Jak rozmawiać z młodzieżą o najnowszych dziejach Europy? Czy możliwa jest jedna, wspólna interpretacja wydarzeń z ostatnich kilkudziesięciu lat? - to tylko niektóre z pytań towarzyszących konferencji, która odbyła się wczoraj w Elblągu.
Spotkanie zostało zorganizowane w ramach europejskiego programu Socrates Comenius. Wzięli w nim udział nauczyciele historii oraz wiedzy o społeczeństwie z Austrii, Niemiec, Holandii, Szwecji, Finlandii, Czech, Anglii i Polski. Rozmawiano m.in. o tym, w jaki sposób przedstawiać w szkole genezę II wojny światowej oraz jak w podręcznikach i na lekcjach mówi się o Związku Radzieckim.
- To wciąż niezwykle aktualne tematy, choćby w kontekście dyskusji o zagrożeniach czyhających na współczesne demokracje oraz o zachowaniu pokoju na świecie w obliczu licznych konfliktów - przekonuje jeden z organizatorów konferencji Ryszard Bożek z I Liceum Ogólnokształcącego. Jego zdaniem, problematykę II wojny światowej i komunizmu polskie podręczniki traktują w odpowiedni sposób.
- Godny podkreślenia jest rzeczowy ton narracji. Nasze podręczniki nie są nasiąknięte emocjami, które by mogły budować niechęć, nie mówiąc już o nienawiści, wobec krajów, z którymi mieliśmy największe kłopoty. Myślę tu o Niemczech czy Związku Radzieckim - wyjaśnia Ryszard Bożek.
Rainer Paage z Niemiec także uważa, że podręczniki, których używa w pracy z swoimi uczniami, przekazują aktualny stan wiedzy na temat ostatniej wojny i komunizmu. - Odpowiedzialność za wiedzę, jaką o danym okresie i mechanizmach historii wyniosą ze szkoły młodzi ludzie, spoczywa przede wszystkim na nauczycielach - podkreśla. - W czasie tego spotkania miałem okazję mówić o chorym stosunku ideologii faszystowskiej do wojny. Aby pojąć, że ideologia oznaczała wojnę, trzeba najpierw tę ideologię zrozumieć i to jest zadanie dla nauczyciela.
Jak się wydaje, na konferencji zabrakło Rosjan. Organizatorzy tłumaczą, że stało się tak, bo nasi wschodni sąsiedzi nie biorą udziału w projekcie, który realizuje I Liceum. Ryszard Bożek przyznaje, że obecność rosyjskich kolegów przydałaby się, ale nie jest przekonany, czy Rosjanie są gotowi na tego rodzaju spotkania.
- Pamiętam np., jak swego czasu część tamtejszych historyków twierdziła, że druga wojna światowa rozpoczęła się nie 1 września 1939, ale w 1941 roku, wraz z początkiem Wielkiej Wojny Ojczyźnianej - mówi Bożek.
Artak Chajrapetian, Ormianin od ośmiu lat mieszkający w Polsce, dobrze pamięta czasy Związku Radzieckiego. - Zwykłym ludziom nieźle się wtedy żyło, bo każdy miał pracę. Także ja, wówczas kilkunastoletni chłopiec, myślałem: chwała Bogu, że urodziliśmy się właśnie w tym kraju, a nie gdzie indziej. Myślałem w ten sposób, bo tego uczono nas w szkole - opowiada. - Po upadku Związku Radzieckiego w moim kraju spojrzenie na tamten okres zdecydowanie się zmieniło.
Europa Zachodnia, Polska czy Rosjanie - każdy z krajów wciąż ma swoją własną wersję wydarzeń związanych z ostatnią wojną oraz komunizmem.
- O dystans do najnowszej historii nie jest łatwo - potwierdza elbląski historyk dr Henryk Horbaczewski. - My, Polacy, mamy swój punkt widzenia i wyrobione oceny, które, moim zdaniem, są daleko zobiektywizowane. Zachód ma swoje, często tragiczne doświadczenia oraz oceny; nie twierdzę, że nieobiektywnie przedstawia historię, ale z całą pewnością próbuje usprawiedliwić taką, a nie inną swoją postawę w latach 1938-1945, a nawet i później. Odrębnym problemem jest przecież cały okres powojenny, choćby pozostawienie Polski w strefie wpływów Związku Radzieckiego, czego skutki odczuwamy do dziś.
Podobnie rzecz ma się „rosyjską” wersją najświeższej historii. - Byłbym daleki od dyskredytowania rosyjskiego punktu widzenia, ale jestem też daleki od przyjmowania ich głęboko subiektywnej oceny i widzenia zjawisk. Niemcy w zasadzie zakończyli, choć może dopiero kończą, okres głębokich rozliczeń ze swoją przeszłością, natomiast Rosjanie wielki rozrachunek mają jeszcze przed sobą. Jaki będzie wynik tej samooceny, trudno w tej chwili przewidzieć. Wiele wskazuje na to, że będzie to proces długotrwały i być może niezupełnie zgodny z tym, czego my byśmy oczekiwali.
Co w tej sytuacji należy robić?
- Spotykać się i rozmawiać - uważa Horbaczewski.
- To wciąż niezwykle aktualne tematy, choćby w kontekście dyskusji o zagrożeniach czyhających na współczesne demokracje oraz o zachowaniu pokoju na świecie w obliczu licznych konfliktów - przekonuje jeden z organizatorów konferencji Ryszard Bożek z I Liceum Ogólnokształcącego. Jego zdaniem, problematykę II wojny światowej i komunizmu polskie podręczniki traktują w odpowiedni sposób.
- Godny podkreślenia jest rzeczowy ton narracji. Nasze podręczniki nie są nasiąknięte emocjami, które by mogły budować niechęć, nie mówiąc już o nienawiści, wobec krajów, z którymi mieliśmy największe kłopoty. Myślę tu o Niemczech czy Związku Radzieckim - wyjaśnia Ryszard Bożek.
Rainer Paage z Niemiec także uważa, że podręczniki, których używa w pracy z swoimi uczniami, przekazują aktualny stan wiedzy na temat ostatniej wojny i komunizmu. - Odpowiedzialność za wiedzę, jaką o danym okresie i mechanizmach historii wyniosą ze szkoły młodzi ludzie, spoczywa przede wszystkim na nauczycielach - podkreśla. - W czasie tego spotkania miałem okazję mówić o chorym stosunku ideologii faszystowskiej do wojny. Aby pojąć, że ideologia oznaczała wojnę, trzeba najpierw tę ideologię zrozumieć i to jest zadanie dla nauczyciela.
Jak się wydaje, na konferencji zabrakło Rosjan. Organizatorzy tłumaczą, że stało się tak, bo nasi wschodni sąsiedzi nie biorą udziału w projekcie, który realizuje I Liceum. Ryszard Bożek przyznaje, że obecność rosyjskich kolegów przydałaby się, ale nie jest przekonany, czy Rosjanie są gotowi na tego rodzaju spotkania.
- Pamiętam np., jak swego czasu część tamtejszych historyków twierdziła, że druga wojna światowa rozpoczęła się nie 1 września 1939, ale w 1941 roku, wraz z początkiem Wielkiej Wojny Ojczyźnianej - mówi Bożek.
Artak Chajrapetian, Ormianin od ośmiu lat mieszkający w Polsce, dobrze pamięta czasy Związku Radzieckiego. - Zwykłym ludziom nieźle się wtedy żyło, bo każdy miał pracę. Także ja, wówczas kilkunastoletni chłopiec, myślałem: chwała Bogu, że urodziliśmy się właśnie w tym kraju, a nie gdzie indziej. Myślałem w ten sposób, bo tego uczono nas w szkole - opowiada. - Po upadku Związku Radzieckiego w moim kraju spojrzenie na tamten okres zdecydowanie się zmieniło.
Europa Zachodnia, Polska czy Rosjanie - każdy z krajów wciąż ma swoją własną wersję wydarzeń związanych z ostatnią wojną oraz komunizmem.
- O dystans do najnowszej historii nie jest łatwo - potwierdza elbląski historyk dr Henryk Horbaczewski. - My, Polacy, mamy swój punkt widzenia i wyrobione oceny, które, moim zdaniem, są daleko zobiektywizowane. Zachód ma swoje, często tragiczne doświadczenia oraz oceny; nie twierdzę, że nieobiektywnie przedstawia historię, ale z całą pewnością próbuje usprawiedliwić taką, a nie inną swoją postawę w latach 1938-1945, a nawet i później. Odrębnym problemem jest przecież cały okres powojenny, choćby pozostawienie Polski w strefie wpływów Związku Radzieckiego, czego skutki odczuwamy do dziś.
Podobnie rzecz ma się „rosyjską” wersją najświeższej historii. - Byłbym daleki od dyskredytowania rosyjskiego punktu widzenia, ale jestem też daleki od przyjmowania ich głęboko subiektywnej oceny i widzenia zjawisk. Niemcy w zasadzie zakończyli, choć może dopiero kończą, okres głębokich rozliczeń ze swoją przeszłością, natomiast Rosjanie wielki rozrachunek mają jeszcze przed sobą. Jaki będzie wynik tej samooceny, trudno w tej chwili przewidzieć. Wiele wskazuje na to, że będzie to proces długotrwały i być może niezupełnie zgodny z tym, czego my byśmy oczekiwali.
Co w tej sytuacji należy robić?
- Spotykać się i rozmawiać - uważa Horbaczewski.
Joanna Torsh