UWAGA!

Drugi i trzeci dzień Ogrodów, czyli muzyka „nie tylko dla folkowców, diskomułów i metalowców” (esej)

 Elbląg, Drugi i trzeci dzień Ogrodów, czyli muzyka „nie tylko dla folkowców, diskomułów i metalowców” (esej)

Początkowe rozczarowanie odwołaniem drugiego dnia ustąpiło miejsca entuzjazmowi. Były opowieści o pradawnych czortach, jazda na karuzeli i kurze przygrywki na trąbce. Z dniem 12 czerwca 2009 roku wielu Elblążan na własnej skórze doświadczyło kunsztu trzech solidnych grup muzycznych - LUC Planety, Motion Trio oraz Żywiołaka. Tym razem w Galerii EL - zobacz fotoreportaż.

Zawsze, jak pada, towarzyszy nam taka głupia nadzieja, że drugiego dnia nie będzie. Coś na zasadzie: no, dziś już padało, więc czemu ma jutro. To tak, jakby o jeden dzień przełożyć zamianę waluty, licząc na to, że cena wzrośnie nocą o kilka zer i rano zafunduje nam solidne wczasy we francuskiej Prowansji. A jaka jest prawda, wszyscy doskonale wiemy. Kurs wzrośnie o tyle, że ledwo co starczy nam na planetarium we Fromborku. W pierwszym przypadku natomiast możemy się solidnie zmoczyć…
       I nie wiem, szczerze mówiąc, na co liczył organizator imprezy, ale z powodów dość kiepskiej pogody drugi dzień imprezy gdzieś nam umknął. Długo go szukała garstka ludzi, która pomimo braku zdjęć Luca i Gaby Kulki w ostatnim numerze magazynu „Fajnie”, postanowiła znaleźć się w czwartek na dziedzińcu biblioteki. Do poszukiwań dołączyła dzień później kolejna szajka. Szukali, szukali, aż w końcu się udało. Jak się okazało, Ogrody poszły nie w czorty ni pieprze, ale zrobiły sobie wędrówkę na Bałkany, podwędziły, co się dało po drodze i zakręciły na północ, osiadając w celu odpoczynku na starym murku Galerii EL. Od tej pory nie brak było etnicznych akcentów…
       Zaczęło się jednak po polsku. I to jak najbardziej się tylko dało. Przekonani o tym, że najważniejszą polską piosenką jest „Daj mi tę noc” lub „Marchewkowe pole”, możemy uzyskać jedynie sporą ilość punktów w Familiadzie, gdzie wielu rodaków podzieli nasze zdanie. Wyżej w klasyfikacji stoi już tylko „Bogurodzica” oraz „Mazurek Dąbrowskiego”, za którego dostaniemy bagażnik napojów gazowanych oraz Pegasusa. Nic bardziej mylnego. „Bogurodzica” była pierwotną, pozbawioną instrumentów formą ministranckich chórków, a „Mazurek Dąbrowskiego”, znacznie okrojony zresztą, jest zbyt młody, żeby pretendować do pieśni wszechdziejów.
       Która z piosnek jest więc najważniejsza? Nie wiem i nawet nie zamierzam jej wskazać. Mogę tylko powiedzieć, że tak jak prekursorem perkusji nie był Virgil Donati (tylko pierwszy człekokształtny, który nawalał pałką w bebechy powalonego mamuta), tak początkiem muzycznej przygody Polaków nie jest wiek XVIII. Warto zwrócić uwagę na fakt, że motywy muzyczne z naszego hymnu zostały wykorzystane później przez Samuela Tomasika do stworzenia „Hymnu Wszechsłowiańskiego”, który to stał się oficjalnym hymnem Republiki Jugosławii. I fajnie. Mimo to my znamy bardziej słowiańskie twory… Wszystko co stare, to z lasu i znad rzeki. „Nie z ziemi polskiej do włoski…” (słowa L.K).
       [Żywiołak] A jak z lasu, to od pierwszych Słowian powinno pochodzić. I tak pierwszy zespół, który pojawił się trzeciego dnia Ogrodów na scenie Galerii EL, wniósł nam między mury starego kościoła coś, co go wiekiem prześcignęło. Żywiołak, bo tak się nazywa warszawska ekipa, zaczął koncert o godzinie 20.40. Pięcioro muzyków, wszystkim, czym tylko mogło, starało się podsunąć nam myśl, że najczęstszymi kołysankami śpiewanymi im przez rodziców były teksty typu: „kaczki za wodą, gęsi za wodą” (W tempie 60 rzecz jasna). Fryzury, taniec, słowa piosenek i instrumenty - w tym różne przeszkadzajki, szekere, mandolina, fidel renesansowa, flet, oraz - dla mnie największy hit - lira korbowa. Takową widziałem ostatni raz u Zagłoby, jak uchodził przed harcerzykami Bohuna.
       Teksty Żywiołaka nawiązują do wierzeń ludowych, legend oraz świąt i przesądów pogańskich. Muzyka z kolei, czerpiąca z początków istnienia naszych „orlich gniazd”, jawi mi się pewną hybrydą. Ustawiczne i dynamiczne walenie w kocioł podkreśla bas, w wyniku czego powstaje dosyć mocny bit. Z drugiej strony wpada flet ze swoją średniowieczną skalą i nowe spotyka się ze starym, tworząc solidnie energiczną potańcówę. Do tego dwie babeczki wiją się na scenie niczym czarownice, a główny troll ekipy - Robert Jaworski - co jakiś czas podrzuca wokalne linki przypominające raczej coś, co pochodzi z buszu i z krzaka, a niekoniecznie od człowieka. Dla mnie bomba.
       Natomiast to, co zrobili oświetleniowcy, to absolutne novum w naszym mieście. Cień wokalistek i reszty bandu opierał się o ścianę dymu, którą pan operator potraktował kolorami mniej więcej w taki sposób, w jaki Kandinsky zachował się wobec swoich kwadratów i trójkątów. Wprowadził tym samym iście baśniową atmosferę. I w ten oto sposób całość przedstawienia zdobyła sobie przychylność publiczności, która nie pozwalała Żywiołakom zejść ze sceny. W trakcie koncertu, który skończył się około 21.40, zostały odśpiewane i odtańczone takie utwory jak: „Czarodzielnica”, „Dybuk”, „Świdryga i Midryga” czy „Psychotyka”, zapowiedziana słowami: „Jest to muzyka nie tylko dla folkowców. Ale i dla diskomułów, technowców i metalowców”. Była też „Epopeja Wandalska”, „Ballada o głupim Wiesławie” oraz bisik - utwór „Femina”. Schodząc ze sceny, Robert Jaworski rzucił jeszcze: „Dziękujemy, jesteśmy Żywiołak i gramy tylko polską muzykę”. Co bezapelacyjnie potwierdzam.
       [Motion Trio] I tak oto w rozgrzaną publikę wdarła się chwilowa cisza, po której na scenie pojawiło się trzech dżentelmenów. Szczerze mówiąc, obawiałem się, że wirtuozeria muzyków Motion Trio będzie skąpa i poza wykwintną jazdą na troszkę zapomnianych już instrumentach nic nie wyniknie. No bo wyobraźmy sobie koncert trio fletowego. Siedzą i dmuchają w drewniane rurki. A jednak… historia, która została wkrótce opowiedziana przez muzyków z owego błędu mnie wyprowadziła. Pojawił się pierwszy bałkański akcent.
       Janusz Wojtarowicz zapowiedział utwór „Dźwięki wojny” („W podtekście Grozny”). Po chwili usłyszeliśmy coś, co znane jest nam chociażby z płyty „And Justice For All” abstynenckiej Metalliki. Salę wypełnił powoli narastający szum łopat śmigłowca, a przestrzeń nasączyła się pojedynczymi wystrzałami, a następnie seriami karabinowych pocisków. W taki oto sposób macocha historii - wojna, wkraczała na ogarnięte sielanką podmiejskie tereny Groznego. Codzienność była lekka i radosna, jak czeczeńska biesiadna muzyka, która po chwili się pojawiła. I ucichła, kiedy nad głowami zawył Mi-24, a drogi zalał zmechanizowany desant. Wojenne onomatopeje mieszały się z bałkańskimi dźwiękami, natomiast nastrój wirował i często zmieniał swoje położenie. Raz lokował się blisko glinianego kufla i kwiecistego ogrodu, innym razem w pobliżu gąsienicy czołgu i śladów krwi na chodniku. Na samym końcu wojsko odmaszerowało. A wszystko to… zostało odegrane na akordeonach.
       Finezji nie zabrakło artystom także w kolejnych utworach, takich jak „Pierwszy dzień wiosny”, „Silence”, „Orawa” czy bisowa „Karuzela”. Muzycy złożyli hołd Wojciechowi Kilarowi, podziękowali panu Nowińskiemu i zniknęli za sceną, by ustąpić miejsca młodszym dźwiękom.
       [L.U.C.] I tak na scenie pojawił się zagubiony „element” drugiego dnia Ogrodów. L.U.C, jak się okazało, bywał na Warmii i Mazurach wcześniej, o czym dowiedziałem się od niego podczas krótkiej rozmowy przed koncertem. Na pytanie, czy był w Elblągu, powiedział: „w samym Elblągu nie, ale odwiedzałem wiele razy pobliskie jeziora. Zawsze było to urocze miejsce na żagle, dopóki nie odkryłem, że to, w czym wpływam, niekoniecznie jest wodą. Substancja złożona z pasty do zębów i moczu”. I w ten oto sposób oberwało się naszym akwenom. Inaczej było z historią miasta oraz jego murami, które muzyk miał okazję zwiedzić przed i pochwalić w trakcie koncertu. Im właśnie zadedykował utwór „W magazynie wspomnień”.
       Dla tych, którzy Luca nie znają, wypada wyjaśnić, że jest to postać związana z szeroko pojętą dziedziną Hip-Hopu. A że wielu nie zna i poznać nie chce, widać było wyraźnie po sytuacji na sali. Przestraszeni muzyką młodszych pokoleń pouciekali, delektując się smakiem muzyki zaprezentowanej przez dwa pierwsze zespoły. A szkoda. Otóż Luc jest w pewnym stopniu wynalazkiem. Jak sam mówi „z ulicą nie czuje się związany” i woli wiązać muzykę z teatrem niż wyjście na miasto z odsiadką na dołku. Jego sceniczne akty to mieszanka muzyki granej na żywych instrumentach (z dużym naciskiem na instrumenty dęte), kabaret oparty na monologach (głównie opowieściach o Pudzianie) oraz sztuczki garderobiane (godne samej Whitney Houston). Dobrym przykładem jest koleś odpowiedzialny za bity, który w pewnym momencie przebrał się za budkę z wróżbą. Jego kolega grający na trąbce przebrał się z kolei za kurę. Dla tych, którzy poszukują w polskim w rapie akcentów pozostawionych przez chłopców z Paktofoniki czy Pokahontaz (Luc wszak nagrywał z Rahimem), mogę z czystym sumieniem polecić ten projekt. Na zadane przeze mnie pytanie, jaki Luc byłby bez sztuki, odpowiedział w charakterystycznym dla siebie stylu: „Bez sztuki byłbym jak bez czerni kruki”…
       I tak oto doszliśmy do końca trzeciego dnia tegorocznych Ogrodów Polityki. Uważam, że trzeci dzień, będący wyjściową serii pomyłek, okazał się najlepszym ze wszystkich. Impreza zlądowała w Galerii EL, dzięki czemu poznaliśmy możliwości oświetlenia. Muzyka Luca czy Morion Trio potrzebowała skondensowania i na pewno nie brzmiałaby tak dobrze na otwartej przestrzeni. Poza tym organizator udowodnił, że potrafi się szybko zorganizować i przenieść cały majdan w inne miejsce.
       Dla wszystkich tych, którzy uważają długość tekstu za przesadną, wyjaśniam, że zawiera on opis dwóch dni Ogrodów, a nie jednego. Natomiast zwolenników „relacji sprawozdawczej”, niestety, rozczaruję. Nie jest to relacja. Jest to esej. Pozdrawiam i... do czwartego dnia Ogrodów.
      
      
orzeu

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
  • Co to za grafoman pisał? Niespełniony dziennikarz prosto po liceum? Kto zamieszcza takie artykuły, jezu.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    death is in your future(2009-06-17)
  • twój stary. ..
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    death is in your stary(2009-06-17)
  • orzeu gratuluje porywajacej relacji, czytalam poprzednia-byla tak samo genialna, teraz czekam na dzien 4 :)) i koniecznie na fotoreporaz, bo widzialam ze robiles-moze gdzies nawet ja sie znajde :)) jestem szczerze zachwycona taka forma relacji i nie zgadzam sie ze forma jest zbyt wielka na skapa tresc:) wrecz przeciwnie, tylko tak mozna opisac taka swietna impreze. .a co do gustow muzycznych z 3 dnia ogrodow-zywiolak absolutnie mnie porwal. .. byli swietni! jeszcze raz gratuluje autorowi tekstu i zycze sukcesow dziennikarskich
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    panna M.(2009-06-17)
  • Niecodzienna "relacja". Chwali się takie. Koncerty świetne, szczególnie dwa pierwsze tego dnia. Podobnie jak autor "eseju" uważam dzień III ogrodów za najciekawszy.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    niezalogowana(2009-06-17)
  • Zdjęcia są na innych portalach, wystarczy poszukać; )
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    do panny m(2009-06-17)
  • Autor tekstu robi postępy, jest mniej dzikich i niepotrzebnych metafor. .. Zeby tylko jeszcze nie wyzierał z tego "eseju" taki ostentacyjny samozachwyt
  • Ojej. .. naprawde dobry esej! niesamowite oddanie charakteru wystepow i dynamiki. Bedac szczerą uklony w strone autora za umiejatnosc "przeniesienia" mnie do lasu na zlot czarownic:), czy w smutne i dramatyczne zaplecze wojny. .. .dzieki:)
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    monocytka:)(2009-06-17)
  • Galeria EL to piękne miejsce do tego typu imprez, jej czar i charakter nadaje muzyce innego wymiaru, jedno ale, dlaczego panowie akustycy z galerii tak głośno grali, wydaje mi sie, że miejsce to wymaga ciszy i spokoju a nie hałasu i jazgotu, to nie koncerty rockowe. No chyba że jak zwykle ci panowie byli pijani.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    ANIMKA(2009-06-17)
  • i sa zdjecia, gites; )
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    Pozdro ze wsi(2009-06-17)
  • Animka sama byłas chyba pijana. Galeria tego nie nagłaśniała tylko Biblioteka. Więc jak chcesz komuś nakopać, to uwazaj komu:)
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    głośniczka(2009-06-17)
  • a poza tym to nie byl koncert muzyki sakralnej czy smyczkowy, by wymagal ciszy:///
  • Nigdy w zyciu nie bylem i nie bede na ogordach polityki poniewaz to co oferuja nie interesuje mnie i nie powoduje u mnie gesier skórki :) Giwazdy? Jakei gwiazdy! Gwiazdy dla mnie to nie peszek czy nos badz jakis WU WU tylko Depeche Mode, Neil Young, Madonna badź U2! no i Laputita :)
Reklama