W każdej szkole wrzesień sprzyja wycieczkom, rajdom, poszukiwaczom przygód i tajemnic. Tak było i tym razem. Dociekliwi wędrowcy z inicjatywy szkolnego historyka Przemka Kurczewskiego, wyjechali za miasto, by przejść się ścieżką czasu i trafili do niezwykle urokliwej wsi Łęcze.
O tej wyprawie opowiedziała Ewa Krauze, germanistka:
Uczniowie klasy 1e Gimnazjum nr 10 wraz z wychowawcą, Ewą Wechterowicz oraz opiekunami: Przemysławem Kurczewskim i Ewą Krauze wybrali się na wycieczkę do Łęcza.
Niewielka wieś tuż za Elblągiem z pozoru wydaje się być miejscem niekoniecznie atrakcyjnym pod względem turystycznym, ani historycznym… A jednak! Okazało się, że w Łęczu (niem. Lenzen), założonym w 1299 roku przez komtura elbląskiego - Ludwiga von Schippe, znajdują się, tzw. domy podcieniowe z przełomu XVI i XVII wieku, które nadal są zamieszkiwane. Warto wspomnieć, że domy te budowane były głównie przez ludność pochodzenia holenderskiego czy szwajcarskiego.
Mieliśmy okazję zatrzymać się przy pierwszej w Łęczu gospodzie, niegdyś „Zajeździe Pocztowym Willy’ego Wernera”, wybudowanej w 1878 roku. Dziś gospoda funkcjonuje jako sklep przemysłowy.
W drodze na Łużyckie Grodzisko Wyżynne zwiedziliśmy kościół barokowy, a także zatrzymaliśmy się przy płaczącym buku - cudownym pomniku przyrody.
Głównym celem naszej wycieczki było jednak zwiedzenie najstarszej osady na terenie Łęcza, a raczej pozostałości po niej, czyli właśnie wspomnianego Grodziska („Burgwall Lenzen”). Na tych terenach osiedliły się najstarsze plemiona - prawdopodobnie germańskie. Zbudowano tu gród obronny, otoczony długim wałem, wysokim na dwa metry, zwieńczonym palisadą. Mieszkańcy grodu mieszkali w tzw. ziemiankach. Dziś pamiątką po Grodzisku są zachowane fragmenty wału oraz granitowy głaz z napisem poświęconym niemieckiemu archeologowi Robertowi Dorrowi, który badał to miejsce.
Nasi uczniowie starali się rozszyfrować napis na głazie, pisany językiem niemieckim i to w dodatku frakturą. Niestety mimo podjętych prób i wszelkich działań, nie byliśmy w stanie zrekonstruować pełnego tekstu.
Postanowiliśmy podtrzymać klimat Grodziska i wczuć się przez chwilę w życie jego osadników: zbieraliśmy drewno i rozpaliliśmy ognisko. Na szczęście nie trzeba było polować na zwierzynę, a wystarczyło… wyjąć kiełbaskę z plecaka.
Zdecydowanie atrakcją wieńczącą naszą wycieczkę była wyprawa, do tzw. „Holendra”, czyli młyna z 1867 roku. W tamtych czasach był to najnowocześniejszy i najbardziej innowacyjny młyn na tych terenach.
Tak oto okazało się, że niepozorna wieś kryła przed nami szereg tajemnic, które na szczęście, udało nam się dziś poznać. Myślę, że jest to niezła zachęta do bliskiej podróży. Uczniom ta wyprawa się spodobała.
Uczniowie klasy 1e Gimnazjum nr 10 wraz z wychowawcą, Ewą Wechterowicz oraz opiekunami: Przemysławem Kurczewskim i Ewą Krauze wybrali się na wycieczkę do Łęcza.
Niewielka wieś tuż za Elblągiem z pozoru wydaje się być miejscem niekoniecznie atrakcyjnym pod względem turystycznym, ani historycznym… A jednak! Okazało się, że w Łęczu (niem. Lenzen), założonym w 1299 roku przez komtura elbląskiego - Ludwiga von Schippe, znajdują się, tzw. domy podcieniowe z przełomu XVI i XVII wieku, które nadal są zamieszkiwane. Warto wspomnieć, że domy te budowane były głównie przez ludność pochodzenia holenderskiego czy szwajcarskiego.
Mieliśmy okazję zatrzymać się przy pierwszej w Łęczu gospodzie, niegdyś „Zajeździe Pocztowym Willy’ego Wernera”, wybudowanej w 1878 roku. Dziś gospoda funkcjonuje jako sklep przemysłowy.
W drodze na Łużyckie Grodzisko Wyżynne zwiedziliśmy kościół barokowy, a także zatrzymaliśmy się przy płaczącym buku - cudownym pomniku przyrody.
Głównym celem naszej wycieczki było jednak zwiedzenie najstarszej osady na terenie Łęcza, a raczej pozostałości po niej, czyli właśnie wspomnianego Grodziska („Burgwall Lenzen”). Na tych terenach osiedliły się najstarsze plemiona - prawdopodobnie germańskie. Zbudowano tu gród obronny, otoczony długim wałem, wysokim na dwa metry, zwieńczonym palisadą. Mieszkańcy grodu mieszkali w tzw. ziemiankach. Dziś pamiątką po Grodzisku są zachowane fragmenty wału oraz granitowy głaz z napisem poświęconym niemieckiemu archeologowi Robertowi Dorrowi, który badał to miejsce.
Nasi uczniowie starali się rozszyfrować napis na głazie, pisany językiem niemieckim i to w dodatku frakturą. Niestety mimo podjętych prób i wszelkich działań, nie byliśmy w stanie zrekonstruować pełnego tekstu.
Postanowiliśmy podtrzymać klimat Grodziska i wczuć się przez chwilę w życie jego osadników: zbieraliśmy drewno i rozpaliliśmy ognisko. Na szczęście nie trzeba było polować na zwierzynę, a wystarczyło… wyjąć kiełbaskę z plecaka.
Zdecydowanie atrakcją wieńczącą naszą wycieczkę była wyprawa, do tzw. „Holendra”, czyli młyna z 1867 roku. W tamtych czasach był to najnowocześniejszy i najbardziej innowacyjny młyn na tych terenach.
Tak oto okazało się, że niepozorna wieś kryła przed nami szereg tajemnic, które na szczęście, udało nam się dziś poznać. Myślę, że jest to niezła zachęta do bliskiej podróży. Uczniom ta wyprawa się spodobała.
Irena Ośka, rzecznik prasowy ZS nr 2