UWAGA!

Mały Pasłęk, wielka historia: tajemnica Bursztynowej Komnaty

 Elbląg, Tak wyglądała Bursztynowa Komnata (zdjęcie pochodzi z domeny publicznej)
Tak wyglądała Bursztynowa Komnata (zdjęcie pochodzi z domeny publicznej)

Skład? Największe i najpiękniejsze kawałki bursztynu z Bałtyku, osadzone w 10 fragmentach boazerii i 12 ruchomych płaszczyznach. Wartość? Około pół miliarda dolarów. Bursztynowa Komnata – gdyby zrealizować wersję programu „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”, poświęconą zaginionym zabytkom, stałaby się zapewne tematem jednego z pierwszych odcinków. Zwana Achte Weltwunder – „ósmym cudem świata” – od ponad 70 lat pozostaje obiektem pożądania tysięcy poszukiwaczy skarbów i przynajmniej kilku europejskich wywiadów. Pewne ślady sugerują, że może znajdować się w Pasłęku…

Komnata Fryderyków

Aby opisać dzieje Bursztynowej Komnaty, trzeba cofnąć się do początków XVIII wieku, a dokładnie do 1701 roku. Wówczas Fryderykowi I, władcy Prus, zamarzyło się upiększenie swojego pałacu w Charlottenburgu (obecnie dzielnica Berlina) bursztynowym wnętrzem. Dekoracje musiały odpowiadać wielkości króla i królestwa i dlatego ich przygotowanie Fryderyk powierzył mistrzowi bursztyniarstwa Gotfrydowi Wolframowi. Wolfram miał znakomite rekomendacje – polecił go Fryderyk IV, zasiadający na tronie Danii i Norwegii – ale im dłużej trwały prace, tym bardziej nie było widać ich końca. W ciągu sześciu lat powstała jedna ściana, część dekoracji rzeźbiarskiej i kilka gzymsów, aż Fryderyk pożegnał Wolframa oschłym „auf wiedersehen”. Budowę Komnaty dokończyło dwóch bursztynników rodem z Gdańska: Ernest Schacht i Gotfryd Turow, którzy urzeczywistnili projekt Andrzeja Schlütera. Ten ostatni, architekt i dyrektor berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych odpowiadał za wizję bursztynowego gabinetu, a efekt końcowy przeszedł nawet jego najśmielsze oczekiwania. Niestety, kilka lat później dobra karta się odwróciła – Schlüter został skazany przez sąd na wygnanie, według legendy za niedopilnowanie swojego dzieła (z powodu zagrzybienia płytki bursztynowe kruszyły się). Tymczasem arcydzieło umieszczono na trzeciej kondygnacji królewskiej siedziby w Charlottenburgu, ale jak pokazał czas, nie zagrzało tam długo miejsca.

Następcą Fryderyka na pruskim tronie został Fryderyk Wilhelm, który do historii przeszedł jako „król-sierżant”. Nie bez powodu – armia była jego oczkiem w głowie, a strumień królewskich pieniędzy przekierował niemal w całości na jej potrzeby. Efekt? Wydatki dworskie obniżone o 75% i 72-tysięczne wojsko, pochłaniające 85% dochodów państwa. W parze z militarną pasją władcy szła jego niechęć do nauki i sztuki - w tym kontekście nie dziwi fakt, że gdy Fryderyk Wilhelm poznał koszty utrzymania Bursztynowej Komnaty, rozkazał ją rozmontować i przenieść do berlińskiej Zbrojowni. O tym miejscu można było powiedzieć wszystko, ale nie to, że jest reprezentacyjne – wystrój Komnaty miał pozostać zamknięty w skrzyniach i nie cieszyć niczyich oczu. Na szczęście, wkrótce nad antykulturalną postawą króla wzięła górę jego próżność i bursztynowy gabinet trafił do pałacu w Poczdamie. Co więcej, z upływem czasu Fryderyk Wilhelm miał zachwycić się Komnatą i rozstał się z nią dość niechętnie. Jak pisała jego córka, „usilne prośby Piotra Wielkiego skłoniły ojca, mimo wielkiego smutku i żalu, do podarowania carowi unikatowego dzieła”. W tym miejscu warto wrócić do postaci Andrzeja Schlütera, który berliński dwór zamienił na otoczenie…rosyjskiego cara. Schlüter trafił tam, aby wspierać prace architektoniczne nad przyszłym Sankt Petersburgiem i najprawdopodobniej to on zwrócił uwagę Romanowa na bursztynowe arcydzieło.

 

W rękach rosyjskich i rękach niemieckich

Piotr, okrzyknięty przez potomnych Wielkim, do dziś jest uznawany za twórcę nowoczesnego imperium rosyjskiego. Na surowym korzeniu wzniósł nową stolicę kraju, reformom poddał niemal wszystkie dziedziny życia, łącznie z kalendarzem i alfabetem, zaś z Rzeczpospolitej uczynił swój protektorat…

Cara i Fryderyka Wilhelma połączył sojusz antyszwedzki – królowi Prus zależało na zajęciu Pomorza Szczecińskiego, zaś Piotrowi chodziło o dominium Maris Baltici – przejęcie bałtyckich szlaków komunikacyjnych i uczynienie z morza wewnętrznego akwenu Rosji. Sojusznicy spotkali się w 1716 roku w Poczdamie i to wówczas car miał „wyrazić swój podziw dla Bursztynowej Komnaty”. Tyle źródła niemieckie, z kolei rosyjskie przekazy głoszą, że to sam Fryderyk Wilhelm miał wyjść z inicjatywą podarowania Komnaty Piotrowi. W każdym razie skarb ponownie znalazł się w skrzyniach i drogą morską został przetransportowany do Kłajpedy, a stamtąd do Rygi i dalej Petersburga. Na osłodę król Prus otrzymał od cara 200 żołnierzy, którzy zostali wcieleni do „gwardii olbrzymów” – poczdamskiego przybocznego pułku władcy. Pułku, który był jednostką tyleż efektowną, co nieefektywną – podczas parad prezentował się znakomicie, w przeciwieństwie do pola bitwy. A Bursztynowa Komnata? Pokrywała się kurzem – do śmierci Piotra nawet nie zdołano jej rozpakować.

Dopiero wdowa po carze, Katarzyna, zainteresowała się skarbem – poleciła otworzyć skrzynie, a ich zawartość umieścić w sali audiencyjnej Pałacu Zimowego. Tam Komnata przetrwała niecałe trzy dekady – córka Katarzyny, Elżbieta, przeniosła arcydzieło do Carskiego Sioła, gdzie gabinet poddano renowacji. Posadzka została wówczas wyłożona żółtym parkietem, dodano 24-kryształowe weneckie lustra, płaskorzeźby, statuetki i herby, zaś w pozłacanych kinkietach umieszczono 565 świec. Przez niemal kolejne 200 lat wiatr historii szczęśliwie omijał Komnatę, tylko w 1830 roku stała się obiektem zabiegów konserwatorskich. Bezpieczeństwo skarbu legło w gruzach wraz z atakiem III Rzeszy na Związek Radziecki. Błyskawiczne niemieckie postępy – pierwszego dnia agresji jednostki Wehrmachtu wdarły się nawet 80 km w głąb ZSRR – sprawiły, że plany ewakuacji Komnaty pozostały na papierze. Bursztynowy gabinet został przejęty przez Niemców i szybko stał się elementem wewnątrznazistowskiego sporu. Chrapkę na arcydzieło mieli bowiem dwaj dygnitarze, rywalizujący ze sobą od lat 20.: główny ideolog nazizmu Alfred Rosenberg oraz nadprezydent Prus Wschodnich Erich Koch. Konflikt rozstrzygnął sam Führer – Bursztynowa Komnata trafiła do Królewca, siedziby Kocha. Rosenberg nie zrezygnował i na przełomie lat 1944-1945 próbował ją przejąć, za pośrednictwem Sztabu Operacyjnego, organizującego wywóz dzieł sztuki w głąb Rzeszy. Bezskutecznie – Koch ignorował polecenia i sam wydał rozkaz „cenne rzeczy […] zostawić na terytorium Prus Wschodnich”.

 

Schowana? Spalona? Zatopiona?

Nadprezydentowi zależało na utrzymaniu Komnaty nie tyle z powodu jej wartości materialnej czy artystycznej, co faktu, że mogła stać się elementem przetargowym w negocjacjach ze zbliżającą się Armią Czerwoną. Swoim mężem zaufania Koch uczynił dr. Alfreda Rhode, jednego z najwybitniejszych niemieckich bursztynników i dyrektora Pruskiego Muzeum. To on, na polecenie „wielkiego księcia Ericha”, na przełomie 1944 i 1945 roku zaczął szukać schronienia dla drogocennego gabinetu – w Królewcu lub jego okolicach. Czy znalazł? W rozmowach z niejakim Briusowem, członkiem radzieckiej brygady poszukiwawczej, Rhode miał przekonywać, że Komnata została zniszczona przez pijanych krasnoarmiejców, po szturmie przeprowadzonym na królewiecki zamek. Tę wersję podważa rosyjski badacz Awenir Pietrowicz Owsianow, według którego „bursztynowe zbiory Kaliningradu zostały wywiezione z warowni lub częściowo schowane w mieście”. Sam Rhode zabrał tajemnicę do grobu – zginął w grudniu 1945 w niewyjaśnionych okolicznościach, być może zamordowany przez Komando SS. Koch – po wojnie polski więzień – także do końca życia milczał i tym samym los Bursztynowej Komnaty stał się zagadką, nierozstrzygniętą do dziś. Na liście potencjalnych miejsc jej ukrycia znajdują się podziemia zamku w Królewcu, Góry Sowie, ruiny zamków w Bałdze, Lochstädt i Kaimen, bunkry w Mamerkach, a nawet…statek „Wilhelm Gustloff”. Skąd wzięła się zatem „kandydatura” Pasłęka/ziemi pasłęckiej?

Najważniejszą poszlaką pozostaje chyba list dr Rhode do księcia Alexandra zu Dohny, właściciela Słobit, a także znanego miłośnika sztuki. Na przełomie lata i jesieni 1944 roku wysłannik Kocha pytał w korespondencji księcia o możliwość ukrycia w Słobitach najwartościowszych eksponatów z królewieckiego Muzeum Bursztynu, w tym…Bursztynowej Komnaty. 11. września nadeszła odpowiedź – sekretarz zu Dohny z przykrością oświadczył bursztynnikowi, że książę nie dysponuje wystarczającą powierzchnią na przechowanie kolekcji…Zwolennicy „pasłęckiego śladu” wskazują także na związki Ericha Kocha z miejscowością. Nazistowski dygnitarz posiadał w okolicy majątek (dzisiejsze Topolno), regularnie odwiedzał miasto w związku z zebraniami NSDAP, a jedna z pasłęckich ulic została nawet nazwana jego nazwiskiem (Kochstrasse). Po co Koch i Rhode mieliby szukać schronienia dla Komnaty w bunkrach czy sztolniach, jeśli do dyspozycji pozostawały podziemia zamku w Pasłęku, o idealnym mikroklimacie dla takiego dzieła? – pytają niektórzy naukowcy. Wreszcie, późną jesienią i zimą 1944 na teren zamku wjeżdżały kolumny wojskowych ciężarówek, z ładunkiem w postaci drewnianych skrzyń. Przy wykorzystaniu więźniów i żołnierzy Wehrmachtu skrzynie przeniesiono do zamkowych podziemi, a ich zawartość pozostaje nieznana do dziś. Na Pasłęk jako „to miejsce” wskazywali radiesteci, Edward Trusielewicz i Lucjan Nowak, a także słynny jasnowidz franciszkanin Czesław Klimuszko.

  Elbląg, Czy Bursztynowa Komnata może być ukryta w Pasłęku?
Czy Bursztynowa Komnata może być ukryta w Pasłęku? (fot. Michał Skroboszewski, archiwum portEl.pl)

 

Poszukiwania w toku

Pod wpływem wypowiedzi wspomnianych radiestetów, w grudniu 1980 roku zorganizowano wizję lokalną na terenie pasłęckiego zamku, a wkrótce odbyła się pierwsza próba poszukiwawcza. Żołnierze Obrony Terytorialnej Kraju nie zdążyli jednak na dobre zanurzyć łopat w ziemi, gdy nastał stan wojenny i prace przerwano. Po kilkunastu latach temat powrócił, w związku z jubileuszem 700-lecia Pasłęka; pojawił się także nowy trop. W maju 1997 roku do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Elblągu trafił list, z którego wynikało, że nadawca jakiś czas wcześniej odbył rozmowę z Polakiem uczestniczącym w ukrywaniu Bursztynowej Komnaty. Ów Polak, Ryszard, podczas wojny miał być jednym z więźniów obozu koncentracyjnego Stutthof, którzy na początku 1945 roku zostali skierowani do Pasłęka i tam przenosili skrzynie, z elementami Komnaty, do lochów zamku. Relacji nie udało się zweryfikować, niemniej zdecydowano się wznowić poszukiwania. Prowadzone przez kilka miesięcy 1998 roku nie ujawniły żadnych śladów związanych ze skarbem, pozwoliły natomiast odkryć fundamenty pierwotnego, zburzonego na początku XVI wieku, zamku krzyżackiego. W ostatnich latach pasłęcka warownia jeszcze raz stała się terenem eksploracji, z tym że archeolodzy szukali nie Komnaty, a pozostałości tunelu, mającego niegdyś łączyć zamek i kościoł pw. św. Bartłomieja. Co z „ósmym cudem świata”? Wciąż czeka na swojego odkrywcę lub historyka, który dowiedzie, że bursztynowe arcydzieło przepadło bezpowrotnie…

 

Przy pisaniu tekstu korzystałem z publikacji: „Bursztynowa Komnata. Fakty i mity”, „Pasłęk. Spotkanie z historią i legendą” ks. Wiesława Rodzewicza i Józefa Włodarskiego oraz „Tajemnice zamku w Pasłęku” Wiesława Śniecikowskiego i Józefa Włodarskiego.

 

Tą publikacją rozpoczynamy nowych cykl w portEl.pl pod hasłem "Mały Pasłęk, wielka historia". Kolejny odcinek w sobotę, 21 września..

Tomasz Czapla

Najnowsze artykuły w dziale Wiadomości

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama