UWAGA!

Malachit Cienia - The Wrath: „Po prostu gniew…”

 Elbląg, Malachit Cienia - The Wrath: „Po prostu gniew…”
(fot. orzeu)

Kolejny raz mamy dla was garść swobodnie potraktowanych informacji na temat tego, co wspólne i tożsame z elbląską - i nie tylko - sceną muzyczną. Dzisiaj oddajemy do waszej dyspozycji materiał poświęcony kapeli The Wrath. O początkach, fascynacji Death Metalem i jego kobiecych akcentach rozmawialiśmy z Pauliną. Znajdziecie tu również zdjęcia zdjęcia archiwalne grupy oraz link, pod którym będziecie mogli posłuchać kawałków grupy.

Co tydzień oddajemy wam do dyspozycji materiał, potraktowany dawką historii lub swobodnych rozważań o wybrykach współczesnych piewców sceny. O tym, co utrzymuje ich w cieniu, a co czasem daje nadzieję na wyjście z niego.
     Kontynuujemy opowieść o naszej młodej scenie alternatywnej. O zespołach, które ją tworzą, nawożą, a coraz częściej stanowią jedyny dowód istnienia elbląskiego podziemia. Podczas gdy wielu zasłużonych metalowych wieszczy udało się na spoczynek, oni sięgnęli po instrumenty i zaczęli ustawiać pod ścianą…
     Historia duetu Death Metal - Kobieta jest równie krótka i nieskomplikowana, jak tripletu huta - chromosomX - dziewiętnasty wiek. Niemniej jednak jest dość istotna i nie sposób przejść obok, bratając się z zerową wartością decybela. Kobieta jest bytem dość „istotnym”, a pomimo czasów, w których przyszło nam się przeżywać oraz stu czterech lat, które minęły od zawiązania „Women's Social and Political Union”, to wciąż widocznym jest zwyczaj artykułowania czynów, które, dokonane przez kobiety, nie mieszczą się jakby w kręgu ogólnie przyjętych zasad. Kobietom poświęca się oddzielne książki, w których, oprócz czynów heroicznych („Taniec ze śmiercią - kobiety w radzieckich siłach powietrznych 1939-1945”- Anne Nogle), odkrywczych, naukowych (np. geograficznych: „The Woman Road Warrior”, Kathleen Ameche), znajdziemy również te, które stanowią o zupełnie drugorzędnych rzeczach, jednocześnie dowodząc, że nawet na tej płaszczyźnie (tła), czyny, jak i sfera prywatna kobiet wzbudza szerokie zainteresowanie („Kobiety Nazistów”, Anna Maria Siegmund). W tym miejscu należy się pewne wyjaśnienie, szczególnie dla tych, którzy kosmogonię tego tekstu wyjaśniać będą w kategoriach szali, na którą rzucę dwie heterogeniczne uduchowione materie, by rozstrzygać o tym, która lepsza, a która słabsza. Nie będzie to też kolejna próba gloryfikacji lub kanonizacji czynów, przyjętych w naszym potocznym świecie za nadnaturalne. Artykuł ten jest formą hołdu zawiniętego w różową kokardkę, podziękowania dla pięknych i delikatnych, ale potrafiących też strącać kaszkiety niepokornym dżentelmenom. No i wreszcie postaram się obalić głupi stereotyp, jakoby kobiecie najbardziej do twarzy było z haczką i niespieloną jeszcze grządką. Osobiście bowiem nie mam nic przeciwko temu, aby umeblować ciała Pań w stopniu porucznika mundurem marynarki wojennej, w którym prezentują się bardzo okazale, przekazać w ich delikatne dłonie bardzo czuły na ruch drążek sterowniczy ef szesnastki czy umożliwić przybicie karty o piątej rano w zakładach naprawczych wież naszych zdziadziałych czołgów PT-91… Ale to inny temat. Wydaje się, że dziedzina wojskowości jest najbardziej ekstremalną z tych, w których pojawienie się kobiety wzbudza respekt. Jednak nie tylko. A zaczęło się to w momencie, kiedy jedna z nich odłożyła harfę, chwyciła sześciostrunowe monstrum w ręce i zaczęła krzyczeć…
     Historię można rozpocząć od opisania miłych wrażeń, które przychodzą na myśl o zespołach takich jak Smashing Pumpkins, VooVoo, The Cranberries, Hole czy Hey. Ale pomimo tego, że damskie akcenty w tych nazwach rysują się dość wyraźnie, nie wyznaczają nam granicy kobiecych możliwości muzycznych w dziedzinie, którą jest Rock&Roll. Jeżeli chodzi o interesującą nas w tym miejscu najbardziej muzykę metalową, to okazuje się, że istnieje spora grupa Pań, które skutecznie zdołały zamieszać w metalowym kociołku.
     Nie chciałbym wymieniać tutaj wszystkich z nich, a tylko te najbardziej, moim zdaniem, zasłużone. Proszę więc o wyrozumiałość, gdyż ze względu na ograniczenia długości tekstu, wiele wspaniałych wokalistek może zostać tutaj pominiętych. Zaczynając od tych lekkich, niczym anielskich głosików, należałoby zdecydowanie wymienić: Liv Kristine (Theatre Of Tragedy), Anneke van Giersbergen (The Gathering), Scabbia Cristina (Laguna Coil), Tarja Turunen (Nightwish) czy Sharon Janny den Adel (Within Temptation). Idąc w stronę tych już bardziej niepokornych, wymieniłbym Sean Yseult: basistkę White Zombie, dobrą gitarową wymiataczkę Katharine Thomas ze spidowego zespołu The Great Kat, Heavy/Thrash metalowe kapele Witches (Francja) z dziewczętami Sido Macholet (gitara/voc) i Sibille Colin-Toequaine (gitara/voc) oraz Rapture (USA), w której działały kobitki: Anastasia Graco (gita/voc) i Maria McSorley (gita/voc). Ciekawym jest również atak sceny Black Metalowej, czego dobrym dowodem skompletowana z samych dam, grecka kapela Astarte czy gitarzystka i wokalistka kapeli Demonie Christ (USA)- Dana Duffey. Jeżeli chodzi o drugoplanowe wokale, uzupełniające utwór, nadające odpowiedniego smaka utworom, poprzez przeciwwagę do skrzeku czy growlu, wymienić należy przede wszystkim lejdi Sarę Jane Ferridge (Deva), którą słyszeć mogliśmy na płytach Cradle of Filth, Therion, Covenant, czy Mortiis. Myśląc o kategoriach bratnich muzyki metalowej, wtrącę też słówko o dziewczętach z Kittie, wokalistce Walls Of Jerycho - Candace Kucsulain (HC, USA), wokalistce kapeli Watch Me Burn (Grind Core, USA), wokalistkę Otep - Otep Shamaya (Metal-experimento) czy chociażby Kelly (Lesser of Two, Embers), która okazje miała niedawno wystąpić na naszej scenie.
     Przechodząc do głównego punktu rozważań, jakim jest Death Metal, odnajdujemy listę bardzo zgrabnie radzących sobie z sekcja instrumentalną tudzież z wokalem, dziołch. Zaczynamy więc od pogrywających na basie: Jo Bench (Bolt Thrower), Brigid Lages (Garden Of Gehenna) czy dziewki zanikowanej jako Terrorizer (Nocturnal Fear). Dalej mamy growlujące damy: Masae (Execrate, USA), Rachel Kloosterwaard-Heyzer z Sinister czy Angelę Gossow (Arch Enemy). No i na sam koniec zapodamy sobie te, które spotkaliśmy za mikrofonem, ze strunowcem w ręku: Lori Bravo (bass/voc, Nuclear fear), czy myss Mia (voc/git, Dracena). Na koniec chciałbym jeszcze podać nazwisko Goss Kimberly, która w świecie muzyki cięższej zyskała uznanie nie tylko dzięki instrumentarium (klawisze), ale także dzięki pióru. Teksty autorstwa Kimberly Gossow wykorzystane zostały w utworach grup: Children Of Bodom, Dimmu Borgir, Sinergy, Therion czy Warmen.
     Jeżeli chodzi o nasz piękny kraj, również mamy się czym pochwalić. Do głowy przychodzi mi, poza wyjcami typu Orthodox z Closterkeller czy Pauliną Maślanka z Delight, oczywiście Weronika Zbieg ze Sceptic i Totem. Na tle całej tej historii, trzeba otwarcie przyznać, że nasze miasto prezentuje się pod tym względem świetnie. W Elblągu powstały do tej pory cztery Death Metalowe formacje: Immemorial, Enter Chaos, The Wrath i Vexation, w których na wokalu wystąpiły trzy kobiety: Marta Meger, Karolina Czertowicz i Paulinka…
     
     Muzyki zespołu posłuchacie tutaj:
      manife/player/thewrath/1.mp3
      manife/player/thewrath/2.mp3
      manife/player/thewrath/3.mp3
     
     Z Pauliną, popełniającą śpiew i bałałajcę, rozmawiałem w pięknych okolicznościach przyrody…
     
     Orzeu: Standard na początek. Jak doszło do zawiązania zespołu i jak się na wstępie rzeczy miały…
     Paulina: Wszystko zaczęło się trzy lata temu, gdy poznałam obecnego perkusistę The Wrath - Roberta. W tym czasie uczyłam się grać na gitarze klasycznej, on natomiast zaczynał grać na perkusji. Od razu powstał pomysł, aby założyć zespół. On zapoznał mnie ze swoimi kumplami: Serkiem (Bartkiem) i Ardim (Adrianem). Serek grał na gitarze, Ardi na basie. Spotkaliśmy się w czwórkę na WOŚP-ie i tak po paru miesiącach znajomości, 22 kwietnia 2004 roku, odbyła się pierwsza próba. Oczywiście, próba na miarę ludzi bez sprzętu i większych umiejętności. Graliśmy wtedy na sali w Szkole Podstawowej nr 9 na Zawadzie. Robert kupił bębny za pięć stówek, takie beznadziejne; Ardi kupił bas za kilkadziesiąt złotych, bez jednej struny, za to z dziurą. Serek miał swojego Washburna, a ja Mayonesa. Grałam wtedy dwa miesiące na elektrycznej. Potem, po paru próbach, po jakimś czasie nastał przełomowy moment, w którym nie wiedziałam w końcu, czy gram z chłopakami, czy nie. Temat zespołu nie był poruszany, po prostu graliśmy. Było nieoficjalnie. Więc spytałam: „Jak to w końcu jest?”. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu okazało się, że chłopcy nie myśleli o mnie serio i moja obecność w zespole została potraktowana przeze mnie trochę za poważnie.
     
     A dlaczego tak? Płeć za mało brutalna jak na tę muzykę?
     Tamtymi czasy byłam trochę inna. Można powiedzieć, że całkiem inna. Słuchałam o wiele lżejszej muzy, grałam beznadziejnie, nic nie umiałam na tej gitarze elektrycznej, a pożal się Boże, jakie numery wtedy układałam (śmiech). To ich pewnie trochę odepchnęło, bo chcieli grać w stylu Slayer czy Death. No i jeszcze dorzucili po chamsku, że mogę przychodzić do nich na próby i grać, ale tak naprawdę z nimi nie gram (śmiech). Naprawdę, ciekawe były to czasy… Z takim obrotem spraw w końcu się pogodziłam, aż przyszedł sierpień, a z nim propozycja, żebym śpiewała w The Wrath…[wtedy jeszcze twór ten nosił nazwę Abaddon], bo słyszeli, że śpiewam w zespole, który wtedy jeszcze miałam z Robertem (Baalberith). Przyjęłam propozycję, mimo wcześniejszej „porażki”. Nie było to łatwe. Po dość długim czasie koledzy stwierdzili, że nie znajdą drugiego gitarzysty, więc mogę grać u nich…
     
     Cóż za łaskawcy (śmiech)…
     (śmiech). Wiesz, ja się zgodziłam i wtedy zaczęła się między nami taka poważna współpraca. Jakiś czas minął i miałam go dużo, by poprawić swoje skile gitarowe. No i przede wszystkim musiałam dodatkowo pogodzić śpiewanie z graniem. Wcześniej to był tylko wokal… No i 17 czerwca 2005 roku w Edenie odbył się Przegląd Elbląskiej Sceny Rockowej, nasz pierwszy koncert.
     
     Kto u was komponuje?
     Teraz ja. Wcześniej komponował Serek. W sumie ten zespół stworzył Serek i Ardi (pomysł stworzenia zespołu należał do nich), a więc Serek komponował riffy. Później, jak zauważył, że robię postępy gitarowe, zaczął akceptować również i moje pomysły, choć przyznam szczerze, że szło to trochę powolnie. Później oni odeszli i wzięłam całą robotę w swoje ręce. Serek „pozwolił” nam odpalać trzy kawałki, które nagraliśmy na demie, resztę setu koncertowego uzupełniamy moimi kawałkami
     
     The Wrath…
     Po prostu gniew. Ten, który tkwi w nas i ten, który daje ulgę. Jedyny problem w tym, że wiele osób ma problem z poprawnym wymówieniem nazwy. Nie chcę się chwalić, jak swego czasu sami wymawialiśmy tę nazwę - niech to pozostanie naszą wielką tajemnicą. Ze względu na ten trud próbowałam znaleźć rozwiązanie, znajdując synonimiczny odpowiednik, jednak nie uzyskał on uznania wśród całego składu, więc został wykorzystany gdzie indziej.
     
     Kto obecnie tworzy zespół?
     Serek odszedł jakoś we wrześniu. Ardi grał z nami jeszcze przez jakiś czas po odejściu Serka, potem jednak wycofał się, więc - jak nie patrzeć - zostałam ja i Robert. Wtedy miejsce Bartka na jakiś czas zajął Kamil (vel Nork). Obydwoje byliśmy zadowoleni ze współpracy z nim. Był kumającym człowiekiem, rozumiał, to, co gram, miał swoje niezłe pomysły i własny sprzęt (co dla nas bardzo się liczy). Zagraliśmy z nim jeden mały koncert na Birthday Slaughter. Obecnie Kamil z nami nie gra. Szukaliśmy basisty i znaleźliśmy - jest nim Tomek vel Breko. Powiem ci tak: jak wcześniej próbowałam dobrać skład do Vexation czy Baalberith, przychodziło wielu, którzy zupełnie nie potrafili odtworzyć riffu, którzy od razu odpadali. Tomek gra poprawnie i o to chodzi. Myślę, że już zdążyliśmy się z nim zakumplować i jego bytowanie u nas jest pewne… Jeśli chodzi o gitarzystę, to nadal szukamy. Mamy gościa, który może być sesyjniakiem, ale my chcemy kogoś na stałe... Ogólnie ciężko dobrać tu muzyków…
     
     Przyzwyczailiście elbląski padół, do dość częstych występów, szczególnie pod szyldem DTC czy leśniczówy na Królewieckiej. Ostatnio cichutko o was. Co się dzieje?
     Stało się to przede wszystkim dlatego, że połowa składu odeszła. Wszyscy byliśmy zgrani, przyzwyczailiśmy się do siebie, do wspólnych prób i, szczerze mówiąc, odejście Serka i Ardiego było dla nas wielkim zaskoczeniem. Jednak po ich odejściu ani ja, ani Robert nie mieliśmy wątpliwości, że będziemy ciągnąć to dalej. Moja obecna sytuacja maturalna nie pozwala mi się jednak angażować w tym momencie tak, jak dawniej. Jednym słowem - matura! No i ten nieszczęsny gitarzysta… dlatego hibernacja.
     
     Matura i co…?
     23 maja kończę matury i od razu biegiem na próbę. Próby po 24 godziny na dobę (śmiech).
     
     Death metal to zdaje się niegrzeczna dziedzina, a tu po Arch Enemy, Enter Chaos czy Otep, mamy kolejną dziewczynkę w tej grupie…
     Bo to jest głupi stereotyp, że tylko facet, najlepiej wyuzdany metroseksualista (śmiech) może się udzielać w tej muzie, a laska nie. Ja zawsze chciałam robić to, co sobie wymarzyłam. Gdybym się urodziła facetem lub obojnakiem, to też bym to robiła (śmiech).
     
     Dziewczynka kojarzy się, wiesz: tu kokardka róż, tu kokardka zieleń, plecaczek tudzież torebeczka. A tu mamy buńczucznego ancymona, który nie dość, że krzyczy głośno, to jeszcze gra na gicie. Czy ty zawsze wiedziałaś, że będziesz to robić?
     Nie, na początku chodziło mi tylko o gitarę. Niegdyś słuchałam Grunge’u, wtedy powiedziałam sobie, że będę miała zespół. Później, jak zaczęłam już śpiewać, wszystko jakoś szło naprzód, dalej i dalej… Nie ukrywam, że czasem spotykałam się z niemiłymi sytuacjami, ale byłam twarda i dałam radę. Po pierwszej próbie, kawałku, koncercie, a w ogóle po wizycie w studio szczególnie…wszystko nabierało coraz głębszego sensu i coraz bardziej mnie wciągało. Wiesz, chodzi mi o to wspaniałe uczucie, które towarzyszy spełniającym się marzeniom.. Bardzo chciałam mieć zespół, ale do końca nie wierzyłam, że moje marzenie może się spełnić. No i teraz jest super, robimy to i tamto… Potem, jak zagraliśmy koncert, komuś się spodobaliśmy, usłyszeliśmy teksty, że jest ok., to było świetną motywacją. Tak jak i nagany od neutralnych znajomych. No i nagranie w studio - to jest niezapomniane uczucie.
     
     Właśnie. Jak wspomnienia ze studia?
     Do studia pojechaliśmy 12 lipca 2006 r. i siedzieliśmy do 15. Niewiele czasu. Studio, w którym nagrywaliśmy, znajduje się w Olsztynie i nosi dłuuuuuuugą nazwę: „X” - jest to Studio X, wcześniej znane jako Selani. Do studia Robert musiał przywlec swoje gary, co, nie ukrywam, było nie lada problemem. No ale jakoś przetachaliśmy się z całym sprzętem i dotarliśmy na miejsce. Pierwszy dzień to było nagrywanie perki Roberta plus duże picie, pozostałe dni spędziliśmy na nagrywaniu gitar, basa oraz wokalu plus bardzo duże picie. Było tak świetnie, że nie da się tego opisać słowami. Trzeba to przeżyć! Każda chwila spędzona tam przeze mnie była najważniejszą w moim życiu.
     
     Ostatecznie jesteście zadowoleni z wyników nagrania?
     Tak. Równocześnie każdy z nas chciałby dużo zmienić, dodać, coś wywalić. Ale ogólnie tak. Bo to nasze (śmiech)
     
     Jak ludzie odbierają nagrane przez Was demo?
     Najsłabiej oceniają brzmienie gitar. Jakby nie patrzeć, jest ono suche, trochę bez wyrazu. Ogólnie opinia na temat kawałków jest w miarę pozytywna.
     
     Macie wystarczająco dużo materiału na płytę. Kiedy wyjazd do studia w tym celu?
     Właśnie, z tym materiałem to nie do końca tak, jak mówisz, bo - jak już wspominałam - ze starego stafu mamy tylko trzy numery plus dwa, natomiast z nowego jeden… Praca chwilowo ustała ze względu na moją sytuację. Wszystko zmieni się już niedługo. Zamierzamy przez wakacje duuuuuuużo, duuuuuużo popracować, a na koniec pojechać do Screw Factory do Dębicy, aby na luzie nagrać to, co chcemy i ile chcemy.
     
     Słuchasz jakichś kapel, które wcześniej wymieniłem?
     Arch Enemy. Enter Chaos i Otep też oczywiście znam, ale moje pragnienie muzyczne najlepiej zaspokaja właśnie Arch Enemy. Bardzo lubię zarówno wokal pani z AE, jak i muzykę i miłe wspomnienia, które zawsze towarzyszą mi, gdy słucham właśnie tej kapeli.
     
     Wiesz, bo w jakiś sposób przejmujesz mikrofon po Megerowej. Czy efekty pracy Marty wpłynęły jakoś na twoją twórczość?
     Tak. Zdecydowanie. Martę bardzo lubię, podziwiam i szanuję… Uważam, że odwaliła niezłą robotę i nie dziwię się, że osiągnęła tak dużo. Trochę szkoda, że wybyła stąd, bo chętnie pokrzyczałabym z nią i na nią (śmiech). Na pewno wiele by mnie nauczyła. Mam nadzieję, że kiedyś będę miała taką okazję.
     
     A jak się zaczęła twoja przygoda z muzyką metalową?
     Bardzo prosto. Najpierw zaczynałam z lżejszą muzyką. Poszłam pewnego dnia do sieci znanych w Polsce sklepów z prasą i zapodałam sobie nowego Metal Hammera z dołączoną do niego płytą. Na płytce tej znalazł się numer Lux Occulty, który mnie zniszczył…
     
     Gracie muzykę, której troszkę brakuje w naszym kraju. Z Czarnego Defa, od momentu wydania „Pure Empious Evil” Azarath, nic dobrego mnie nie ugodziło…
     Nie rozumiem, dlaczego masa ludzi przypisuje nam ten styl [Death/Black - red.]
     
     Zdetronizuj ten pogląd…
     Wiesz, gramy Death Metal, a moje teksty na pewno dotyczą uczuć. Ale brakuje w nich na tyle czarów-marów, aby go na maxa sczernić (śmiech). Teksty są bardzo osobiste i grzebią gdzieś tam w moich uczuciach. Jest w nich trochę fikcji literackiej, dużo metafor, przelewam w nich to, co mi leży na sercu. To jest to. Problem, który poruszyłeś, polega na tym, że coraz więcej kapel kombinuje. Kombinuje coś, czasem na siłę, nie wiem, po co. Ludzie albo mają pomysły wychodzące poza granice definiujące gatunek, który grają, albo… nie wiem, o co im chodzi. Wielu kapel nie znajdziesz wiernych założeniom stylu…
     
     Co przekazujesz ludziom poprzez swoją twórczość? Coś o tekstach…
     Teksty poruszają moje osobiste przeżycia, odnoszą się do moich doświadczeń życiowych. Nie zastanawiam się nad tym, co mam napisać, po prostu to wiem. Teksty te nie poruszają tematów związanych z polityką czy religią. Są formą wyładowania gniewu, żalu, smutku, który potem można wygrowlować na scenie.
     
     Gdybyś miała zwolnić jedno miejsce w kapeli, co byś zostawiła: gitarę czy mikrofon?
     Pierwszego dnia, gdy miałam gitarę, spałam z nią. Domyśl się (śmiech). To moja miłość.
     
     Miły widok i nie mam na myśli Kasi Lach z Formacji Nieżywych… Kobita plus instrument na scenie…
     Wiesz, ten pomysł z założeniem mojej drugiej kapeli Vexation był specjalnie po to, żebym tam zajęła się tylko graniem na gitarze i realizowaniem moich pomysłów. Ale, oczywiście, wiadomo, jak się skończyło - jestem na wokalu i tam. Po tym, jak zaczęłam śpiewać i grać, moim marzeniem stało się również i to, żeby tylko pograć. Ja strasznie lubię śpiewać, ale zawsze chciałam postawić się w sytuacji gitarzysty na scenie. Poświęcić się gryfowi, pokręcić bańką, popatrzeć na ludzi, porobić fajne miny do ludzików… Ten wokal nie daje mi takiej swobody ruchów, jaką chciałabym mieć…
     
     A nie szkoda by było takiego słowiczego śpiewu…
     Wiem, wiem. Nie zamierzam tego rzucać. Nigdy. Choćby skały „skomlały”.
     
     Jakie plany? W jaką stronę zmierzacie?...
     Będzie bardziej ostro. Teraz ja tworzę, a trzeba przyznać, że robię to w sposób zupełnie odmienny od naszego poprzednika. Jednak nie oznacza to, że The Wrath całkowicie zmieni styl. Więcej tripletowania, większa prędkość kawałków, więcej blastów i szybszych blastów, mniej refrenów i zwrotek, a więcej konkretnego grania, więcej nieregularnego tempa i czego tam jeszcze dusza zapragnie. WIĘCEJ GNIEWU!
     
     Z reguły gracie koncerty robione przez DTC, wśród Punków, HC-ów itd. Może czas zmienić towarzystwo, wyjechać na jakiś fest, małą trasę?
     Tak, czas to zrobić. Mamy propozycję zagrania w wakacje w Gdańsku, Wrocławiu, Wawie i Krakowie. Na pewno z niej skorzystamy. A poza tym od teraz będziemy korzystali z możliwości i propozycji, które kiedyś musieliśmy odrzucać.
     
     Najciekawszy koncert, który zmontowałaś?
     Hmm. Zagrałam go sama z Robertem. To było 2 września 2006 r., przyjechała jakaś kapela punkowa z Gdańska (kolesie po czterdziestce) i akurat zachciało nam się z Robertem zagrać, więc to zrobiliśmy. Pojawiło się jakieś piętnaście osób, a poza tym Rob pożyczył swoje gary kolesiowi, więc: „pozwolili nam zagrać”. Zagraliśmy trzy czy cztery numery, nie pamiętam. Tylko on i ja. Pod sceną szaleli nasi super znajomi i była beka. Ci z Gdańska podziwiali nas, ze odważyliśmy się sami wyjść na scenę we dwójkę i zagrać. Podniecali się, że gram i śpiewam. To tyle! (śmiech).
     
     Scena elbląska…
     Moim marzeniem jest to, żeby w naszym mieście istniało kilka kapel grających dobrą, ciężką muzę z wielkim jajem, które by ze sobą współpracowały, trzymały się razem i wspierały, grały gigi. Bo tego brakuje i to strasznie!
     
     Kapele elbląskie. Dobre lata minęły?
     Myślę, że dobre lata były i wierzę w to, że jeszcze nastaną. Dużo zależy od ludzi. Od tych, którzy tworzą kapele i od tych, którzy przychodzą na koncerty. Ludzie tworzą cały klimat. Mogą sprawić, że stanie się on wyjątkowy, a mogą go uśmiercić. Elbląg jest fajnym miastem, ale za mało jest ludzi w tym klimacie. Poza tym za mało ludzi naprawdę uczciwych i true. A gdyby nie ten cholerny czas, który przychodzi w życiu każdego człowieka, gdy musisz stanąć przed wyborem studiów czy pracy, to myślę, że Elbląg byłby naprawdę na niezłym poziomie, jeśli chodzi o kapelki.
     
     Ulubiona kapela elbląska?
     Dar Semai, Demise, Immemorial (wybaczam pomyłkę w składzie podczas nagrywania płyty „After Deny” (śmiech).
     
     Kapela życia…?
     Kat! Pozostałe miejsca zajmują: Lux Occulta, Death, Opeth, Azarath, Necrophagist, Blindead, Decapitated, Deicide, Serpentia, Slayer, Thy Disease, Vader i może być jeszcze Czrołma (pozrdo dla papcia Mistera ).
     
     Ulubiona płyta?
     Trudno powiedzieć…Na pewno „Szydercze zwierciadło…”, „Bastard” oraz „Oddech Wymarłych Światów” i „666” KAT-a.
     
     Jest jakaś kapela, nad którą spędzasz ostatnio trochę więcej czasu?
     Tak i jest to zdecydowanie Blindead. Nie słucham ich wprawdzie od wczoraj, ale od jakiegoś czasu i bardzo urzekła mnie ich muzyka. Jestem pełna podziwu dla takich pomysłów, takiego wykonania i wokalu. Oni też (może nie osobiście) przekonali mnie do Jasia Bryta, któremu już rok temu zapowiedziałam, że przyjadę z ekipą. Rok temu się nie udało, ale teraz jest nowa era i wszystko się uda!
     
     No to powodzenia na maturze i szybkiego powrotu na scenę!
     
     Daty koncertów The Wrath:
     17.06.2005 - Przegląd Elbląskiej Sceny Rockowej, Eden;
     05.09.2005 - Torture Extermination Tour 2005 (z Demise, Mess Age), Eden;
     27.11.2005 - Extermination Night (z Melayna, D.V.L, Bangor), Eden
     10.01.2006 - DTC (z TTMOT, As We Speak), Jaszczur
     25.02.2006 - Extreme Agression Show Part I (z Hell-Born, Bangor), Eden;
     03.07.2006 - DTC, (z TTMOT, Emanom), Jaszczur
     07.10.2006 - Birthday Slaughter (my + Vexation, Stigmata i Artherium); Eden.
     
Orzeu

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
  • Wspomnialas cos o integracji środowiska muzycznego. Elblag słynie z podziałow, zazdrości i czegoś tam. Scena nigdy nie bedzie jednolita i pozostanie wioseczką. Podziały to u nas tradycja ;)Jak na wieś przystało. NO ale potencjał jest.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    logowanie(2007-05-06)
  • wiecej napisać sie nie dało?
  • hahahahahahaha...
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    WREDNY SZATAN(2007-05-06)
  • szacuneczek Paulino:)
  • Dzieci dorwaly sie do gitar i w wywiadach kreuja sie na super bandy na garnuszku mamy :) ile macie lat ?18? hehe
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    Rosjanin(2007-05-06)
  • PANIE Rosjaninie: a ile trzeba mieć lat, żeby dobrze grać? Czy mamina kuchnia źle wpływa na jakość muzyki? Od kogo trzeba zatem dostawać obiady, żeby grało się lepiej? Odpowiedz proszę, bo też chcę być sławny, a mam dopiero 60 lat i nie wiem czy nie za wcześnie.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    Papcio Chmiel(2007-05-07)
  • fajna misia
  • dla mnie to porażkaaaaa....lepiej zajmijcie sie nauka a nie bawicie sie w zespoliki...
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    ANTYmetal(2007-05-07)
  • żeby chociaż oni byli przystojni to by chociaż popayrzeć było można...a tak to same mośki jak zwykle a ta dziewczynka ...no cóż szkoda :(
  • argh: tak, to rzeczywiście bardzo ważne, żeby muzyk był przystojny. I koniecznie blondyn. Blondyni lepiej grają na gitarach, a bruneci na parkusji :P Wysocy są dobrzy na klawiszach, a umięśnieni to świetni basiści :P argh: chyba ta Twoja Britney Spears Ci za bardzo namieszała w pustej główce :)
  • jak juz to Leonardo Dicaprio ;-p zastanawiam sie poprostu czemu "matalowcy" to zawsze takie mośki i brudasy....;-/ a jesli Twoim zdaniem jakis zespol z Elblaga dobrze gra to.... no coz... :-)
  • tyle tego ze az sie czytac niechce.....a moze i szkoda.... Na przyszlosc panie redaktorze -bardziej konkretnie poprosimy :-)
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    geminka(2007-05-07)
Reklama