W sobotni (3 grudnia) wieczór znalezienie wolnego miejsca w Mjazzdze graniczyło z cudem. Tłumy do klubu zwabił Piotr Bukartyk.
Piotrowi Bukartykowi na mjazzgowej scenie towarzyszył Krzysztof Kawałko. Obaj z gitarami. Akustycznie.
Muzyka Bukartyka jest nieskomplikowana. Cztery akordy to chyba maksimum jego możliwości. Ale nie melodia jest tu ważna. To słowa liczą się w twórczości Bukartyka najbardziej.
Nie sposób wymienić tytuły wszystkich piosenek, które zaśpiewał. Było ich całe mnóstwo, wśród nich „Kobiety jak te kwiaty”, „Sznurek” i „Niestety trzeba mieć ambicje”. Piosenki nawet nie wyśpiewane a przegadane, do tego przeplatane pogawędkami o tym dlaczego, jak, kto i po co. A ponieważ Bukartyk „gadane ma” koncert trwał ponad trzy godziny. Jak dla mnie za długo. Nie sposób przez tyle czasu wsłuchiwać się tylko w teksty, chciałoby się posłuchać też muzyki, a tu melodyjności i talentu wokalnego jak na lekarstwo. Piosenka podobna jedna do drugiej. Nie mój klimat. Radiowa porcja Bukartyka jest zdecydowanie lepsza.