
Szopy lubią jabłka, bułki słodkie i … kocią karmę. Lisy uwielbiają biszkopty i winogrona. Oczywiście oprócz mięsa, które mają w menu codziennie. Dzik Talarek zje wszystko, nawet serniczka nie odmówi. Ośrodek Okresowej Rehabilitacji Zwierząt „Jelonki” niesie pomoc zwierzętom dzikim, chorym i po wypadkach. Część z nich po rekonwalescencji wraca do środowiska naturalnego, ale niektóre zostaną w ośrodku na zawsze. Tu jest ich dom, choć zmienił adres. Zobacz fotoreportaż.
- Zwierzęta mają dużo więcej miejsca, jest możliwość rozbudowy wolier i mamy teren zbliżony do naturalnego, czyli las, przez który płynie woda – mówi Anna Kamińska, która prowadzi Ośrodek Okresowej Rehabilitacji Zwierząt „Jelonki”. - Jednak przede wszystkim zwierzęta mają tu ciszę i spokój. Nie mamy sąsiadów ani okolicznych gapiów.
W ośrodku przebywa ok. 90 zwierząt. Anna Kamińska pamięta imiona wszystkich.
- A kto to tak się "chacha"? - czule zwraca się do liska, który wyraźnie ucieszony na nasz widok spogląda ze swojego wybiegu. - To Elwirka, która przyjechała do nas 2 lata temu z Radomia. Dalej – w kole widać uszy – też liska, który przyjechał miesiąc temu z Lublina. Mamy w sumie 6 rudzielców i 4 pieśce. Te zwierzęta zostaną z nami na zawsze.
W pobliżu przechadza się znana już nam klacz Ginger, która trafiła do ośrodka 7 lat temu z interwencji OTOZ Animals spod Braniewa.
- Mamy druga kobyłkę do towarzystwa dla naszej Ginger. To 18-letnia staruszka po kontuzji – opowiada Anna Kamińska.
Podbiegają do nas kolejni dawni znajomi: owca Babina i baranek Antoś. Czy jest Talarek? - chcemy wiedzieć. To dzik, który jako maluszek błąkał się po drodze Malbork - Elbląg. Dziś już nie powiemy o nim "maluszek", ale dziecięca dusza pozostała. Talarek z radością daje się pogłaskać, a nawet próbuje wskoczyć na kolana.
- Oczywiście – zapewnia opiekunka i wskazuje radosnego Talarka.
Kto tu jeszcze mieszka?
- Mamy kunę, która przyjechała z Olsztyna. Dalej - sowy, uszatkę, dwa myszołowy, które trafiły do nas tego samego dnia – wylicza Anna Kamińska. - Bieliki mają uszkodzone skrzydła, więc zostaną z nami, bo już nie latają. Mamy też 9 myszołowów z takimi skrzydłami, że nie dadzą sobie rady na wolności. Do tego trzy pustułki – dwie do wypuszczenia, a jedna bez skrzydła, więc zostanie.
Do „Jelonek” trafiają zwierzęta po przejściach. Po spotkaniu z człowiekiem, z samochodem, ze sprzętem rolniczym.
- Kilka dni temu uwalnialiśmy z pastucha koziołka sarny, który zaplątał się porożem. Na szczęście, nic mu nie było i udało się go wypuścić na wolność – mówi opiekunka. - Są też sarenki: po wypadkach, pogryzione przez psy. Zaczną się sianokosy to i będą sarny poranione przez kosiarki, bądź też niepotrzebnie zabrane od matek – przewiduje Anna Kamińska.
Po rekonwalescencji zwierzęta mogą wrócić do środowiska naturalnego, ale okazuje się, że niektóre nie chcą.
- Mamy żurawia, który jest u nas od ubiegłego roku. Jest lotny, zaobrączkowany, ale zakochał się w bocianie i nie ma zamiaru odlatywać – śmieje się Anna Kamińska. - Za płotem chodzą inne żurawie, nawołują go, ale on stwierdził, że tu jest ok. I mimo, że teren jest otwarty, a skrzydła ma zdrowe i może lecieć kiedy chce, to on nie chce. Mamy też dwie lotne mewy, które też wracają – dodaje.
Poważnie we znaki swojej opiekunce dała się Czika.

- To wydra, która trafiła do nas z okolic Morąga, bo była pogryziona przez psy – wspomina Anna Kamińska. - Była maleńka i na początku mieszkała ze mną w domu, ale zdemolowała mi łazienkę. Trochę zdziczała, nawet tutaj, żeby wejść do jej woliery, by np. zmienić wodę to daję jej mięso i szybko się wkradam (śmiech).
W specjalnym inkubatorze śpią małe jeżyki, obok w swojej zagrodzie mieszkają króliki. Wokół biega kilkanaście psów.
- Są psy, ale nie jesteśmy schroniskiem dla nich – mówi Anna Kamińska. - Pomożemy, ale w Elblągu jest schronisko, w którym takie zwierzęta znajdą świetną pomoc. Udaje nam się oddawać psy do adopcji – kontynuuje. - W tym roku nowy dom znalazło 20 czworonogów. Szczególnie ucieszyliśmy się, gdy znalazł go sznaucer z interwencji. W wigilię zabraliśmy go od poprzedniego właściciela, był zagłodzony, ważył 18 kilo. Teraz przyjechali po niego państwo ze Szczecinka.
Zwierzętom z „Jelonek” pomóc może każdy
- Potrzebujemy wszystkiego: karmy, koców, leków, bandaży, ale i materiałów budowlanych, bo cały czas budujemy woliery, a pomysłów i chęci do pracy nie brakuje – zapewnia Anna Kamińska. - Zrobiliśmy zbiórkę na „Pomagam”, dzięki której już udało się postawić stajnię. Jeszcze nie jest wykończona, ale mamy boks dla saren z wypadków, gdzie mają spokój, by się nie stresowały. Ludzie do nas przyjeżdżają, robią zbiórki, tylko często nie mogą zrozumieć, że to ośrodek dla dzikich zwierząt, a nie zoo – zauważa opiekunka. - Nie oprowadzam wycieczek, te zwierzęta są po przejściach, niektóre poważnie chore, inne płochliwe. Wszystkie potrzebują spokoju. Można nam pomagać, do czego zachęcam, ale po dary mogę podjechać we wskazane miejsce. Mamy również adopcje wirtualne – kontynuuje Anna Kamińska. - Tylko to nie działa tak, jak w schronisku dla psów i kotów. Nie można przyjechać i wyjść na spacer ze swoim podopiecznym. Możemy za to opiekunowi wirtualnemu wysłać zdjęcia lub filmik.
Gdy byliśmy z wizytą w Nowym Monasterzysku, w ośrodku przebywał wilk. To dramatyczna historia. Zwierzę wpadło we wnyki, udało się go uwolnić, ale łapa wyglądała źle, była zimna i spuchnięta. Po tygodniu opiekunowie zauważyli, że leczenie przynosi efekty, a rana się goi. Pozostał jednak dylemat – co dalej z pięknym, ale groźnym zwierzęciem...
Fundacja Zwierzętom w Potrzebie,
Ośrodek Okresowej Rehabilitacji Zwierząt Jelonki
Nowe Monasterzysko 37 ,14-420 Młynary
Numer konta: 31 1140 2004 0000 3002 7588 0512
BIC/SWIFT dla przelewów z zagranicy BREXPLPWMBK
paypal: fundacja@zwierzetomwpotrzebie.pl
KRS 0000281935 koniecznie z dopiskiem CEL SZCZEGÓŁOWY - NA JELONKI