
W piątek wybrałem się na pasaż handlowy przy ul. Hetmańskiej na zakupy. Dość dawno tam nie byłem i to, co zobaczyłem, trochę mnie przygnębiło. Sklepy - a przynajmniej większa ich część - poznikały. Teraz jest to pasaż kredytowy.
Kredytowy, bo większość lokali na pasażu zajęły banki i inne instytucje finansowe oferujące kredyty i pożyczki.
A przecież był tam już zalążek centrum miasta, przynajmniej centrum handlowo-usługowego (z naciskiem na ten pierwszy człon). Była koncepcja (może jeszcze jest) modernizacji ulicy Giermków, włącznie z adaptacją parterów domów na lokale handlowe i usługowe. Tak, by można było przejść od ulicy Bałuckiego, przez pasaż przy Hetmańskiej, ulicę Giermków - na starówkę. Tylko po co?
Starówka już dawno straciła aspiracje do tego, by stać się prawdziwym centrum miasta, rezygnując z handlu. Leży nieco na uboczu, więc tylko atrakcyjne sklepy mogą do niej przyciągać rzesze elblążan (festyny, które teraz pełnią taką funkcję, zdarzają się jednak zbyt rzadko; poza tym są osoby, których one raczej nie przyciągają). Starówka to „zagłębie” pubów i restauracji, ale przecież na piwo można pojechać taksówką. Po co wydawać pieniądze na wielki ciąg handlowy od ul. Bałuckiego na starówkę, skoro przestał on być „handlowy”, zanim powstał.
Są też plany pociągnięcia torów tramwajowych ulicą 12 Lutego. Znowu pytanie: po co? Przecież na ul. 12 Lutego nikt z tramwaju nie wysiądzie. Ulicy 12 Lutego, mimo dość tandetnej zabudowy, też mi żal, bo pamiętam czasy jej świetności - czasy „Składnicy Harcerskiej”, księgarni „Domu Książki” i nieco późniejsze.
Przecież wszyscy podziwiają naszą starówkę - powie ktoś. Pewnie, jeśli przypomnimy sobie, jak ten fragment miasta wyglądał 25 lat temu, jest co podziwiać. Ale, według mnie, zbudowanie czegoś to początek, a nie koniec. Trzeba tchnąć w budowlę życie.
Ostatnio często bywam na toruńskiej starówce (miasto nieco większe od Elbląga, tyle że ma… Uniwersytet z tradycjami i jakieś 60 tysięcy przyjezdnych studentów). Toruńska starówka ma tę przewagę nad naszą, że jest prawdziwa, a nasza jednak trochę „udawana”. Ale w tej sprawie nic się już nie da zrobić - wichry historii były dla toruńskiej łaskawsze. Jednak toruńska starówka żyje - właśnie dzięki handlowi i usługom. Ani torunianie, ani ich goście nie mają wątpliwości, że centrum Torunia jest starówka, a nie Centrum Handlowe Copernicus (największe w Toruniu).
Elblążanie nie byliby chyba w tej sprawie tak jednomyślni. U nas centrum miasta stały się Ogrody. I nie o to chodzi, że nie lubię hipermarketów. Ogrody lubię, tym bardziej, że ostatnio coraz częściej wykraczają poza swoją funkcję handlową (letnie czwartkowe koncerty muzyczne, pokazy mody, małe targi, teraz akcja krwiodawstwa itp.). Jednak… centrum Jasienia pod Gdańskiem jest centrum handlowe. Podobne centrum mają Marki pod Warszawą. Cały czas wierzę, że Elbląg i jego włodarze mają większe aspiracje niż włodarze Jasienia czy Marek.
Przecież przed wiekami włodarze miast wiedzieli, czym jest dla miast handel (jeśli niektórzy zapomnieli, polecam lekturę wielotomowej, niedawno ukończonej „Historii Elbląga”). Nie można bezczynnie patrzeć, jak znikają zalążki centrum miasta (pasaż, starówka) i jednocześnie powtarzać, że Elbląg się rozwija. Ja przynajmniej tak uważam.
A wracając do koszuli… Koszuli nie kupiłem, pewnie następnym razem wybiorę się do Ogrodów. Myślę jednak, że władze miasta mają większy problem niż ja.
A przecież był tam już zalążek centrum miasta, przynajmniej centrum handlowo-usługowego (z naciskiem na ten pierwszy człon). Była koncepcja (może jeszcze jest) modernizacji ulicy Giermków, włącznie z adaptacją parterów domów na lokale handlowe i usługowe. Tak, by można było przejść od ulicy Bałuckiego, przez pasaż przy Hetmańskiej, ulicę Giermków - na starówkę. Tylko po co?
Starówka już dawno straciła aspiracje do tego, by stać się prawdziwym centrum miasta, rezygnując z handlu. Leży nieco na uboczu, więc tylko atrakcyjne sklepy mogą do niej przyciągać rzesze elblążan (festyny, które teraz pełnią taką funkcję, zdarzają się jednak zbyt rzadko; poza tym są osoby, których one raczej nie przyciągają). Starówka to „zagłębie” pubów i restauracji, ale przecież na piwo można pojechać taksówką. Po co wydawać pieniądze na wielki ciąg handlowy od ul. Bałuckiego na starówkę, skoro przestał on być „handlowy”, zanim powstał.
Są też plany pociągnięcia torów tramwajowych ulicą 12 Lutego. Znowu pytanie: po co? Przecież na ul. 12 Lutego nikt z tramwaju nie wysiądzie. Ulicy 12 Lutego, mimo dość tandetnej zabudowy, też mi żal, bo pamiętam czasy jej świetności - czasy „Składnicy Harcerskiej”, księgarni „Domu Książki” i nieco późniejsze.
Przecież wszyscy podziwiają naszą starówkę - powie ktoś. Pewnie, jeśli przypomnimy sobie, jak ten fragment miasta wyglądał 25 lat temu, jest co podziwiać. Ale, według mnie, zbudowanie czegoś to początek, a nie koniec. Trzeba tchnąć w budowlę życie.
Ostatnio często bywam na toruńskiej starówce (miasto nieco większe od Elbląga, tyle że ma… Uniwersytet z tradycjami i jakieś 60 tysięcy przyjezdnych studentów). Toruńska starówka ma tę przewagę nad naszą, że jest prawdziwa, a nasza jednak trochę „udawana”. Ale w tej sprawie nic się już nie da zrobić - wichry historii były dla toruńskiej łaskawsze. Jednak toruńska starówka żyje - właśnie dzięki handlowi i usługom. Ani torunianie, ani ich goście nie mają wątpliwości, że centrum Torunia jest starówka, a nie Centrum Handlowe Copernicus (największe w Toruniu).
Elblążanie nie byliby chyba w tej sprawie tak jednomyślni. U nas centrum miasta stały się Ogrody. I nie o to chodzi, że nie lubię hipermarketów. Ogrody lubię, tym bardziej, że ostatnio coraz częściej wykraczają poza swoją funkcję handlową (letnie czwartkowe koncerty muzyczne, pokazy mody, małe targi, teraz akcja krwiodawstwa itp.). Jednak… centrum Jasienia pod Gdańskiem jest centrum handlowe. Podobne centrum mają Marki pod Warszawą. Cały czas wierzę, że Elbląg i jego włodarze mają większe aspiracje niż włodarze Jasienia czy Marek.
Przecież przed wiekami włodarze miast wiedzieli, czym jest dla miast handel (jeśli niektórzy zapomnieli, polecam lekturę wielotomowej, niedawno ukończonej „Historii Elbląga”). Nie można bezczynnie patrzeć, jak znikają zalążki centrum miasta (pasaż, starówka) i jednocześnie powtarzać, że Elbląg się rozwija. Ja przynajmniej tak uważam.
A wracając do koszuli… Koszuli nie kupiłem, pewnie następnym razem wybiorę się do Ogrodów. Myślę jednak, że władze miasta mają większy problem niż ja.
Piotr Derlukiewicz