
Był u nas rok temu. Nie pozostawił wówczas żadnych złudzeń co do tego, że jest genialnym muzykiem. Teraz zagrał dla nas ponownie jednak już nie sam, a w towarzystwie Elbląskiej Orkiestry Kameralnej.
Rozpoczął sam. Tylko on i fortepian. I utwory Komedy m.in. „Sleep safe and warm”. Wspaniale zagrane z tak charakterystyczną dla Możdżera lekkością, jakby ledwie muskał klawisze. A przy tym tak pełne pasji i zaangażowania. Piękny początek koncertu.
Krótka przerwa a po niej na scenie pojawia się Elbląska Orkiestra Kameralna wraz z dyrygującym tego wieczoru Markiem Mosiem. Na rozgrzewkę zagrali sami - „Orawę” Wojciecha Kilara. Utwór niezwykle żywiołowy, o bardzo charakterystycznej rytmice – inspirowany wszak muzyką góralską.
Dalsza część koncertu to wspólna gra Leszka Możdżera i naszej orkiestry. Usłyszeliśmy miniatury na skrzypce i fortepian improwizujący (i to jak improwizujący!). Niesamowite jak świetnie uzupełniał się fortepian i orkiestra. Ta druga, choć w większości stanowiła tło dla fortepianu wychodziła też niekiedy na pierwszy plan urzekając pięknymi partiami skrzypiec. Były też momenty wspaniałych dialogów pomiędzy fortepianem a smyczkami. Możdżer wyczarowywał nieprzebrane wprost ilości fantastycznych dźwięków pokazując swój muzyczny kunszt oraz niczym nieskrępowaną miłość do tego co robi.
Kiedy skończył, wydawało się, że to jednak za szybko. Nie mógł nas przecież tak zostawić. Wrócił więc i przeniósł słuchaczy w świat muzyki Henryka Mikołaja Góreckiego. Druga część „Koncertu na klawesyn (lub fortepian) i orkiestrę smyczkową op. 40" okazała się na tyle krótka, że niedosyt słuchaczy nadal nie został zaspokojony. Ponowny powrót na scenę i, jak sam powiedział, coś co wszyscy znamy i kochamy. A tym okazał się utwór Andrzeja Kurylewicza z serialu „Polskie drogi”.

Znakomity muzyczny wieczór dobiegł końca. Gdzieś po drodze w szatni usłyszałem głos pewnej niewiasty, która tymi oto słowami wprowadziła mnie w małą konsternację: „w niektórych momentach już trochę przynudzał”. Daleko mi do prawdziwego melomana jazzu czy muzyki klasycznej, ale drugi raz w życiu miałem przyjemność słuchać na żywo Leszka Możdżera i drugi raz byłem jego występem zachwycony. Możdżer czaruje dźwiękami, co by nie grał, robi to z taką klasą, swobodą i pasją, że nie można przejść obok tego obojętnie. Jeśli będę miał okazję pójdę i następny raz. I kolejny również.