UWAGA!

Przemysław Gomułka: Ciężka praca zawsze popłaca

 Elbląg, Przemysław Gomułka
Przemysław Gomułka (fot. Anna Dembińska, arch. portEl.pl)

- Mam wycięte wszystkie nasze strzelone i stracone bramki. Fajne jest to, że nie powiem "w drugiej kolejce znakomity futbol, w piątej strasznie, w dziewiątej dobrze". Ten projekt ewoluuje: z meczu na mecz model gry jest coraz bardziej widoczny. Na pytanie, kiedy wyglądało to najlepiej, to odpowiem - w czterech-sześciu ostatnich meczach - mówi Przemysław Gomułka, trener Olimpii Elbląg, z którym porozmawialiśmy o rundzie jesiennej w wykonaniu żółto-biało-niebieskich.

- Zacznę trochę prowokacyjnie. Moim zdaniem, biorąc pod uwagę warunki organizacyjne, sportowe, to w jaki sposób ta drużyna była budowana, to wynik Olimpii jest ponad stan.

- Zawsze można osiągnąć jeszcze więcej, ale na dotychczasowe wyniki nie mogę narzekać. Były mecze, w których mogliśmy zdobyć więcej punktów: z Hutnikiem Kraków, z rezerwami Zagłębia Lubin. Ale były też spotkania, gdzie te punkty sobie wywalczyliśmy np. z Radunią Stężyca w ostatnich sekundach. Nie ma czegoś takiego jak pech czy szczęście w dłuższym okresie. Co los zabierze, to odda w innym miejscu. To jest normalne w futbolu. Zaczynaliśmy od pięciu zawodników, tydzień później było ich czterech. Nie mieliśmy składu, trzeba to było poukładać. Pierwszy mecz w lidze przegraliśmy z Górnikiem Polkowice 0:1 i nie widziałem tam nic z tego, co oglądałem w sparingach. Mało rzeczy wychodziło, tak jak chciałem. Później Motor w Lublinie, gdzie w ostatniej minucie zdobywamy gola dającego remis. To też mogło się źle potoczyć. Następnie ciężka walka z Garbarnią Kraków w Pucharze Polski, awansujemy po rzutach karnych. Było trochę stresu. Potem Kalisz, gdzie rywal mógł wcześniej zamknąć mecz. Mogło się to wszystko inaczej potoczyć. Ciężkiej pracy zawdzięczamy, że tu złapaliśmy punkt, tam następny. Potem wygraliśmy z Pogonią w Siedlcach, ale to nadal nie było to, co chciałem widzieć. Bardzo ciężki mecz i dopiero później zaczęło to się zazębiać.

 

- Jak ta drużyna była budowana? Półżartem ten pierwszy okres określałem „piłkarzami z notatnika“. Ten jest wolny, ten by chciał się pokazać w II lidze, to mój kolega, to może przyjdzie. Jak trener przyszedł do klubu, to miał pięciu ludzi. W meczach sparingowych tak naprawdę się dopiero poznawaliście. Pierwsze mecze ligowe to „nauka na błędach“.

- Początki łatwe nie były. Było nas mało, jedyne co leciało, to czas. Przychodząc do klubu, wiedziałem, że tak będzie. Prezes dokładnie mi wyjaśnił, że mamy taką, a nie inną sytuację i będziemy musieli budować. Staram się zawsze szukać pozytywów. Jest mało piłkarzy, więc mogę sobie dobrać pozostałych pod swój profil, niż pracować z kimś, kto nie pasuje do mojej filozofii. Przyjeżdżali zawodnicy na testy, czasem piłkarsko dużo lepsi niż tych, których wziąłem, ale nie pasowali pod mój profil.

Zawodnik musi mieć odpowiednią mentalność, chęć do pracy, odpowiednie umiejętności. I jeżeli jest piłkarz, który na dziś ma tylko lepsze umiejętności, ale nic innego nie wnosi, to wolę wziąć drugiego, dziś słabszego, ale wiem, że za 2-3 miesiące on go przeskoczy. Zdecydowałem się na takich zawodników, też z niższych lig, którzy, moim zdaniem, teraz przeskoczyli chłopaków, jakich mi oferowano z lepszym cv. Oni grają w niższych ligach, a moi zawodnicy grają tutaj i wnoszą dużo do drużyny.

Ten projekt mógł iść w dwie strony. Ale ciężka praca zawsze się obroni. Chciałem zbudować drużynę, która będzie głodna sukcesu. Bardzo ważna jest dla mnie też inna kwestia. Każdy piłkarz ma, jak to nazywam, „dysk twardy“, na którym zapisuje informacje, doświadczenia. Chciałem piłkarzy, którzy mają mało zapełniony ów dysk. Nie chciałem zawodników, którzy mieli 10- 12 trenerów , bo on już jest „przepchany“ informacjami, wiadomościami. On już nie chce zbierać, tylko uważa, że wszystko wie. Przy transferach patrzę na „stopień zapełnienia dysku twardego“. Chcę mu jeszcze coś „wgrać“, żeby pracował tak, jak ja sobie to wyobrażam.

W pierwszych meczach uczyliśmy się na błędach. Mojego modelu gry zawodnicy nie mogli od razu pokazać, ponieważ na to najzwyczajniej w świecie potrzeba czasu i treningów. Widziałem duże błędy, ale miałem świadomość, że tego się nie uniknie. Jedynie czas i praca mogło to zmienić. Robiłem analizy: indywidualne, grupowe, przedmeczowe, pomeczowe. Cały czas podczas sezonu oceniałem każdego zawodnika. Potem wprowadziliśmy ankiety zmęczeniowe, w których piłkarze oceniali „zmęczenie treningu“, jak się czują rano, czy mają problemy mięśniowe i jak oceniają trening. Mogłem dopasować, czy moja intensywność, która dla mnie jest normalna, dla zawodników nie jest za mocna. Doszliśmy do takiego momentu, kiedy nasze oceny się pokrywały.

Gdy oceniałem trening jako bardzo mocny, z ankiet drużyny wychodziło tak samo. Kiedy schodziłem z obciążeń, to podobnie odbierali to piłkarze. Był już wspólny język. Później dorzuciliśmy ankiety, w których oceniali poszczególne mecze z ich perspektywy: czy byli dobrze przygotowani na rywala, gdzie widzieli problemy, jakie były mocne strony, co chcieliby poprawić w treningu, czego im brakuje indywidualnie, co poprawić w treningu pozycyjnym. Te kilkanaście ankiet co mecz pozwalało mi bardziej dopasować się i drużyna robiła się coraz bardziej profesjonalna.

Kiedy spotkamy się z zarządem klubu i będziemy rozmawiać na temat przyszłości, to mam przygotowane profile piłkarzy, których chciałbym w drużynie na wiosnę. Wiem, czy na daną pozycję potrzebuje piłkarza, który jest lepszy w pojedynkach czy spokojniejszy w rozgrywaniu. Tego, który ma powtarzalność sprintów czy zamykającego stronę, bardziej defensywnego. Napastnika, który będzie docelowym w szesnastce i na niego będziemy kierować piłki, czy też ruchomego w typie Arona Stasiaka, który zbiega pod grę. I zawodników, którzy przyjadą zimą, będziemy już oceniać pod kątem tych profili. To będzie łatwiejsza praca niż latem: jest pomysł na drużynę, zawodnicy go rozumieją, jest trzon drużyny i trzeba tylko dopasować puzzle, których brakuje. I dalej pracować nad modelem gry.

 

- To popatrzmy na ostatni mecz z Motorem Lublin.

- Każdy mecz analizuję kilkakrotnie. Motor oglądałem wczoraj „na żywo“, potem na spokojnie w domu. Przede mną jeszcze dogłębna analiza [z trenerem rozmawialiśmy dzień po meczu, 13 listopada - przyp. SM]. Uważam, że gdybyśmy od 4. do 35. minuty zachowali więcej cierpliwości, jeszcze lepiej ruszali się w ostatniej tercji, to byśmy zamknęli ten mecz. Prowadziliśmy ten mecz, były momenty, kiedy wykonywaliśmy 34 podania, gdy Motor wygrywał piłkę, wybijał, po trzech sekundach mieliśmy ją z powrotem. 34 podania, to było między 18. a 21. minutą, rywal miał piłkę na 2-3 sekundy, a tak to my utrzymywaliśmy. Zmienialiśmy ciężar gry, wbiegaliśmy, ale brakowało zachowań w ostatniej tercji, aby doszło do finalizacji. W pierwszej połowie to my graliśmy w piłkę, my się utrzymywaliśmy, ale gdybyśmy mieli pecha, to mogliśmy schodzić na przerwę przy wyniku 1:2. Motor miał dwie akcje „z niczego“, które mogły zakończyć się bramką. W drugiej połowie, zgadzam się, mecz wydawał się szarpany. Rywal niby chciał, ale nie miał ani jednej sytuacji. My mieliśmy piłkę meczową. Potem analizuję, patrzę czy to, co powiedziałem bezpośrednio po meczu na konferencji prasowej zgadza się z obrazem, który mam po obejrzeniu spotkania drugi raz. Pytam członków sztabu szkoleniowego o ich obraz, czy nasz plan na mecz był trafny, jak oceniają zawodników indywidualnie, czy organizacyjnie było to dopięte na ostatni guzik.

 

- Po meczu z Motorem jeszcze ankiety nie spłynęły. Ale co napisali piłkarze po meczu z Polonią Warszawa, gdzie na boisku wyglądało to dobrze, tylko się wynik nie zgadzał?

- Dostałem wiadomość, że niewykorzystany rzut karny zaowocował lekkim wpadnięciem w dołek - tak bym to nazwał. Jesteśmy „w gazie“, dostajemy rzut karny, nie wykorzystujemy go i na te kilka minut nas „odcięło“. Pracujemy nad tym, żeby takie sytuacje wyeliminować. Wyszło, że drużyna czuła swoją dominację, że kreowała grę, chciała tworzyć sytuacje, ale sami piłkarze mówili: brakowało ruchu w ostatniej linii lub schodziło dwóch napastników i nikt nie zajmował pozycji pomiędzy obrońcami, za mało wykorzystywaliśmy boczne sektory, ostatnia linia była zbyt daleko od napastników przeciwnika. Później to trenujemy. Wystarczy porównać pierwszy mecz z Górnikiem Polkowice i ostatni z Motorem Lublin. Nasza linia obrony: Adrian Piekarski, Michał Kuczałek i Łukasz Sarnowski broniła wysoko, „ofensywnie“, wyprzedzali napastników, bądź nie pozwalali im się odwrócić. I to jest mój model gry. Ale żeby to zafunkcjonowało, potrzeba procesu i na końcu zaufania do zawodników, że potrafią to wdrożyć w życie.

 

- Jak to jest z tym „zapieprzaniem na treningu“? Z jednej strony bardzo ładna łatka. Tylko czy w tym „zapieprzaniu“ nie chodzi o to, żeby zapieprzać, tylko żeby z tego były wyniki. Po takich wypowiedziach bałem się, że piłkarze w pewnym momencie zostaną zajechani.

- Nie miałem takich obaw, bo próbowałem tego w różnych kategoriach wiekowych: młodzieży i dorosłych chłopakach z U19. W ten sposób trenowałem z piłkarzami z najwyższych klas rozgrywkowych. Wiem, że to działa. Na koniec rundy stworzę raport dotyczący kontuzji. Z poważnych, to mieliśmy tylko Bartka Danowskiego, reszta to drobne, typu skręcenie kostki, gdzie taka jest specyfika tego sportu. Piłkarze pauzowali tydzień - dwa i wracali do treningów. Poważną kontuzję mieliśmy jedną, a intensywność w meczu - zawsze.

To jest prawda - trenujemy bardzo mocno. Piłkarze mówią, że w treningu coś nie wychodzi i jest bardzo ciężko. A na meczu wychodzi i jak się okazuje, to podczas treningu jest dużo trudniej, jeżeli chodzi o intensywność i rozwiązywanie problemów. Staram się tak budować trening, aby wszystkie środki treningowe były trenowane pod presją przeciwnika, czasu i przestrzeni. W meczu nie ma takiej sytuacji, kiedy możemy sobie coś zagrać i nikt nam nie przeszkadza - na treningu ma być tak samo. Chcę, aby trening był jak największym problemem dla zawodników, z dużo mocniejszą intensywnością niż mecz. Tak, aby to mecz stał się przyjemnością i komfortem podejmowania decyzji.

  Elbląg, Przemysław Gomułka: Ciężka praca zawsze popłaca
Fot. Anna Dembińska (arch. portEl.pl)

 

- Najciekawszy mecz Olimpii w tej rundzie? Nie pytam o najlepszy, tylko najciekawszy. I nie dla kibica, bo on czasem patrzy na coś innego niż sztab szkoleniowy, tylko dla trenera.

- Mam wycięte wszystkie nasze strzelone i stracone bramki. Fajne jest to, że nie powiem "w drugiej kolejce znakomity futbol, w piątej strasznie, w dziewiątej dobrze". Ten projekt ewoluuje: z meczu na mecz model gry jest coraz bardziej widoczny. Na pytanie, kiedy wyglądało to najlepiej, to odpowiem w czterech-sześciu ostatnich meczach. To pokazuje, jak się rozwijamy.

Jeżeli spojrzymy na mecz z Polonią Warszawa, to było to bardzo dobre spotkanie, które przegraliśmy. Później był Puchar Polski z KKS Kalisz na wyjeździe, który nie był złym meczem. Mieliśmy mecz w sobotę, potem we wtorek, do tego trzeba dodać podróż. Nie było to łatwe, ale jesteśmy w stanie taką intensywność wytrzymać. Spotkanie w Kaliszu też mogło się różnie potoczyć. Pod koniec pierwszej połowy powinniśmy strzelić bramkę na 1:1. Nie strzeliliśmy, a na początku drugiej straciliśmy na 0:2.

Następna była Garbarnia Kraków, gdzie zagraliśmy dobry mecz, było wszystko tak jak sobie zakładaliśmy. Tak chcieliśmy sobie rywala ustawić i tak się udało. W Jastrzębiu z GKS gramy na swoich warunkach i dominujemy. Potem jedziemy do Górnika Polkowice - spadkowicza, w którym gra dużo zawodników z doświadczeniem w wyższych ligach. Oni na własnym stadionie, przy własnej publiczności, cofają się i nie są w stanie zabrać nam piłki. To mi pokazuje, że kadra zbudowana, tak jak pan mówi, „za 10 dwunasta“ na młodych zawodnikach Olimpia Elbląg jest w stanie zdominować rywala. Ta liga dowiedziała się, że jak przyjeżdżamy, to nie boimy się, jesteśmy pewni swojej gry i odważni w działaniach. Teraz przyjechał Motor Lublin, który w Pucharze Polski wyeliminował ekstraklasowe Zagłębie Lubin, pierwszoligową Wisłę Kraków, w lidze wygrywa mecz za meczem. W sztabie duża ilość pracowników plus 22 zawodników na wyjeździe. A my jesteśmy w stanie rywalizować, a w niektórych momentach nawet dominować nad przeciwnikiem. To mi pokazuje, że idziemy w dobrym kierunku. A ciężka praca zawsze się opłaca. Trzeba dalej w to wierzyć, nawet jak przyjdą momenty kryzysowe. Nie ma takiego klubu, sportowca, projektu nawet poza światem sportu, która nie przeżyje kryzysu. Tylko trzeba znaleźć wyjście z niego. Najważniejsza jest wiara w projekt w ciężkich momentach.

 

- To teraz pytanie o „sprawę Kamila Wengera“.

- Nie chcę się na ten temat wypowiadać. Została podjęta decyzja, która była przeze mnie przemyślana. Dla mnie ten temat jest zamknięty.

 

- W mediach ogólnopolskich przy okazji afery „match-fixingowej“ pojawił się mecz GKS Jastrzębie - Olimpia Elbląg. Rzuciło się trenerowi w oczy coś, co by mogło sugerować, że nie wszystko w tym meczu przebiega w sportowym duchu? Przy okazji zapytam też o inne mecze.

- Ja do każdego meczu podchodzę tak samo. Z mojego punktu widzenia nic się w Jastrzębiu nie wydarzyło. Nie wchodzę w takie rzeczy. Ludzie się nakręcają czymś, czego w ogóle nie ma. Chcę, aby w każdym meczu moja drużyna wygrywała jak najwyżej. A kto, jakie bajki sobie dokręca do tego, to mnie nie interesuje. My chcemy wygrywać każdy mecz. Jak jest 2:0, to chcemy podwyższyć na 3:0. Jak jest 3:0, to dążymy do podwyższenia wyniku. Moim celem jest to, aby drużyna pokazywała to, co trenuje i wygrywała.

 

- Co wy będziecie teraz robić oprócz oglądania mundialu?

- Drużyna dostała dwa tygodnie wolnego na wypoczynek. Bez żadnych rozpisek, to są poważni ludzie i sami wiedzą, co mają robić. Przede wszystkim musimy odpocząć fizycznie i psychicznie, także ode mnie. Na spotkanie z zarządem przygotowałem prezentację, w której zawarłem, jakie są konieczne dalsze kroki sportowe i organizacyjne dla rozwoju drużyny i klubu. Żeby się rozwijać - nie tylko jako pierwsza drużyna, ale i cały klub. Te dwa tygodnie wraz ze sztabem szkoleniowym wykorzystamy na rozmowy o tej rundzie, tak aby zamknąć ten temat i płynnie przejść do rozwinięcia modelu gry pod rundę rewanżową. To jest bardzo ważne. 28 listopada spotykamy się całym zespołem na dwa tygodnie. Planujemy dwa sparingi - na początku grudnia z Arką Gdynia, drugi rywal jest w trakcie poszukiwań. Chcemy utrzymać to, co zbudowaliśmy i zobaczyć, jak wyglądamy na tle drużyny walczącej o awans do ekstraklasy. Potem znów przerwa aż do 9 stycznia, kiedy rozpoczniemy przygotowania już pod kątem rundy rewanżowej. Tę drugą przerwę chcę wykorzystać na analizy indywidualne i grupowe. A potem siedem tygodni przygotowań do rundy wiosennej.

 

- Czy ktoś już zgłosił chęć odejścia z klubu, ewentualnie trenera dla kogoś nie widzi miejsca w drużynie?

- Na spotkaniu zarządu będę chciał przedstawić podsumowanie tej rundy. Będzie też rozmowa o zawodnikach i tam będą podejmowane decyzje. Do czasu tego spotkania też na ten temat nie chcę się wypowiadać. W okienku transferowym będzie widać zmiany: czy ktoś odszedł, czy ktoś dołączył. Po to jest okienko, żeby był jakiś ruch. A czy my z tego skorzystamy, to czas pokaże.

 

- A transfery do klubu? Na jakich pozycjach chciałby trener nowych zawodników?

- Zawsze można dobrać jakość. Jest jednak dużo czynników determinujących możliwość transferu. Pieniądze: czy zwolni się jakiś kontrakt, bo ktoś odejdzie. Czy będzie pasował do danego modelu gry? Czy jest wolnym zawodnikiem? Czy trzeba go wykupić? Za jaką sumę? Czy stać nas? Jest tyle czynników, że w tej chwili nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Najpierw trzeba zobaczyć, jakie puzzle nam wylatują, jakie zostają, a gdzie możemy znaleźć jakąś wartość dodaną.

 

- I ostatnie pytanie z przymrużeniem oka. Kto wygra mundial i dlaczego będą to Niemcy?

- Francja i Brazylia będą faworytami. Niemcy... nawet jak nie są postrzegani jako faworyci, to i tak są. Zawsze czuję się Polakiem i będę kibicował polskiej reprezentacji. Ale Niemców kątem oka też będę oglądał. Więcej lat swego życia spędziłem w Niemczech niż w Polsce. Wyjechałem w wieku 12 lat, wróciłem w wieku 30. Serce bije dla Polski, najpiękniejsze lata dzieciństwa spędziłem tutaj. Wciąż pamiętam pierwsze treningi w Wiśle Płock. To zostaje w pamięci na całe życie.

Naszej reprezentacji i trenerowi Czesławowi Michniewiczowi życzę jak najlepszego wyniku. Żeby nie skończyło się na wyjściu z grupy, tylko zajść jak najdalej. Tylko ten kto marzy, może coś osiągnąć. Niech nie myślą o tym, że to wyjście z grupy jest celem, tylko otwarcie o jak najlepszy wynik. Na końcu i tak wszystko zweryfikuje boisko. Jeśli chodzi o inne drużyny: Francja, Brazylia to na pewno faworyci, przynajmniej na papierze. Myślę, że mocna będzie Belgia i Niemcy... jak zawsze.

 

Elbląska Gazeta Internetowa portEl.pl jest patronem medialnym ZKS Olimpia Elbląg

rozmawiał Sebastian Malicki

Najnowsze artykuły w dziale Olimpia

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama