W piątek (17 września) w sali audiowizualnej Biblioteki Elbląskiej wystąpiła elbląska grupa Mulled Wine.
Koncert miał się rozpocząć o godzinie 18, ale już przed tym czasem w sali audiowizualnej zaczęło się robić ciasno. Organizatorzy chyba nie przewidzieli takiego zainteresowania występem młodych elblążan. Jednak nie od dziś wiadomo, że prawdziwi fani rockowego grania nie są zbyt wymagający i zadowolą się kawałkiem wolnej przestrzeni na podłodze czy schodach. Tak więc w wypchanej po brzegi sali chwilę po godzinie 18 Mulled Wine zaczęło swój występ.
Poza tym, że był to koncert akustyczny wyróżniał się również tym, że grupa wystąpiła w poszerzonym składzie. Zespół wsparły dwie dziewczyny odpowiedzialne za skrzypce (Eliza Falkowska) oraz flet (Agata Wysocka). I tu moje pierwsze słowa uznania. Wzbogacenie akustycznego setu tymi dwoma instrumentami dało naprawdę świetny efekt. Aranżacje były przemyślane a utwory nabrały dzięki temu nieco folkowego klimatu.
Sama muzyka Grzanego Wina to w prostej linii dźwięki, jakie na początku lat 90tych zrodziły się w Seattle. Naleciałości tamtej sceny, kapel pokroju Pearl Jam, są w ich twórczości bardzo wyraźne. Nie jest to w sumie zarzut, bo mimo tego, że tak naprawdę nic nowego do muzyki nie wnoszą to jednak to co robią, robią bardzo dobrze. I fajnie, że poza tradycyjnymi „elektrycznymi” koncertami próbują również kameralnego, akustycznego grania. Z mojej strony polecam chłopakom dłuższą współpracę z obiema paniami, bo bardzo fajnie to wypada, a i nie jest zbyt popularne wśród młodych zespołów rockowych.
Ideą akustycznych występów jest stworzenie ciekawej atmosfery w relacji muzyk-odbiorca. I według mnie chłopaki (i dziewczęta) bardzo dobrze się w tej konwencji sprawdzili – o czym niech zaświadczy chociażby to, że musieli po raz drugi zagrać Intoxication – w ramach bisu oczywiście. Szkoda, że była tylko jedna świeczka, bo gdyby zastąpić sztuczne światło większą ilością świec mogłoby być jeszcze ciekawiej.
Poza tym, że był to koncert akustyczny wyróżniał się również tym, że grupa wystąpiła w poszerzonym składzie. Zespół wsparły dwie dziewczyny odpowiedzialne za skrzypce (Eliza Falkowska) oraz flet (Agata Wysocka). I tu moje pierwsze słowa uznania. Wzbogacenie akustycznego setu tymi dwoma instrumentami dało naprawdę świetny efekt. Aranżacje były przemyślane a utwory nabrały dzięki temu nieco folkowego klimatu.
Sama muzyka Grzanego Wina to w prostej linii dźwięki, jakie na początku lat 90tych zrodziły się w Seattle. Naleciałości tamtej sceny, kapel pokroju Pearl Jam, są w ich twórczości bardzo wyraźne. Nie jest to w sumie zarzut, bo mimo tego, że tak naprawdę nic nowego do muzyki nie wnoszą to jednak to co robią, robią bardzo dobrze. I fajnie, że poza tradycyjnymi „elektrycznymi” koncertami próbują również kameralnego, akustycznego grania. Z mojej strony polecam chłopakom dłuższą współpracę z obiema paniami, bo bardzo fajnie to wypada, a i nie jest zbyt popularne wśród młodych zespołów rockowych.
Ideą akustycznych występów jest stworzenie ciekawej atmosfery w relacji muzyk-odbiorca. I według mnie chłopaki (i dziewczęta) bardzo dobrze się w tej konwencji sprawdzili – o czym niech zaświadczy chociażby to, że musieli po raz drugi zagrać Intoxication – w ramach bisu oczywiście. Szkoda, że była tylko jedna świeczka, bo gdyby zastąpić sztuczne światło większą ilością świec mogłoby być jeszcze ciekawiej.
Tomasz Sulich