Wiesza je i zapisuje na nich skojarzenia, dzięki czemu tworzy swego rodzaju mapę przeżyć. Wszystkie przemyślenia zbiera w jedno, a później zabiera się za konstrukcję postaci. Tomek Beksiński w jego interpretacji bywa, według tego, co napisali inni, przerysowany. A on odpowiada: "taki był mój plan". Gościem tegorocznych Elbląskich Replik Festiwalu Filmowego w Gdyni był Dawid Ogrodnik, odtwórca roli "pierworodnego" rodu Beksińskich w filmie "Ostatnia rodzina".
Dziennikarz muzyczny, prezenter radiowy, tłumacz języka angielskiego, gorący miłośnik Monty Pythona, a jednocześnie człowiek, który "ciągle chciał czuć", wiecznie na krawędzi, osobowość, o której dziś powiedzielibyśmy "borderline". Tomka Beksińskiego, syna Zdzisława Beksińskiego i Zofii, z domu Stankiewicz, w filmie "Ostatnia rodzina" sportretował Dawid Ogrodnik, znany m.in. z "Jesteś Bogiem" czy "Chce się żyć".
Do roli przygotowywał się osiem miesięcy. Zanim padł pierwszy klaps na planie przez pół roku pracował z Andrzejem Sewerynem, odtwórcą roli Zdzisława i z Aleksandrą Konieczną, która stworzyła postać Zofii. Ogrodnik rozmawiał z ludźmi, którzy znali Tomka, korzystał z zapisów rozmów, pracował nad sposobem mówienia. I wieszał puste kartki.
- Kiedyś robiłem to [przygotowywał się do roli – red.] chaotycznie i przypadkowo, intuicyjnie. W pewnym momencie zauważyłem, że coś tracę – mówił tuż po seansie filmu Dawid Ogrodnik podczas piątkowego (23 września) spotkania w Kinie Światowid. - Teraz biorę scenariusz, rozdzielam go na pojedyncze sceny, wieszam na ścianie i mam całą ścianę pustych kartek. Zaczynam na nich zapisywać informacje, które w przypływie emocji i adrenaliny "wylatują" mi z głowy, a o których nie będę pamiętał, na przykład atmosfera, która kojarzy mi się z danym miejscem, jakiś obraz, literatura, czasami są to luźne skojarzenia, nawet nie związane z daną sceną. Układam więc tę swoją mapę. I im bardziej jest ona zapełniona, tym bardziej zaczynam się zastanawiać nad konstrukcją postaci.
O tej, którą stworzył w "Ostatniej rodzinie" napisano, że "wzbudza kontrowersje, a Ogrodnik szarżuje i zbliża się do krawędzi, bywa przerysowany".
- To bardzo miłe, że tak piszą, bo taki był mój plan – odpowiedział aktor. - W pierwszej części postawiłem na to, by wprowadzić widza w zakłopotanie, tak by nie wiedział, kto to jest, co robi, co wyprawia. Chodziło o to, żeby widz nie sympatyzował z Tomkiem, żeby totalnie stracił orientację, wręcz myślałem o czymś w rodzaju antybohatera.
Punktem zwrotnym miała być scena, w której Beksiński rozmawia z rodzicami, o tym, co go dręczy i dlaczego tak cierpi.
Aktor mówił również, że był to szczególny projekt z jeszcze jednego powodu. Kiedy oglądał film po raz pierwszy nie zwracał uwagi na swoją rolę, swoją kreację. Zaabsorbowało go coś innego.
- Oglądałem film z perspektywy Oli Koniecznej, która wydała mi się totalnie olśniewająca i wyjątkowa. Byłem oszołomiony jej postacią – mówił Ogrodnik i dodał, że miał poczucie, że "siła ciszy" Zofii Beksińskiej była obezwładniająca.
Do roli przygotowywał się osiem miesięcy. Zanim padł pierwszy klaps na planie przez pół roku pracował z Andrzejem Sewerynem, odtwórcą roli Zdzisława i z Aleksandrą Konieczną, która stworzyła postać Zofii. Ogrodnik rozmawiał z ludźmi, którzy znali Tomka, korzystał z zapisów rozmów, pracował nad sposobem mówienia. I wieszał puste kartki.
- Kiedyś robiłem to [przygotowywał się do roli – red.] chaotycznie i przypadkowo, intuicyjnie. W pewnym momencie zauważyłem, że coś tracę – mówił tuż po seansie filmu Dawid Ogrodnik podczas piątkowego (23 września) spotkania w Kinie Światowid. - Teraz biorę scenariusz, rozdzielam go na pojedyncze sceny, wieszam na ścianie i mam całą ścianę pustych kartek. Zaczynam na nich zapisywać informacje, które w przypływie emocji i adrenaliny "wylatują" mi z głowy, a o których nie będę pamiętał, na przykład atmosfera, która kojarzy mi się z danym miejscem, jakiś obraz, literatura, czasami są to luźne skojarzenia, nawet nie związane z daną sceną. Układam więc tę swoją mapę. I im bardziej jest ona zapełniona, tym bardziej zaczynam się zastanawiać nad konstrukcją postaci.
O tej, którą stworzył w "Ostatniej rodzinie" napisano, że "wzbudza kontrowersje, a Ogrodnik szarżuje i zbliża się do krawędzi, bywa przerysowany".
- To bardzo miłe, że tak piszą, bo taki był mój plan – odpowiedział aktor. - W pierwszej części postawiłem na to, by wprowadzić widza w zakłopotanie, tak by nie wiedział, kto to jest, co robi, co wyprawia. Chodziło o to, żeby widz nie sympatyzował z Tomkiem, żeby totalnie stracił orientację, wręcz myślałem o czymś w rodzaju antybohatera.
Punktem zwrotnym miała być scena, w której Beksiński rozmawia z rodzicami, o tym, co go dręczy i dlaczego tak cierpi.
Aktor mówił również, że był to szczególny projekt z jeszcze jednego powodu. Kiedy oglądał film po raz pierwszy nie zwracał uwagi na swoją rolę, swoją kreację. Zaabsorbowało go coś innego.
- Oglądałem film z perspektywy Oli Koniecznej, która wydała mi się totalnie olśniewająca i wyjątkowa. Byłem oszołomiony jej postacią – mówił Ogrodnik i dodał, że miał poczucie, że "siła ciszy" Zofii Beksińskiej była obezwładniająca.