W dzisiejsze święto lumpenproletariatu i disco polo trudno jest składać jakiekolwiek życzenia wszak żadna partia i ten śmieszny kraj nie są w stanie utrzymać cywilizowanych standardów państwa europejskiego, oczywiście ze szczególnym uwzględnieniem obecnie obowiązujących realiów. I jest mi niewymownie przykro, że jestem zmuszony, tak jak za komuchów tak i obecnie - brać udział w tej farsie orwellowskiej.
Ponieważ uczestniczę (siłą rzeczy, z racji urodzenia) już ponad pół wieku w tym kabarecie polskim – według mej oceny byliśmy i jesteśmy dalecy, jako naród i organizacja od stosowania jak i uprawiania osiągnięć i dorobku cywilizowanego świata, a szczególnie jest to widoczne i odczuwalne w zagadnieniu samorządności szeroko pojętej jak i wiedzy i stosowaniu mechanizmów i prawideł gospodarczych dawno odkrytych i stosowanych z powodzeniem w wielu miejscach Europy jak i świata. Poza paroma latami od roku 1989,gdy komuszkom ukrócono loty, a wielu dodano skrzydła – koniec lat dziewięćdziesiątych znajduje Polskę już w jej szczególnym sosie odrodzonych miejscowych cwaniaczków i uwłaszczonej menażerii towarzystwa wzajemnej adoracji. I jakby nie patrzeć na dalsze losy tego kraju ciąży nadal nad nim widmo i wszelkie przejawy bolszewizmu w wszelakich jego odmianach. Trudno by było doszukiwać się w tym metody i prawidła, bo rządzi naszym realem nieustająca radosna twórczość, infantylnej wizji jutra urnochodów wybierających wodzów na swe podobieństwo i oczekiwania.