzy całkiem dobrze sobie radzą w rozgrywkach młodzieżowych i dziecięcych. Praktycznie w każdej dyscyplinie mieliśmy mistrzów Polski, reprezentantów kraju. Z takich najnowszych osiągnięć: Rafał Rocki na mistrzostwach świata w Zjednoczonych Emiratach Arabskich był szósty w rzucie dyskiem. Nasi judocy zdobyli pięć medali na mistrzostwach Europy w Niemczech w ubiegłym roku.

 

- Przypomnijmy jeszcze o największych imprezach sportowych organizowanych przez Atak.

- Sztandarowym turniejem jest Elbląg Cup. Do tej pory był zorganizowany 22 razy. W ubiegłym roku zawodnicy rywalizowali w siatkówce na siedząco, judo, łyżwiarstwie szybkim, tenisie stołowym i boccia. 14 razy do tej pory odbył się Międzynarodowy Turniej Hokeja na Sledżach na lodowisku Helena. W ubiegłym roku odbyła się już po raz 16. Sand Cup w Piastowie, gdzie odbyły się m.in. Otwarte Mistrzostwa Polski w siatkówce osób niepełnoprawnych na siedząco i na stojąco oraz turniej w boule. To robimy co roku. Warto się jednak pochwalić imprezami rangi międzynarodowej. Pierwszą imprezą na lodowisku „Helena” był Puchar Europy w siatkówce na siedząco w 2005 roku. Wyszła super impreza, na trybunach tłumy kibiców. Dzięki temu cztery lata później przyznali nam Mistrzostwa Europy w siatkówce na siedząco. Też bardzo duża organizacyjnie impreza. Potem te imprezy rangi światowej „zadomowiły się” w Elblągu – kolejny Puchar Europy w 2011 r., kolejne Mistrzostwa Europy w 2013 r. Największą imprezą były Mistrzostwa Świata w siatkówce na siedząco w 2014 r. Starania o nie zaczęliśmy kilka lat wcześniej. Ale gdybyśmy się nie zdecydowali w 2010 r. na lot do Oklahomy i na miejscu nie przekonali osób decyzyjnych, to tego turnieju w Elblągu by nie było. To była największa impreza sportowa w tym mieście w całej jego historii. Organizowaliśmy wtedy wszystko: od przylotów uczestników , poprzez ich zakwaterowanie, opiekę podczas pobytu na turnieju po wylot. Masa ludzi przy tym pracowała, w tym kilkuset wolontariuszy, ale też było widać mistrzostwa na mieście. Wykonaliśmy kawał pracy i myślę, że też trochę zmieniliśmy postrzeganie sportu osób z niepełnosprawnościami. Kiedy można zobaczyć, jak osoby z niepełnosprawnościami radzą sobie lepiej niż osoby „pełnosprawne”, to coś się w głowie zmienia.

 

- I na koniec nie można nie wspomnieć o działaniach Ataku w sferze społecznej.

- W 2011 r. powołaliśmy spółdzielnię socjalną „Ruczaj”, aby chociaż trochę uniezależnić się od zewnętrznych przychodów finansowych. Bo to czasami tak bywa, że pieniądze są, potem ich nie ma. Cztery lata później kupiliśmy kawał lasu w Piastowie z przeznaczeniem na ośrodek sportowy. I zrobiliśmy go, co mnie najbardziej cieszy, od początku do końca. Pamiętam, kiedy przyjechaliśmy pierwszy raz, stanęliśmy w lesie i powiedziałem: >>To jest nasza ziemia<<. Współpracownicy popatrzyli się z lekkim niedowierzaniem. Ale zabraliśmy się do pracy, wykarczowaliśmy teren. Wykopaliśmy staw kąpielowy, zrobiliśmy boiska do plażowych odmian siatkówki, piłki nożnej i ręcznej. Postawiliśmy domki, w tej chwili może tam mieszkać 55 osób. Z jednej strony mamy własny ośrodek treningowy, gdzie jest wszystko na miejscu, a z drugiej strony liczę, że on będzie na siebie zarabiał i pozwoli klubowi na stabilizacje finansową. W obu organizacjach na etatach jest zatrudnionych 7 osób, do tego trzeba doliczyć kilkunastu trenerów. Ich trzeba z czegoś utrzymać. Poza tym zrealizowaliśmy kilkanaście projektów z funduszy europejskich oraz norweskich, dzięki którym wyszkoliliśmy m. innymi trenerów, menedżerów sportu jak i nawet kierowców autobusów. Prowadziliśmy dużo szkoleń prozatrudnieniowych jak i treningi mieszkalnictwa dla osób niepełnosprawnych, by mogli się uniezależnić od opiekunów. W sumie to najważniejsze dla nas jest wspólne funkcjonowanie osób z niepełnosprawnościami z osobami „pełnosprawnymi”.

 

Tomasz Woźny: prezes IKS ATAK i Spółdzielni Socjalnej Ruczaj, wieloletni członek prezydium zarządu a następnie wiceprezes Polskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych START, członek zarządu Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego, trener koordynator oraz twórca reprezentacji Polski w siatkówce plażowej i w hokeju na sledżach. Twórca ośrodka rehabilitacyjno – sportowego „Zakątek pod Srebrną Górą” w Piastowie. mistrz świata, zdobywca Pucharu Świata, brązowy medalista paraolimpijski w siatkówce, srebrny medalista Pucharu Świata w hokeju na sledżach.

rozmawiał Sebastian Malicki

Najnowsze artykuły w dziale Sport

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama