Cezary Domagała zrobił to, co zapowiadał: mądry musical dla dzieci i kawał niezłego teatru dla dorosłych.
Cenić trzeba reżyserów, którzy próbują zaciekawić obie grupy publiczności, zwłaszcza tę dorosłą, częstokroć skazaną przez własne dzieci na oglądanie bajek. Trzeba dowcipu i inteligencji, żeby wygrać obie karty i to jeszcze w dobrym stylu.
W baśni na podstawie Kornelowej opowieści "O dwóch takich" Domagała ładnie wyakcentował - a czasem dodał - najzupełniej współcześnie dzwoniące w uszach zwroty i brzmienia w rodzaju pyskatych: "Myśmy się na ten świat nie pchali" (do Matki, która prosi o pomoc w pracy w polu) albo "wiejemy z Zapiecka". Osobnej uwagi domagają się również piosenki autorstwa reżysera, które komentują nie tylko baśniową rzeczywistość pokazaną na scenie.
Jako grupa, zespół, aktorzy Dramatycznego pokazali się znakomicie. Śpiewali, biegali, ruszali się pięknie robiąc dużo zamieszania i wywołując śmiech. Musicalowa konwencja przedstawienia i "sentymentalna" interpretacja tekstu (z naczelną tezą, że wszystko zwycięża miłość matki) sprawiły, że poszczególne role - np. Matki Jacka i Placka (ładnie brzmi słodki głos Beaty Przewłockiej) zostały podporządkowane całości i - co wypadło na korzyść przedsięwzięcia - nie było miejsca na indywidualne popisy.
Najważniejsi jednak byli - podobnie, jak w świeżej jeszcze inscenizacji "Małego Księcia" w reżyserii Jana Skotnickiego, najmłodsi aktorzy - diablątka w czerwonych portkach i pomarańczowo-żółtych bluzkach, dzieci - kwiaty szarej, biednej rzeczywistości Zapiecka. Chłopcy dobrze radzą sobie z muzyką, tekstem i emocjami. To dzięki nim przedstawienie na Dużej Scenie brzmi świeżo i prawdziwie.
Kilka było scen i momentów dużej urody - wejścia Księżyca (w tej roli po ojcowsku pobłażliwy Tadeusz Sokołowski) i wreszcie tańczone sceny w Złotym Mieście; towarzyszyła im ciekawa muzyka czerpiąca nie tylko z folkloru żydowskiego, ale i stylistyk różnych muzycznych epok. Po raz kolejny okazało się również, że pieniądze zainwestowane w dekoracje i kostiumy zwracają się z lichwiarskim procentem. Wciąż jednak po głowie kołatały się myśli, że zachowania (ton głosu osła Patałłacha jak z filmowej baśni "Shrek", ale to wcale nie przytyk do naprawdę zabawnej kreacji młodego Tomasza Czajki) czy elementy scenografii gdzieś już widzieliśmy. Może tak to już dzisiaj, w świecie postmodernistycznego teatru dziecięcego musi być.
Wielkie brawa należą się także za wykorzystanie mikroportów i - w końcu - dobrej jakości i dobrze skomponowanej muzyki. "Mikrofony osobiste" w musicalach, a czasem i w innych rodzajach teatralnej sztuki używane są od dawna i nikogo nie trzeba przekonywać, że pozwalają na uzyskanie dźwięku, który będzie blisko widza i który nie zginie pokonując drogę ze sceny do ostatnich rzędów widowni. To właśnie dźwięk z mikroportów sprawił, że opowieść "O dwóch takich" ogląda się i słucha z taką radością, jaką daje słuchanie muzyki na dobrym sprzęcie.
Jednym zdaniem, warto zobaczyć, jak Cezary Domagała zobaczył nieco przyprószone kurzem dziełko Makuszyńskiego. Warto jednak - tu uwaga dla dzieci - zajrzeć do książki. Gwarantuję sporo zaskoczeń!
Przy okazji zauważyć trzeba także, że w elbląskim teatrze w modę już weszły (a mody bywają dobre i złe) przedspektaklowe wystąpienia najróżniejszych postaci. Czasem łatwiej to znieść, innym razem trudniej. Czasem ma się wrażenie, że wszystko, co zostało powiedziane, powinno się znaleźć w towarzyszącym inscenizacji programie. Inna sprawa, że elblążanie programów nie kupują.
Teraz, kiedy po czasie, jaki minął od premiery, próbuję przypomnieć sobie, co zobaczyłam, w pamięci pojawiają się nieliczne tylko obrazki. Księżyc, mieszkańcy Złotego Miasta. Ot, sen o dzieciństwie...
Kornel Makuszyński, O dwóch takich, co ukradli księżyc, reż. i adapt. Cezary Domagała, muz. Tomasz Bajerski scen. Jerzy Rudzki, choreogr. Tomasz Tworkowski; wyst.: Marcin Kosecki, Dawid Markowski, Mateusz Sznaza, Rafał Trzosowski (Jecek i Placek), Lesław Ostaszkiewicz (Ojciec), Beata Przewłocka (Matka Jacka i Placka) i in. Premiera - Teatr Dramatyczny w Elblągu, 12 kwietnia 2002.
W baśni na podstawie Kornelowej opowieści "O dwóch takich" Domagała ładnie wyakcentował - a czasem dodał - najzupełniej współcześnie dzwoniące w uszach zwroty i brzmienia w rodzaju pyskatych: "Myśmy się na ten świat nie pchali" (do Matki, która prosi o pomoc w pracy w polu) albo "wiejemy z Zapiecka". Osobnej uwagi domagają się również piosenki autorstwa reżysera, które komentują nie tylko baśniową rzeczywistość pokazaną na scenie.
Jako grupa, zespół, aktorzy Dramatycznego pokazali się znakomicie. Śpiewali, biegali, ruszali się pięknie robiąc dużo zamieszania i wywołując śmiech. Musicalowa konwencja przedstawienia i "sentymentalna" interpretacja tekstu (z naczelną tezą, że wszystko zwycięża miłość matki) sprawiły, że poszczególne role - np. Matki Jacka i Placka (ładnie brzmi słodki głos Beaty Przewłockiej) zostały podporządkowane całości i - co wypadło na korzyść przedsięwzięcia - nie było miejsca na indywidualne popisy.
Najważniejsi jednak byli - podobnie, jak w świeżej jeszcze inscenizacji "Małego Księcia" w reżyserii Jana Skotnickiego, najmłodsi aktorzy - diablątka w czerwonych portkach i pomarańczowo-żółtych bluzkach, dzieci - kwiaty szarej, biednej rzeczywistości Zapiecka. Chłopcy dobrze radzą sobie z muzyką, tekstem i emocjami. To dzięki nim przedstawienie na Dużej Scenie brzmi świeżo i prawdziwie.
Kilka było scen i momentów dużej urody - wejścia Księżyca (w tej roli po ojcowsku pobłażliwy Tadeusz Sokołowski) i wreszcie tańczone sceny w Złotym Mieście; towarzyszyła im ciekawa muzyka czerpiąca nie tylko z folkloru żydowskiego, ale i stylistyk różnych muzycznych epok. Po raz kolejny okazało się również, że pieniądze zainwestowane w dekoracje i kostiumy zwracają się z lichwiarskim procentem. Wciąż jednak po głowie kołatały się myśli, że zachowania (ton głosu osła Patałłacha jak z filmowej baśni "Shrek", ale to wcale nie przytyk do naprawdę zabawnej kreacji młodego Tomasza Czajki) czy elementy scenografii gdzieś już widzieliśmy. Może tak to już dzisiaj, w świecie postmodernistycznego teatru dziecięcego musi być.
Wielkie brawa należą się także za wykorzystanie mikroportów i - w końcu - dobrej jakości i dobrze skomponowanej muzyki. "Mikrofony osobiste" w musicalach, a czasem i w innych rodzajach teatralnej sztuki używane są od dawna i nikogo nie trzeba przekonywać, że pozwalają na uzyskanie dźwięku, który będzie blisko widza i który nie zginie pokonując drogę ze sceny do ostatnich rzędów widowni. To właśnie dźwięk z mikroportów sprawił, że opowieść "O dwóch takich" ogląda się i słucha z taką radością, jaką daje słuchanie muzyki na dobrym sprzęcie.
Jednym zdaniem, warto zobaczyć, jak Cezary Domagała zobaczył nieco przyprószone kurzem dziełko Makuszyńskiego. Warto jednak - tu uwaga dla dzieci - zajrzeć do książki. Gwarantuję sporo zaskoczeń!
Przy okazji zauważyć trzeba także, że w elbląskim teatrze w modę już weszły (a mody bywają dobre i złe) przedspektaklowe wystąpienia najróżniejszych postaci. Czasem łatwiej to znieść, innym razem trudniej. Czasem ma się wrażenie, że wszystko, co zostało powiedziane, powinno się znaleźć w towarzyszącym inscenizacji programie. Inna sprawa, że elblążanie programów nie kupują.
Teraz, kiedy po czasie, jaki minął od premiery, próbuję przypomnieć sobie, co zobaczyłam, w pamięci pojawiają się nieliczne tylko obrazki. Księżyc, mieszkańcy Złotego Miasta. Ot, sen o dzieciństwie...
Kornel Makuszyński, O dwóch takich, co ukradli księżyc, reż. i adapt. Cezary Domagała, muz. Tomasz Bajerski scen. Jerzy Rudzki, choreogr. Tomasz Tworkowski; wyst.: Marcin Kosecki, Dawid Markowski, Mateusz Sznaza, Rafał Trzosowski (Jecek i Placek), Lesław Ostaszkiewicz (Ojciec), Beata Przewłocka (Matka Jacka i Placka) i in. Premiera - Teatr Dramatyczny w Elblągu, 12 kwietnia 2002.
Joanna Torsh