Minęło kilka dni, zakażonych pałeczką okrężnicy na terenie Niemiec przybyło i nadal nie wiadomo, gdzie się znajduje przyczyna choroby. Wiadomo jednak, że ogórki były niewinne i po zachowaniu podstawowych zasad higieny, czyli umyciu, można je jeść. Rolnicy liczą straty, a politycy zza zachodniej granicy głowią się jak uniknąć płacenia odszkodowań.
Sytuacja rozwija się powoli. Po szybkim oskarżeniu najpierw hiszpańskich producentów ogórków, a potem holenderskich producentów pomidorów o dostarczenie skażonej bakterią E. Coli partii żywności na rynki zachodnioeuropejskie, laboranci, lekarze i politycy szukają przyczyn zakażenia. Teraz padło na niemieckie kiełki, które dodawane są do sałatek, przez co rynek warzywny w wielu regionach się załamał. Dotyczy to również naszego kraju, gdyż po komunikatach i konferencjach prasowych pani minister Ewy Kopacz i pracowników sanepidu, wiele osób zrezygnowało z zakupu warzyw, choć instrukcje informowały, że do bezpiecznego spożycia wystarczy (jak to powinno mieć miejsce zawsze) stosować zasady higieny. Rolnicy liczą straty, choć tak naprawdę stracili wszyscy, bo zwłaszcza nasze krajowe ogórki w tym roku są bardzo smaczne. Czy jeśli się znajdzie właściwe źródło pochodzenia chorobotwórczych bakterii ktoś przeprosi za ogórki i pomyśli o odszkodowaniach dla rolników? Na razie na ten temat pomimo protestów rolników w Europie zapadła dziwna cisza…
mk