Pieniądz stał się wartością absolutną. Kształtuje pragnienia i styl życia. Motywuje do działania tak samo zgodnego, jak i sprzecznego z prawem. Akceptowalnego i nieakceptowalnego. Powoduje rozpad struktur społecznych. Uwidacznia rozwarstwienie społeczeństwa pod względem zamożności, a co za tym idzie władzy, wpływów, sławy. Pokusa zdobycia pieniędzy determinuje rozwój przestępczości. Pieniądz rządzi. I każdy chce go mieć.
Żądza pieniądza sprawia, że stał się najpowszechniejszym narzędziem manipulacji. Tak samo jednostkowych, jak i grupowych. Pieniądzem (albo jego obietnicą) można zachęcać i nagradzać lub karać. Dla wielu pracodawców stał się czynnikiem motywacyjnym, a nawet narzędziem wymuszania pracy ponad siły. Płaca nie jest zaś miarą wysiłku pracownika, ale oceną społecznej przydatności. Dlatego stała się tak ważna dla każdego, uczciwie pracującego człowieka.
Nie rozumie tego większość pracodawców i polityków ulegających doktrynerskim mitom wolnego rynku. A przecież, jak to celnie ujmowała Margaret Thatcher: „Jeżeli szef mówi, że da ci wypłatę lub premię, to tak naprawdę musisz ciężko na nią harować, a potem on weźmie twoje pieniądze, kupi sobie samochód, a tobie odda jakiś ochłap i każe się z tego cieszyć”. Permanentne zdziwienie, że młodzi Polacy wyjeżdżają do pracy za granicę, problemy ze znalezieniem pracowników fizycznych czy wykształconych specjalistów są właśnie pochodną nadużywania wszelkiej władzy i braku szacunku dla ludzi pracy.
Według Centrum Badania Opinii Społecznej Polacy określili płacę pozwalającą żyć na średnio przyzwoitym poziomie na kwotę 2 317 zł netto, zaś do dostatniego życia potrzebowaliby co najmniej 3 605 zł netto. Oznacza to płace brutto na poziomie 3.230 zł i ponad 5.000 zł brutto. Tymczasem GUS podał, że średnia płaca brutto w Elblągu w 2018 roku wyniosła 4.287,12 zł. W tym roku średnia płaca w Olsztynie wynosi 4.342 zł, w Gdańsku 5.831 zł. Czyli nie jest aż tak źle, choć nie wiadomo do końca gdzie. Średnia płaca brutto w Urzędzie Miasta to nieco ponad 3.900,- zł (3.600,- bez kadry kierowniczej), w instytucjach kultury około 3,5 tys. (z kadrą kierowniczą). Średnia płaca nauczycieli wynosi 4.228 zł w szkołach podstawowych i 4.363 zł w ponadgimnazjalnych. Ale już pracownicy administracji szkolnej zarabiają średnio około 3 tys. zł, a obsługi 2,4 tys. Dobrze za to pracować w EPT – tu średnia płaca przekracza 4,5 tys zł.
A zatem szach i mat - powiedział PIS i przystąpił do podnoszenia minimalnej płacy w ramach budowy Państwa Dobrobytu. Tak naprawdę to proste i zrozumiałe dla wszystkich rozwiązanie. Tymczasem Koalicja Obywatelska proponuje program „Niższe podatki, wyższa płaca” jako skok najniższych zarobków o ponad 600 zł na rękę i premię za aktywność. Twierdzi, że dzisiaj państwo zabiera 50% pensji Polaków, zaś KO obniży składki: PIT, ZUS i NFZ, by nie przekroczyły 1/3 zarobków. W ten sposób pracownicy małych firm zarobią więcej, choć pracodawca nie będzie musiał dawać podwyżki. Efekt miałby być podobny, a może nawet lepszy. I co z tego, skoro mało kto to zrozumie, a jeszcze mniej uwierzy.
Problem polega jednak na tym, że wszystkie te programy to żonglerka naszymi wspólnymi pieniędzmi. Tak w samorządach, jak i w państwie. Bo tak rząd, jak i samorządy, nie mają żadnych swoich pieniędzy. Oni gospodarują naszymi, ciężko wypracowanymi środkami. Zadziwia tylko to, że przez ostatnie 30 lat nie udało się w Polsce wprowadzić racjonalnej, sprawiedliwej i uczciwej ich redystrybucji. Okrzepła za to pycha i arogancja, buta i poczucie ważności na każdym poziomie władzy. Władzy, która odbiera nam podmiotowość i chce za nas o wszystkim decydować. I która buduje społeczeństwo, w którym państwo ma odpowiadać za wszystko, tylko nikt nie chce odpowiadać za państwo.
Można doszukiwać się różnych przyczyn tego stanu rzeczy, ale warto zauważyć jedno. Polityka zdominowana jest przez mężczyzn. A oni potrzebują rywalizacji, demonstracji swojej pozycji i siły. Polityka jest dla nich areną, na której walczą. A chodzi przecież o zwykłe, racjonalne gospodarowanie naszym wspólnym domem. Zostawię więc pod rozwagę słowa Margaret Thatcher, że „każdej kobiecie, która rozumie problemy związane z prowadzeniem domu, będzie bliżej do zrozumienia problemów związanych z prowadzeniem kraju”. Może dlatego powiało lekkim optymizmem ze strony KO po desygnacji Małgorzaty Kidawy-Błońskiej do fotela premiera. Chociaż trochę to późno i trochę zbyt mało, by wygrać. Bo elektorat Platformy Obywatelskiej oczekuje z jej strony odpowiedzialnych, roztropnych i rzetelnych polityków na każdym szczeblu władzy. Polityków, którzy zatroszczą się o warunki życiowe każdego Polaka, a nie wybranych grup i koterii. A z tym jest coraz gorzej.