UWAGA!

Radny nie naruszył dobrego imienia miasta

 Elbląg, Piotr Opaczewski (z prawej) został pozwany za swoje słowa w telewizyjnym programie
Piotr Opaczewski (z prawej) został pozwany za swoje słowa w telewizyjnym programie (fot. Michał Skroboszewski)

Wypowiedź Piotra Opaczewskiego w programie TVP "Alarm" na temat wiaduktu na Zatorze nie naruszała dóbr osobistych miasta - uznał dzisiaj Sąd Okręgowy w Elblągu i oddalił powództwo miasta przeciwko radnemu PiS. Sąd w ustnym uzasadnieniu nie pozostawił za to suchej nitki na autorach tego reportażu, nazywając go nierzetelnym. Skrytykował też samego radnego. 

Prezydent Witold Wróblewski w imieniu miasta domagał się od radnego Piotra Opaczewskiego emisji oświadczenia przed głównym wydaniem Wiadomości TVP o tym, że jego wypowiedź w programie „Alarm” na temat bezpieczeństwa wiaduktu na Zatorze była nieprawdziwa oraz wpłaty 20 tysięcy złotych na rzecz schroniska dla zwierząt.
      
       Sąd: To był program na potrzeby kampanii wyborczej
      
Po dwóch rozprawach, przesłuchaniu świadków sąd cywilny zdecydował dzisiaj o odrzuceniu powództwa miasta, uznając, że wypowiedź radnego nie naruszała dobrego imienia elbląskiego samorządu.
       - W ocenie sądu jeśli w ogóle mówić o naruszeniu dóbr osobistych strony powodowej, to można by mówić tylko wtedy, gdyby rozpatrywać program „Alarm” w całości. Pozwany jest tylko elementem tego programu. Mam wrażenie, że stał się w pewnym sensie narzędziem dla wyprodukowania tego programu – mówiła w ustnym uzasadnieniu sędzia Dorota Zientara, zarzucając autorom filmowego reportażu nierzetelność i twierdząc, że wypowiedź radnego została wyrwana z kontekstu. - Mówiąc szczerze wypowiedzi pozostałych osób, występujących w programie, poza powiatowym inspektorem nadzoru budowlanego i wiceprezydentem Elbląga, są zdecydowanie krytyczne, negatywnie nastawione do tej budowy. Wybranie wyłącznie pozwanego z tej całej grupy jest nieumotywowane w pozwie. Co najistotniejsze, w całym programie wiodącą rolę i najsilniej akcentowany wydźwięk negatywny ma wypowiedź reżysera programu. To on najwięcej mówi, to on komentuje wypowiedzi innych, co więcej on je wypacza i zmienia ich sens. Ewidentnie stawiając pewną tezę w programie, próbuje ją udowodnić na siłę. Jeśli już to powiedziałabym, że tu jest nierzetelność dziennikarska i to mogłoby ewentualnie doprowadzić do naruszenia dóbr osobistych strony powodowej. Na użytek inżynierii społecznej, straszenia mieszkańców, w okresie kampanii wyborczej ten program został wyemitowany. Taki był cel. Nie tyle interes społeczny, ale przede wszystkim aspekt przedwyborczy ma tutaj wiodące znaczenie.
       Sąd, mimo że postanowił o oddaleniu powództwa miasta, skrytykował też postępowanie samego pozwanego.
       - Nie znajduję usprawiedliwienia i zrozumienia dla argumentacji, którą pan przedstawił w toku procesu, twierdząc że nie miał pan zupełnie orientacji, czemu ma ten program służyć i jaki jest jego cel – mówiła Dorota Zientara do Piotra Opaczewskiego. - Jest pan osobą dorosłą, kandydował pan na radnego, w związku z tym pewnej orientacji w rzeczywistości, która pana otacza można od pana wymagać. W ocenie sądu ta próba usprawiedliwienia się „nie wiedziałem, co to za program”, „udzieliłem tylko informacji, zgodnie ze swoją wiedzą” też nie do końca w ocenie sądu zasługuje na aprobatę. Pana wypowiedź nie prowadzi do naruszenia dóbr osobistych, ale sam udział w tego rodzaju programach bez stanowczej wiedzy, popartej dowodami, głoszenie nawet sugestii i  przypuszczeń, które wpływają na poczucie zagrożenia społecznego, jest po prostu nieuczciwe. I nie powinno tak być – mówiła sędzia Zientara.
      
       Radny zadowolony, prezydent nie komentuje
      
Radny Piotr Opaczewski po wyjściu z sali rozpraw nie krył zadowolenia z orzeczenia. - Bardzo się cieszę, że tak się to skończyło. Przyjmuję słowa krytyki sądu, bo okres był gorący, przedwyborczy. Sam wiadukt też był otwarty podczas kampanii, był włączony w kalendarz wyborczy. Staram się działać w interesie społecznym, stąd moje dociekania w tej i innych sprawach. Moje zamiary były czysto z tym związane – stwierdził. - Pan mecenas strony miejskiej powiedział podczas mowy końcowej, że ta sprawa była nie tylko o naruszenie dóbr osobistych, ale miała charakter prewencyjny. Chodziło o to, by uniknąć krytyki działań władz miasta, które według władz opierają się na kłamstwie lub nieprawdzie. To było dość niebezpieczne, bo to jest taka prewencyjna cenzura. Mam nadzieję, że to orzeczenie pomoże radnym opozycji w kontroli działań władz miasta.
       Prezydent Elbląga Witold Wróblewski dzisiejszego orzeczenie sądu nie skomentował. - Do czasu otrzymania uzasadnienia orzeczenia prezydent nie będzie go komentował  – poinformowała nas Joanna Urbaniak, rzecznik prasowy prezydenta Elbląga.
       Orzeczenie sądu nie jest prawomocne, sąd zwolnił strony z kosztów procesu.
RG

Najnowsze artykuły w dziale Wiadomości

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama