
Co prawda do Helloween zostało jeszcze trochę czasu, jednak pierwszy duch nawiedził już nasze miasto. W piątkowy wieczór (7 października) w klubie Mjazzga zagrał pochodzący z Krakowa zespół… Duch. Zobacz zdjęcia z koncertu.
Koncert Ducha był dla mnie wielką niewiadomą. Nigdy wcześniej o nich nie słyszałem, nigdy nie miałem do czynienia z ich muzyką. Tylko - obejrzany na parę dni przed koncertem - teledysk grupy, który zapowiadał intrygujące muzyczne wydarzenie.
Jakże miło czasem jest zostać tak pozytywnie zaskoczonym. Od pierwszych dźwięków generowanych przez ten siedmioosobowy skład wiedziałem, że to będzie znakomity koncert. Muzyka Ducha okazała się niesamowicie eklektyczna. Począwszy od elementów mocno folkowych, szalonych - niczym jakiś obłąkańczy pogański taniec - przez bardzo liryczne, aż po niemal transowe, hipnotyczne. Każdy utwór stanowił odrębne estetyczne przeżycie, spotęgowane sceniczną ekspresją muzyków i znakomitymi wokalnymi interpretacjami wokalistki Reginy Bogacz. Rozpoczęli od „Vademecum”, z bardzo sugestywnym, agresywnym refrenem. W „Mów do mnie jeszcze” popisali się znakomitą improwizacją, w czasie której muzycy pokazali swoje indywidualne umiejętności. Solowa partia altówki, kontrabasu, gitary a na koniec grającego na cajonie Wiktora Machowskiego – klasa. Gdzieś tam w trakcie absolutnie urzekający „Deszcz”, z pięknym lirycznym początkiem, w którym Reginie wtórowała wokalnie wiolonczelistka Natalia Orkisz. Znakomity utwór, który z każdą minutą przybierał na sile aż do pełnego frustracji końca „Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi”. A jednak ciężko pozostać obojętnym. Baudelaire’owski „Spleen” podobnie jak wiersze francuskiego poety, pełen napięcia i niepokoju, niemal katastroficzny utwór. Również wspomniany na początku - znany mi z teledysku - kawałek „Czarne Koła” z niesamowitym transowym rytmem i cudownym hipnotyzującym głosem wokalistki, nie pozwalał na emocjonalne ukojenie.
Duch to zespół ale też siedmioro indywiduów. Każdy z muzyków to swoisty sceniczny byt, pełen ekspresji i zaangażowania. Na szczególne uznanie zasłużył tu skrzypek Stanisław Słowiński – najbardziej dynamiczny i nieposkromiony członek zespołu. Nie mniejszą uwagę przyciągała wokalistka, drobna dziewczyna ze znakomitym głosem raz lirycznym, a kiedy indziej pełnym mocy i wściekłości. Zdecydowanie jest to zespół, który z przyjemnością ogląda się na scenie.
Kiedy już ogłosili koniec swojego występu rozległ się zdecydowany sprzeciw. Musieli wrócić, a na dokładkę zaserwowali znakomitą wersję „Kochanej” duetu Nosowska/Przemyk.
Zaprawdę powiadam wam, że dobrze jest zostać czasem zaskoczonym, świetną muzyką, świetnym podejściem muzyków, znakomitym koncertem. Dawno w tak totalnym skupieniu nie śledziłem od początku do końca tego, co dzieje się na scenie i co z niej dobiega. Młody to duch jeszcze drzemie w Duchu, ale pełen zapału i pasji. Jeszcze o nim usłyszycie.
Jakże miło czasem jest zostać tak pozytywnie zaskoczonym. Od pierwszych dźwięków generowanych przez ten siedmioosobowy skład wiedziałem, że to będzie znakomity koncert. Muzyka Ducha okazała się niesamowicie eklektyczna. Począwszy od elementów mocno folkowych, szalonych - niczym jakiś obłąkańczy pogański taniec - przez bardzo liryczne, aż po niemal transowe, hipnotyczne. Każdy utwór stanowił odrębne estetyczne przeżycie, spotęgowane sceniczną ekspresją muzyków i znakomitymi wokalnymi interpretacjami wokalistki Reginy Bogacz. Rozpoczęli od „Vademecum”, z bardzo sugestywnym, agresywnym refrenem. W „Mów do mnie jeszcze” popisali się znakomitą improwizacją, w czasie której muzycy pokazali swoje indywidualne umiejętności. Solowa partia altówki, kontrabasu, gitary a na koniec grającego na cajonie Wiktora Machowskiego – klasa. Gdzieś tam w trakcie absolutnie urzekający „Deszcz”, z pięknym lirycznym początkiem, w którym Reginie wtórowała wokalnie wiolonczelistka Natalia Orkisz. Znakomity utwór, który z każdą minutą przybierał na sile aż do pełnego frustracji końca „Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi”. A jednak ciężko pozostać obojętnym. Baudelaire’owski „Spleen” podobnie jak wiersze francuskiego poety, pełen napięcia i niepokoju, niemal katastroficzny utwór. Również wspomniany na początku - znany mi z teledysku - kawałek „Czarne Koła” z niesamowitym transowym rytmem i cudownym hipnotyzującym głosem wokalistki, nie pozwalał na emocjonalne ukojenie.
Duch to zespół ale też siedmioro indywiduów. Każdy z muzyków to swoisty sceniczny byt, pełen ekspresji i zaangażowania. Na szczególne uznanie zasłużył tu skrzypek Stanisław Słowiński – najbardziej dynamiczny i nieposkromiony członek zespołu. Nie mniejszą uwagę przyciągała wokalistka, drobna dziewczyna ze znakomitym głosem raz lirycznym, a kiedy indziej pełnym mocy i wściekłości. Zdecydowanie jest to zespół, który z przyjemnością ogląda się na scenie.
Kiedy już ogłosili koniec swojego występu rozległ się zdecydowany sprzeciw. Musieli wrócić, a na dokładkę zaserwowali znakomitą wersję „Kochanej” duetu Nosowska/Przemyk.
Zaprawdę powiadam wam, że dobrze jest zostać czasem zaskoczonym, świetną muzyką, świetnym podejściem muzyków, znakomitym koncertem. Dawno w tak totalnym skupieniu nie śledziłem od początku do końca tego, co dzieje się na scenie i co z niej dobiega. Młody to duch jeszcze drzemie w Duchu, ale pełen zapału i pasji. Jeszcze o nim usłyszycie.
Tomasz Sulich