Kosze, leżaki, wreszcie własne koce lub przemyślanie budowane grajdołki - to miejsca, w których przez większą część dnia przebywają obecnie wczasowicze, licznie przybyli na plaże nadmorskie - czytamy w Dzienniku Bałtyckim z 27 lipca 1962 roku.
To, że wreszcie zaświeciło słońce, wynagrodzi im wielokrotnie pierwszą połowę lipca, kiedy to "klnąc w żywy kamień" wysupływali z trudem przez cały roku zbierane złotówki, na słone opłaty pokoi, w nadmorskich miejscowościach. Ale ze słońcem też nie ma żartów. Na ulicach Sopotu i Juraty, Jastarni, Krynicy Morskiej i innych "kurortów", spotyka się co rok czerwone jak raki postacie, z zasmarowanymi kremem, łagodzącym oparzenia nosami. A noce, wypełnione smarowaniem pleców zsiadłym mlekiem? Dlatego uważajmy - cóż to bowiem za przyjemność wracać na domowe pielesze, z obłażącą, przepaloną skórą. Co za dużo, to jednak nie zdrowo.