Mieszkam w jednym z wieżowców, nie spałam tej nocy. O godz. 2:50 (dokładnie) usłyszałam nie żaden potężny huk, a dźwięk tłuczonej szyby. Natychmiast wyszłam na balkon i zobaczyłam dwóch uciekających młodzieńców.
Następnie spojrzałam w kierunku, od którego się oddalali i zobaczyłam nad dachem kamienicy dym. Za kamienicą migały światła jakiegoś uprzywilejowanego pojazdu (był on zasłonięty budynkiem). Pokazali się ludzie, mieszkańcy, nie całkiem kompletnie ubrani, a było chłodnowato. ..
Zdziwiło mnie, że nie zajęto się uciekinierami. O 3:04 przyjechała straż pożarna. Niedługo wyłączono energię elektryczną w dzielnicy, pogasły też latarnie. Po godzinie 4-tej był już prąd. Postanowiłam wyjść z psami.
Przyczyną pożaru najpewniej była jakaś mieszanka zapalająca wrzucona do zakładu fryzjerskiego przez stłuczoną szybę. Spotkałam poza policją i znajomą fryzjerkę, właściciela budynku i współwłaściciela sąsiadującego sklepu.