27 maja w pubie Jaszczur przy ul. Wigilijnej 6 elbląska publiczność miała okazję ponownie zderzyć się z nawałnicą dźwięków muzyki cięższej. Panowie z Depression Town Crew znowu dali o sobie znać, tym razem zapraszając na elbląski parkiet trzy zespoły zajmujące się muzyką zdecydowanie skoczną. Jednak zamiast mazurków i obertasów na głowy przybyłych zwalił się Punk/Core’owy strop. Zobacz fotoreportaż.
Jako pierwszy na scenie zainstalował się Idol Falls. Zespół ten powstał w drugiej połowie 2005 r., jednak wysoką sceniczną aktywność muzycy rzeźbili wcześniej w takich zespołach jak Aporia czy Renegades. I faktycznie, zespół przedstawił nam składający się z kilku bardzo żywiołowych utworów set koncertowy. Muzyka - mocna odmiana Punk z naleciałościami Core’u sprawiła, że wiele osób na sali rozpoczęło tańce i pierwsze siniaki zostały rozdane.
Kolejny zaczął wpinać kable Commercial Faith. Pierwszy ich utwór przekonał nas o wysokim popycie na ten rodzaj grania, drugi nas w tym upewnił. Duża część publiczności udała się w koło graniaste, granica między zespołem a napierającym tłumem powoli zaczęła się zacierać, a mikrofony - krążyć z rąk do rąk, niekoniecznie rąk wokalistów. A było ich dwóch. I powiem szczerze, że dwie różniące się barwy wokalne, podparte mocną - oscylującą między skandynawską a amerykańską - szkołą grania na bałałajach oraz energiczna, pulsująca perkusja, zdołały mnie przekonać. Ich Metal-core przekonał, ale nie rzucił na kolana. Takich zespołów jak Idol Falls czy Commercial Faith jest w Polsce wiele. To z jednej strony dobrze świadczy o naszej scenie, z drugiej jednak ukazuje nam wysoką popularność tego kierunku, a co za tym idzie, w wielu przypadkach brak oryginalności i nowych pomysłów. I nie chodzi mi o to, żeby Agnostic przestał grać jak Agnostic, na siłę komplikując swoje kompozycje, tylko o to, żeby inne kapele grały inaczej niż oni. Nadeszła era Lamb Of God, Heaven Shall Burn, Killswitch Engage i setki innych kapel starających się grać podobnie.
Ostatnie słowo tego wieczoru należało do Białej Gorączki. I faktycznie, już po pierwszych minutach do akcji musiały wkroczyć siły epidemiologiczne. Na Sali temperatura podniosła się znacznie, pod sceną się zakotłowało, doszło do infekcji. Skutki, jeżeli chodzi o czas rozprzestrzeniania i skuteczność - podobne do tych, które w XIV wieku wywołała w Europie „pestis”. Zespół zaprezentował nam Punk starej szkoły z jego wszelkimi niezbędnymi akcesoriami. Poszczególni instrumentaliści i dwóch wokalistów wykazali niesłychaną charyzmę, a spektakl w ich wykonaniu urozmaicały gadżety: maski, flagi, itp. Co prawda, było kilka problemów technicznych, ale dały one jedynie zainfekowanej, oszalałej publice szansę na złapanie tak potrzebnego tego wieczora oddechu.
Atmosfera miła, koncert udany. I oby tak dalej. Bravo DTC.
Kolejny zaczął wpinać kable Commercial Faith. Pierwszy ich utwór przekonał nas o wysokim popycie na ten rodzaj grania, drugi nas w tym upewnił. Duża część publiczności udała się w koło graniaste, granica między zespołem a napierającym tłumem powoli zaczęła się zacierać, a mikrofony - krążyć z rąk do rąk, niekoniecznie rąk wokalistów. A było ich dwóch. I powiem szczerze, że dwie różniące się barwy wokalne, podparte mocną - oscylującą między skandynawską a amerykańską - szkołą grania na bałałajach oraz energiczna, pulsująca perkusja, zdołały mnie przekonać. Ich Metal-core przekonał, ale nie rzucił na kolana. Takich zespołów jak Idol Falls czy Commercial Faith jest w Polsce wiele. To z jednej strony dobrze świadczy o naszej scenie, z drugiej jednak ukazuje nam wysoką popularność tego kierunku, a co za tym idzie, w wielu przypadkach brak oryginalności i nowych pomysłów. I nie chodzi mi o to, żeby Agnostic przestał grać jak Agnostic, na siłę komplikując swoje kompozycje, tylko o to, żeby inne kapele grały inaczej niż oni. Nadeszła era Lamb Of God, Heaven Shall Burn, Killswitch Engage i setki innych kapel starających się grać podobnie.
Ostatnie słowo tego wieczoru należało do Białej Gorączki. I faktycznie, już po pierwszych minutach do akcji musiały wkroczyć siły epidemiologiczne. Na Sali temperatura podniosła się znacznie, pod sceną się zakotłowało, doszło do infekcji. Skutki, jeżeli chodzi o czas rozprzestrzeniania i skuteczność - podobne do tych, które w XIV wieku wywołała w Europie „pestis”. Zespół zaprezentował nam Punk starej szkoły z jego wszelkimi niezbędnymi akcesoriami. Poszczególni instrumentaliści i dwóch wokalistów wykazali niesłychaną charyzmę, a spektakl w ich wykonaniu urozmaicały gadżety: maski, flagi, itp. Co prawda, było kilka problemów technicznych, ale dały one jedynie zainfekowanej, oszalałej publice szansę na złapanie tak potrzebnego tego wieczora oddechu.
Atmosfera miła, koncert udany. I oby tak dalej. Bravo DTC.
Orzeu