"Prezydent Elbląga nie zgadza się z pojawiającymi się w mieście opiniami, jakoby samorząd prowadził wyprzedaż gminnego majątku, by ratować dochody budżetu. Twierdzi, że transakcje są przemyślane, a gruntów czy lokali nie sprzedaje się tylko po to, aby zarobić, ale by coś konkretnego na danym terenie powstało" - czytamy w "Głosie Elbląga".
"Prezydent Słonina mówi, że zaniepokoiło go ostatnio pytanie jednego ze znajomych, który zastanawiał się, z czego miasto będzie czerpało dochody, kiedy wyprzeda cały należący doń majątek...
- Nie ulega wątpliwości, że sprzedaż mienia jest prowadzona - mówi prezydent Słonina. - W przypadku lokali mieszkalnych ubolewamy nawet nad tym, że sprzedaż idzie opornie. Z ok. 16 tys. mieszkań komunalnych tylko 25 proc. znajduje się w prywatnych rękach. Sprzedajemy też działki pod budownictwo jedno- i wielomieszkaniowe, te ostatnie na warunkach preferencyjnych. Oferujemy tereny pod działalność usługową i produkcyjną, w przypadku tej ostatniej inwestorzy mogą liczyć na ulgi. Jestem przekonany, że miasto może się rozwijać tylko wtedy, gdy będą w nim prowadzone inwestycje - twierdzi prezydent. - Przyznaję, że naszym błędem była sprzedaż gruntów na własność, bo tracimy w takim przypadku wpływ na poczynania inwestora.
(...) Są w mieście tereny, które miasto chciałoby sprzedać, ale oferowana cena jest mało atrakcyjna. Takim przykładem jest grunt ze zrujnowaną budową bazy komunikacji miejskiej przy ul. Łęczyckiej. Inwestorzy chcieli zapłacić za teren od 200 do 300 tys. złotych, co zdaniem władz miasta byłoby transakcją nieopłacalną".
- Nie ulega wątpliwości, że sprzedaż mienia jest prowadzona - mówi prezydent Słonina. - W przypadku lokali mieszkalnych ubolewamy nawet nad tym, że sprzedaż idzie opornie. Z ok. 16 tys. mieszkań komunalnych tylko 25 proc. znajduje się w prywatnych rękach. Sprzedajemy też działki pod budownictwo jedno- i wielomieszkaniowe, te ostatnie na warunkach preferencyjnych. Oferujemy tereny pod działalność usługową i produkcyjną, w przypadku tej ostatniej inwestorzy mogą liczyć na ulgi. Jestem przekonany, że miasto może się rozwijać tylko wtedy, gdy będą w nim prowadzone inwestycje - twierdzi prezydent. - Przyznaję, że naszym błędem była sprzedaż gruntów na własność, bo tracimy w takim przypadku wpływ na poczynania inwestora.
(...) Są w mieście tereny, które miasto chciałoby sprzedać, ale oferowana cena jest mało atrakcyjna. Takim przykładem jest grunt ze zrujnowaną budową bazy komunikacji miejskiej przy ul. Łęczyckiej. Inwestorzy chcieli zapłacić za teren od 200 do 300 tys. złotych, co zdaniem władz miasta byłoby transakcją nieopłacalną".