Pewien kawaler z Żoliborza, z umiarkowanym doświadczeniem w sprawach damsko-męskich, uznał ostatnio, że największym zagrożeniem dla polskiej rodziny jest jakowaś ideologia LGBT. Z punktu widzenia socjotechniki ruch to prymitywny, ale często i z dużą skutecznością stosowany – wskazać wroga i skanalizować na nim społeczną aktywność. Niekoniecznie tę najbardziej pożądaną, ale za to odciągającą uwagę od rzeczywistych problemów.
Takie zagrywki zawsze znajdują wdzięcznych odbiorców. Mnie w młodości tak często straszono niemieckimi rewizjonistami, że do dziś na dźwięk nazwiska niejakiego Hupki i Czai dostaję, nomen omen, gęsiej skórki. Dlatego spieszę uspokoić tych, którzy jeszcze nie są do końca przekonani, że jakiś „pedał” albo inna „lesba” im rodzinę zniszczy, że tak naprawdę nic im nie grozi. Żaden gej nie wyrwie wam drodzy współobywatele żony, ani lesbijka męża. Ja bym raczej radził zwrócić uwagę na tego bardzo heteronormatywnego lowelasa spod czwórki, albo tę wypindrzoną ździrę z sąsiedniej klatki, co to niejedno małżeństwo w bloku doprowadzili do kryzysu. Możecie więc śmiało kultywować tradycyjny model polskiej rodziny. Jestem przekonany, że partia i rząd, co jak co, ale wolność zawierania związków między babą i chłopem zapewni nam do końca świata, albo jeszcze dłużej.
W sytuacji kiedy dziesiątki tysięcy rodzin tracą swoich członków z powodu niepohamowanej miłości rządu do spalania węgla (także tego rosyjskiego), miliony żyją w rodzinach trawionych alkoholizmem (spożycie czystego alkoholu na głowę statystycznego Polaka wzrosło już prawie dwukrotnie w stosunku do czasów PRL-u), zdiagnozowanie przez wodza narodu wyimaginowanej ideologii LGBT jako największego zagrożenia dla polskich rodzin zakrawa na kpinę. No cóż, jaki wódz, taka diagnoza. Ktoś w ogóle jest w stanie określić na czym ta zbrodnicza ideologia polega? Może po prostu na prawie do godnego życia?!
Szczerze mówiąc nie jestem entuzjastą przesadnej afirmacji uczuć męsko-męskich. Jednak nasi milusińscy, których podobnie jak w Białymstoku szacowni ojcowie i dziadkowie przyprowadzą, aby mogły sobie swobodnie pobluzgać na „pedalstwo”, nie zobaczą raczej obscenicznych widoków, znanych z tęczowych parad w Berlinie lub NY. W elbląskim marszu równości wystąpią jak sądzę ludzie, którzy domagać się będą czegoś, co jest czymś zupełnie normalnym w większości cywilizowanych krajów świata, także tych o silnej tradycji katolickiej jak Irlandia czy Hiszpania. Trudno mi zrozumieć, jak prawo do zawierania jednopłciowych związków partnerskich, z tymi sami przywilejami (i obowiązkami), które przysługują „heterykom”, miałoby zagrozić jakiejkolwiek rodzinie. Byłbym tylko ostrożny z prawem do adopcji. Wiesz bowiem drogi Czytelniku, że Twoje dzieci takiemu nieszczęśnikowi sprawiłyby w szkole i na podwórku piekło na ziemi. Może za parę pokoleń...
Liczę na to, że organizatorzy zadbają o to, by nie doszło do żadnych idiotycznych prowokacji wymierzonych w kościół katolicki. Nawet jeśli są one w istocie dosyć niewinne, to nie służą sprawie, o którą walczy środowisko LGBT.
A propos dzieci, zaskakuje mnie mnogość planowanych na ten weekend demonstracji skierowanych przeciwko ich seksualizacji. W czasach kiedy każde dziecko dysponuje sprzętem z dostępem do internetu i może się seksualizować do woli nawet na długich przerwach, to takie akcje wydają się absurdalne. To trochę tak, jakby udostępnić dzieciom basen i jednocześnie zakazać lekcji pływania. Właściwie dobrana do wieku i przeprowadzana przez kompetentnych nauczycieli edukacja seksualna może tylko uchronić nasze pociechy przed problemami w nastoletnim i dorosłym życiu. Liczenie na to, że młody ksiądz dzięki swojej ogromnej wiedzy wyniesionej z seminarium, załatwi kiedyś problem w ramach nauk przedmałżeńskich, może się okazać bardzo złudne. Znam dzieci, które w jednym z europejskich krajów uczono w szkole przy pomocy banana jak się zakłada prezerwatywę. Nie doznały z tego powodu szoku, ich osobowość nie uległa destrukcji, wyrosły na normalnych młodych ludzi. Ba! Nawet nie zostały homoseksualistami. Znam też panią od biologii w jednej z elbląskich szkół, która z dużym zacięciem i przekonaniem uświadamiała uczniom, że używanie prezerwatyw skończy się dla nich smażeniem na ogniu piekielnym. Już wkrótce będziemy mogli zdecydować, która opcja nam bardziej odpowiada.