Dzięki współpracy z TV “Vectra El” Czytelnicy Elbląskiej Gazety Internetowej "portEl" mogą zadawać pytania gościom zaproszonym do telewizyjnego programu “Trybunalska 23”, a potem usłyszeć odpowiedzi w "Vectrze", albo przyczytać je w "portElu". Dzisiejszym gościem “Trybunalskiej...” jest Maria Kasprzycka, prezes dwóch elbląskich stowarzyszeń, "człowiek- instytucja"
DAJMY SZANSĘ
Joanna Ułanowska-Horn : Jak długo działa w Elblągu stowarzyszenie "Dajmy Szansę"?
Maria Kasprzycka : Pięć lat, natomiast ja jestem nowym prezesem tego stowarzyszenia.
Wiele różnych tego typu stowarzyszeń charytatywnych i pomocowych działa w różnych miastach. Takie stowarzyszenia stają się coraz bardziej potrzebne. W mojej ocenie kłopoty gospodarcze kraju "odbijają" się niejako na tej sferze życia. Powiększa się niestety grono ludzi, którzy nie potrafią sobie poradzić.
J.U.: Stowarzyszenie pomaga głównie kobietom...
M.K.: Kobietom z dziećmi, samotnym i młodym dziewczynom.
Pomagamy, jak tylko się da. To pomoc przede wszystkim opiekuńcza, hostelowa. Ośrodek Interwencji Kryzysowej, który jest prowadzony przez Stowarzyszenie, daje schronienie ofiarom przemocy oraz osobom, które znalazły się w bardzo trudnej sytuacji. Staramy się naszym podopiecznym zapewnić wszelką pomoc prawną, psychologiczną, pomagamy dzieciom, które się tam znalazły, nierzadko w ciężkim stanie psychicznym. Zajęcia prowadzą psycholog i pedagog. Najbardziej cieszy jednak to, że widać efekty.
J.U.: Ile osób jest w ośrodku?
M.K.: W tej chwili jest około 11-u osób, cztery kobiety z dziećmi. Bywa tak, że mamy zapełnione wszystkie miejsca, czyli 24. Latem jest mniejszy problem.
J.U: A jakie są potrzeby w mieście? 24 miejsca to dużo czy mało?
M.K.: Sądząc po obłożeniu ośrodka to jest wystarczający w takiej formie i wielkości. To usługa bardzo droga, dlatego musi dotyczyć tylko wyjątkowych sytuacji. To nie może być tak, że każdy, komu np. odłączono prąd czy pokłóci się z mężem może tam trafić. Przyjmujemy tych, którzy są w naprawdę skrajnej sytuacji życiowej.
J.U.: Skąd pochodzą środki na działalność?
M.K.: W dużej części finansuje nas Zarząd Miasta na zasadzie zadania zleconego, część pieniędzy zdobywamy z różnych źródeł: fundacji, funduszy, urzędu marszałkowskiego. Już wkrótce planujemy rozszerzenie działalności na okoliczne gminy. Zdajemy sobie sprawę, że wielu gmin po prostu nie stać na utworzenie takiego ośrodka u siebie.
J.U.: Widać efekty?
M.K.: Podam przykład: przybyła do nas kobieta z dziećmi. Dzieci były smutne, przygnębione, na rysunkach czarne chmury. W oczach dzieci widać było lęk. Po dwóch tygodniach dzieci były zupełnie inne, radosne, malowały słonka na obrazkach. Widać, że dzieci odpoczywają, odżywają w ośrodku, widać, że potrzebny im jest spokój.
J.U.: Te matki z dziećmi wracają później do swoich domów...
M.K.: Jest bardzo różnie. Akurat w tym przypadku okres izolacji pomógł mężczyźnie zrozumieć tę sytuację. Kobieta wróciła do domu. Mąż zrozumiał, że jego żona nie jest od niego zupełnie zależna i że zawsze może odejść. Sama możliwość wyboru daje kobietom bardzo dużo.
J.U.: Jest Pani także prezesem Towarzystwa Wspierania Badań Nad Dziedzictwem Kulturowym Europy. Co nowego w stowarzyszeniu, jakie nowe plany, jak z pieniędzmi...
M.K.: Z pieniędzmi na kulturę jest jeszcze gorzej niż w opiece społecznej. Ale trudno się dziwić. Często kultura postrzegana jest jako swoista fanaberia. Niemniej pewne rzeczy udaje nam się robić. Z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków w Olsztynie próbujemy wydać cykl pozycji popularnych, które mogłyby służyć jako podręcznik w nauce historii regionu, by dotychczasowa wiedza trafiła pod przysłowiowe strzechy. Chcemy zacząć od Gotów na Warmii i Mazurach, potem Wikingowie na Ziemi Warmińskiej, Prusowie. Chcielibyśmy, aby historii regionu uczono się z takich opracowań, a nie z encyklopedii.
Joanna Ułanowska-Horn : Jak długo działa w Elblągu stowarzyszenie "Dajmy Szansę"?
Maria Kasprzycka : Pięć lat, natomiast ja jestem nowym prezesem tego stowarzyszenia.
Wiele różnych tego typu stowarzyszeń charytatywnych i pomocowych działa w różnych miastach. Takie stowarzyszenia stają się coraz bardziej potrzebne. W mojej ocenie kłopoty gospodarcze kraju "odbijają" się niejako na tej sferze życia. Powiększa się niestety grono ludzi, którzy nie potrafią sobie poradzić.
J.U.: Stowarzyszenie pomaga głównie kobietom...
M.K.: Kobietom z dziećmi, samotnym i młodym dziewczynom.
Pomagamy, jak tylko się da. To pomoc przede wszystkim opiekuńcza, hostelowa. Ośrodek Interwencji Kryzysowej, który jest prowadzony przez Stowarzyszenie, daje schronienie ofiarom przemocy oraz osobom, które znalazły się w bardzo trudnej sytuacji. Staramy się naszym podopiecznym zapewnić wszelką pomoc prawną, psychologiczną, pomagamy dzieciom, które się tam znalazły, nierzadko w ciężkim stanie psychicznym. Zajęcia prowadzą psycholog i pedagog. Najbardziej cieszy jednak to, że widać efekty.
J.U.: Ile osób jest w ośrodku?
M.K.: W tej chwili jest około 11-u osób, cztery kobiety z dziećmi. Bywa tak, że mamy zapełnione wszystkie miejsca, czyli 24. Latem jest mniejszy problem.
J.U: A jakie są potrzeby w mieście? 24 miejsca to dużo czy mało?
M.K.: Sądząc po obłożeniu ośrodka to jest wystarczający w takiej formie i wielkości. To usługa bardzo droga, dlatego musi dotyczyć tylko wyjątkowych sytuacji. To nie może być tak, że każdy, komu np. odłączono prąd czy pokłóci się z mężem może tam trafić. Przyjmujemy tych, którzy są w naprawdę skrajnej sytuacji życiowej.
J.U.: Skąd pochodzą środki na działalność?
M.K.: W dużej części finansuje nas Zarząd Miasta na zasadzie zadania zleconego, część pieniędzy zdobywamy z różnych źródeł: fundacji, funduszy, urzędu marszałkowskiego. Już wkrótce planujemy rozszerzenie działalności na okoliczne gminy. Zdajemy sobie sprawę, że wielu gmin po prostu nie stać na utworzenie takiego ośrodka u siebie.
J.U.: Widać efekty?
M.K.: Podam przykład: przybyła do nas kobieta z dziećmi. Dzieci były smutne, przygnębione, na rysunkach czarne chmury. W oczach dzieci widać było lęk. Po dwóch tygodniach dzieci były zupełnie inne, radosne, malowały słonka na obrazkach. Widać, że dzieci odpoczywają, odżywają w ośrodku, widać, że potrzebny im jest spokój.
J.U.: Te matki z dziećmi wracają później do swoich domów...
M.K.: Jest bardzo różnie. Akurat w tym przypadku okres izolacji pomógł mężczyźnie zrozumieć tę sytuację. Kobieta wróciła do domu. Mąż zrozumiał, że jego żona nie jest od niego zupełnie zależna i że zawsze może odejść. Sama możliwość wyboru daje kobietom bardzo dużo.
J.U.: Jest Pani także prezesem Towarzystwa Wspierania Badań Nad Dziedzictwem Kulturowym Europy. Co nowego w stowarzyszeniu, jakie nowe plany, jak z pieniędzmi...
M.K.: Z pieniędzmi na kulturę jest jeszcze gorzej niż w opiece społecznej. Ale trudno się dziwić. Często kultura postrzegana jest jako swoista fanaberia. Niemniej pewne rzeczy udaje nam się robić. Z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków w Olsztynie próbujemy wydać cykl pozycji popularnych, które mogłyby służyć jako podręcznik w nauce historii regionu, by dotychczasowa wiedza trafiła pod przysłowiowe strzechy. Chcemy zacząć od Gotów na Warmii i Mazurach, potem Wikingowie na Ziemi Warmińskiej, Prusowie. Chcielibyśmy, aby historii regionu uczono się z takich opracowań, a nie z encyklopedii.
przyg. Joanna Ułanowska-Horn