W 1962 r. grupa zapaleńców z Gerardem Blum Kwiatkowskim na czele odgruzowała podominikański kościół i stworzyła w nim świątynię sztuki. O tym, co wydarzyło się przez te wszystkie lata, jak działania elbląskich galerników wpływały na życie kulturalne miasta (także kraju) i czy jego mieszkańcy nadal „kupują” to, co oferuje im Centrum Sztuki rozmawiamy z Jarosławem Denisiukiem, obecnym dyrektorem Galerii EL.
50 lat to dużo?
Jarosław Denisiuk, dyrektor CS Galeria EL: – Pięćdziesiąt lat mierzone kategoriami ludzkimi, to niemal życie jednej generacji, w sztuce ten okres oznacza kilkukrotne przewartościowanie paradygmatów. Zmieniła się przez ten czas sztuka, jej odbiorca również funkcjonuje w innym świecie. Pojawiły się inne media, inne kanały dystrybucji wartości estetycznych. Galeria jest miejscem, które na te zmiany reagowała i reaguje. Galeria w pięćdziesiąt lat po swoim powstaniu jest jak dojrzała kobieta, świadoma tego, co osiągnęła w życiu, z doświadczeniami z których wie, jak korzystać.
Co ważnego wydarzyło się w tym czasie?
Specyfika każdej dekady była inna, zwracam jednak uwagę, że historia sztuki europejskiej nie byłaby pełna bez wymienienia wartości artystycznych, które wykuwały się w Elblągu w latach 60. i 70. Biennale Form Przestrzennych to impreza, która mocno podkreślała związki sztuki z technologią i nauką. Pięć edycji o niezwykłej różnorodności, przynoszące odpowiedzi na nurtujące ówczesną awangardę problemy: związki sztuki z przestrzenią, samoanaliza własnego języka i podstaw sztuki, metody jej dystrybucji i w końcu pierwsza w Polsce artystyczna taśma video. Nie można nie doceniać późniejszego okresu i tej „czujności” Galerii EL na to, co w sztuce aktualne: związki z teatrem otwartym, happeningi, sztuka powstająca na monitorze komputerowym, w końcu sztuka odnosząca się do specyfiki miejsca, site specific, instalacja. Wszystkich tych przemian Galeria EL była nie tylko świadkiem, ale aktywnym współkreatorem.
Lata 60. - złote czasy Galerii - to już historia, do której jednak wracamy. Chodzi o formy przestrzenne wkomponowane w przestrzeń miejską, nieco zapomniane, a teraz ponownie eksponowane, eksploatowane nawet jako produkt promocyjny.
Historia jest procesem, a nie zamkniętym rozdziałem. My elblążanie mamy problem nie tyle z tożsamością, co z samooceną: uwielbiamy się przeglądać w lustrze, które podsuwają nam inni, nie jesteśmy bowiem pewni swojej wartości. A mamy czym się chwalić. Tu perspektywa doświadczeń Galerii EL, jej dokonań przez ostatnie 50 lat, jest o tyle istotna, że kompleks prowincji, który mamy jako elblążanie, nie powinien w ogóle występować. I tak jest w wielu innych dziedzinach życia naszego miasta. Umiejętność budowania na historii tego, co dzisiaj ważne, to nie tylko metoda pracy, ale perspektywa, która jest mi szczególnie bliska. Nie możemy sobie pozwolić na „zaoranie” dorobku poprzedników. A tak w Elblągu powojennym działo się wielokrotnie, w Galerii EL również. W tym kontekście szczególną wartością są formy przestrzenne, które dzisiaj są dorobkiem kulturowym, którego nam nikt nie odbierze. Są też materiałem, pretekstem, punktem wyjścia i inspiracją wielu naszych działań. Postrzegam to w kategoriach moralnego obowiązku, by ten potencjał, jaki w nich tkwi był wykorzystywany kreatywnie - na tyle, na ile nam starcza środków i inwencji staramy się to czynić.
Czy elblążanie nadal „kupują” to, co im proponujecie?
Galeria jest miejscem ambitnym, zawsze takim było. Obok propozycji wystawienniczych program instytucji wypełniają wydarzenia z różnych dziedzin: muzyki, działań przestrzennych, edukacji. Oryginalność tego ciekawego, acz trudnego wnętrza, predestynuje i inspiruje do podejmowania z nim dialogu. Nie ma artystów, którzy nie wyjeżdżali by z Elbląga poruszeni możliwościami, jakie daje. Tak jest nie tylko z artystami wizualnymi, ale muzykami, performerami. Stąd program Galerii EL jest tak różnorodny i tak rozległy tematycznie. Tym samym trafiamy w różne gusta odbiorców, staramy się sprostać ich rosnącym wymaganiom. Wierzę, ze robimy to coraz lepiej.
Czasami są to propozycje odważne, może nawet zbyt odważne
Nie jest wielkim ryzykiem przenieść wystawę z dowolnego miejsca w Polsce czy zagranicy i wstawić ją do Galerii EL. Nie jest ryzykiem dla organizatora formułować taką wizję miejsca wystawienniczego, by przez dobór odpowiednich nazwisk, zagwarantować ekspozycji nienaruszalność. Taka ekspozycja wygląda jednak dokładnie tak samo, jak w miejscu z którego przyjeżdża. Pytanie tylko, czy Galeria EL odnajduje w takim modelu swoją tożsamość i misję? Od jakiegoś czasu Galeria EL próbuje przyzwyczaić widzów do wystaw, które dedykowane są związkom wystawianych obiektów z wnętrzem, obrazowaniem reakcji artysty na niezwykłą przestrzeń wystawienniczą. Wobec artystów wypowiadających się w Elblągu formułujemy oczekiwania nawiązania swoimi realizacjami do tego co zastali, do nieignorowania kontekstu byłego kościoła dla swojej pracy. Chciałbym w tym miejscu wyrazić swoje przekonanie, że atypowe wnętrze Galerii EL, nijak nie przystające do modelu white cube'a, czyli modelu większości miejsc wystawienniczych na świecie, powinno, czy wręcz musi wyróżniać się również przez umieszczanie w nim wystaw, które zakłócą oczekiwania widzów, wytracą ich z równowagi, sprawią, że zaczną zadawać sobie i innym pytania o status miejsca, o status wystawianych obiektów, również i pytań rudymentarnych – co to sztuka? Funkcjonowanie galerii w murach dawnego kościoła ma sens wtedy, gdy nie będziemy udawać, że to galeria jak każda inna, że architektura budynku nic nie znaczy. Właśnie przez to, że forma architektoniczna znaczy, wymagania wobec sztuki w obrębie takiej architektury są wyższe. Galeria EL, jak wszystkie galerie w odróżnienia od muzeów, jest miejscem „niegotowym”, miejscem artystycznego ryzyka, na które w odróżnieniu od przestrzeni muzealnej można, i wręcz należy, pozwolić. To komfort pracy artystycznej i organizatorskiej, by w warunkach na wpół laboratoryjnych przedstawić koncepcję twórczą, własną interpretację miejsca, w którym się wystawia. Galeria EL jest w mojej koncepcji miejscem, w którym artyści są zmuszeni do negocjowania znaczeń: tego, co przywieźli ze sobą i tego, co zastali w tym miejscu. Stąd ożywienie tak specyficznego miejsca wymaga zaangażowania jego całej potencjalności – jego wad i zalet. To także i w tym rozumieniu miejsce ryzyka.
***
27 lipca w Galerii EL odbyła się uroczysta gala jubileuszowa. Był koncert, wystawa fotografii związanej z historią Galerii oraz z formami przestrzennymi. Wśród gości honorowych oczywiście Gerard Blum Kwiatkowski oraz pierwsi biennaliści.
Jarosław Denisiuk, dyrektor CS Galeria EL: – Pięćdziesiąt lat mierzone kategoriami ludzkimi, to niemal życie jednej generacji, w sztuce ten okres oznacza kilkukrotne przewartościowanie paradygmatów. Zmieniła się przez ten czas sztuka, jej odbiorca również funkcjonuje w innym świecie. Pojawiły się inne media, inne kanały dystrybucji wartości estetycznych. Galeria jest miejscem, które na te zmiany reagowała i reaguje. Galeria w pięćdziesiąt lat po swoim powstaniu jest jak dojrzała kobieta, świadoma tego, co osiągnęła w życiu, z doświadczeniami z których wie, jak korzystać.
Co ważnego wydarzyło się w tym czasie?
Specyfika każdej dekady była inna, zwracam jednak uwagę, że historia sztuki europejskiej nie byłaby pełna bez wymienienia wartości artystycznych, które wykuwały się w Elblągu w latach 60. i 70. Biennale Form Przestrzennych to impreza, która mocno podkreślała związki sztuki z technologią i nauką. Pięć edycji o niezwykłej różnorodności, przynoszące odpowiedzi na nurtujące ówczesną awangardę problemy: związki sztuki z przestrzenią, samoanaliza własnego języka i podstaw sztuki, metody jej dystrybucji i w końcu pierwsza w Polsce artystyczna taśma video. Nie można nie doceniać późniejszego okresu i tej „czujności” Galerii EL na to, co w sztuce aktualne: związki z teatrem otwartym, happeningi, sztuka powstająca na monitorze komputerowym, w końcu sztuka odnosząca się do specyfiki miejsca, site specific, instalacja. Wszystkich tych przemian Galeria EL była nie tylko świadkiem, ale aktywnym współkreatorem.
Lata 60. - złote czasy Galerii - to już historia, do której jednak wracamy. Chodzi o formy przestrzenne wkomponowane w przestrzeń miejską, nieco zapomniane, a teraz ponownie eksponowane, eksploatowane nawet jako produkt promocyjny.
Historia jest procesem, a nie zamkniętym rozdziałem. My elblążanie mamy problem nie tyle z tożsamością, co z samooceną: uwielbiamy się przeglądać w lustrze, które podsuwają nam inni, nie jesteśmy bowiem pewni swojej wartości. A mamy czym się chwalić. Tu perspektywa doświadczeń Galerii EL, jej dokonań przez ostatnie 50 lat, jest o tyle istotna, że kompleks prowincji, który mamy jako elblążanie, nie powinien w ogóle występować. I tak jest w wielu innych dziedzinach życia naszego miasta. Umiejętność budowania na historii tego, co dzisiaj ważne, to nie tylko metoda pracy, ale perspektywa, która jest mi szczególnie bliska. Nie możemy sobie pozwolić na „zaoranie” dorobku poprzedników. A tak w Elblągu powojennym działo się wielokrotnie, w Galerii EL również. W tym kontekście szczególną wartością są formy przestrzenne, które dzisiaj są dorobkiem kulturowym, którego nam nikt nie odbierze. Są też materiałem, pretekstem, punktem wyjścia i inspiracją wielu naszych działań. Postrzegam to w kategoriach moralnego obowiązku, by ten potencjał, jaki w nich tkwi był wykorzystywany kreatywnie - na tyle, na ile nam starcza środków i inwencji staramy się to czynić.
Czy elblążanie nadal „kupują” to, co im proponujecie?
Galeria jest miejscem ambitnym, zawsze takim było. Obok propozycji wystawienniczych program instytucji wypełniają wydarzenia z różnych dziedzin: muzyki, działań przestrzennych, edukacji. Oryginalność tego ciekawego, acz trudnego wnętrza, predestynuje i inspiruje do podejmowania z nim dialogu. Nie ma artystów, którzy nie wyjeżdżali by z Elbląga poruszeni możliwościami, jakie daje. Tak jest nie tylko z artystami wizualnymi, ale muzykami, performerami. Stąd program Galerii EL jest tak różnorodny i tak rozległy tematycznie. Tym samym trafiamy w różne gusta odbiorców, staramy się sprostać ich rosnącym wymaganiom. Wierzę, ze robimy to coraz lepiej.
Czasami są to propozycje odważne, może nawet zbyt odważne
Nie jest wielkim ryzykiem przenieść wystawę z dowolnego miejsca w Polsce czy zagranicy i wstawić ją do Galerii EL. Nie jest ryzykiem dla organizatora formułować taką wizję miejsca wystawienniczego, by przez dobór odpowiednich nazwisk, zagwarantować ekspozycji nienaruszalność. Taka ekspozycja wygląda jednak dokładnie tak samo, jak w miejscu z którego przyjeżdża. Pytanie tylko, czy Galeria EL odnajduje w takim modelu swoją tożsamość i misję? Od jakiegoś czasu Galeria EL próbuje przyzwyczaić widzów do wystaw, które dedykowane są związkom wystawianych obiektów z wnętrzem, obrazowaniem reakcji artysty na niezwykłą przestrzeń wystawienniczą. Wobec artystów wypowiadających się w Elblągu formułujemy oczekiwania nawiązania swoimi realizacjami do tego co zastali, do nieignorowania kontekstu byłego kościoła dla swojej pracy. Chciałbym w tym miejscu wyrazić swoje przekonanie, że atypowe wnętrze Galerii EL, nijak nie przystające do modelu white cube'a, czyli modelu większości miejsc wystawienniczych na świecie, powinno, czy wręcz musi wyróżniać się również przez umieszczanie w nim wystaw, które zakłócą oczekiwania widzów, wytracą ich z równowagi, sprawią, że zaczną zadawać sobie i innym pytania o status miejsca, o status wystawianych obiektów, również i pytań rudymentarnych – co to sztuka? Funkcjonowanie galerii w murach dawnego kościoła ma sens wtedy, gdy nie będziemy udawać, że to galeria jak każda inna, że architektura budynku nic nie znaczy. Właśnie przez to, że forma architektoniczna znaczy, wymagania wobec sztuki w obrębie takiej architektury są wyższe. Galeria EL, jak wszystkie galerie w odróżnienia od muzeów, jest miejscem „niegotowym”, miejscem artystycznego ryzyka, na które w odróżnieniu od przestrzeni muzealnej można, i wręcz należy, pozwolić. To komfort pracy artystycznej i organizatorskiej, by w warunkach na wpół laboratoryjnych przedstawić koncepcję twórczą, własną interpretację miejsca, w którym się wystawia. Galeria EL jest w mojej koncepcji miejscem, w którym artyści są zmuszeni do negocjowania znaczeń: tego, co przywieźli ze sobą i tego, co zastali w tym miejscu. Stąd ożywienie tak specyficznego miejsca wymaga zaangażowania jego całej potencjalności – jego wad i zalet. To także i w tym rozumieniu miejsce ryzyka.
***
27 lipca w Galerii EL odbyła się uroczysta gala jubileuszowa. Był koncert, wystawa fotografii związanej z historią Galerii oraz z formami przestrzennymi. Wśród gości honorowych oczywiście Gerard Blum Kwiatkowski oraz pierwsi biennaliści.
A