Wiosna to śpiew ptaków, ciepłe poranki i zielone drzewa. To także zapach kwitnących kwiatów, wiosenne radiowe przeboje i spacery rodzinne... To wszystko jednak coraz częściej ginie za szaro-niebieską kurtyną z dymu papierosowego.
Tak, malkontent powrócił ku niezadowoleniu większości. Temat, który chciałbym poruszyć dzisiaj jest niestety powszechny. Na swoje szczęście nie jestem palaczem i nie zamierzam nim w ogóle zostać, jednak moje (i nie tylko moje) płuca coraz częściej są narażane na niebezpieczeństwo.
Wyobraźmy sobie taką sytuację - pewna matka spaceruje po parku. W jednej ręce trzyma papierosa, drugą popycha wózek z dzieckiem. Po pewnym czasie maluch zaczyna płakać, co zaczyna lekko denerwować matkę. Chcąc uniknąć niepotrzebnego zamieszania, kobieta próbuje uspokoić synka. Robi to w następujący sposób. Najpierw uspokaja siebie (podnosi papierosa do ust i zaciąga się nim). Mając obie ręce wolne, podnosi malucha i przytula (nadal ma w ustach papierosa). Przerywa uciszanie dziecka, by raz jeszcze zaciągnąć się papierosem. Gdy już się uspokoiła, rzuciła peta na ziemię i przygasiła butem. Potem uniosła synka, by go ucałować (wydychając przy tym cały dym z papierosa, który nagromadziła przed chwilą). Straszne? No pewnie! Prawdziwe? Jak najbardziej. Byłem świadkiem tego wydarzenia. A potem jest wielkie zdziwienie, że dziecko chore.
Inna sytuacja - idę po zakupy. Po drodze oczywiście mijam kilkanaście osób. Co druga z nich szła, paląc papierosa. Nie chcąc się narazić na problemy z płucami, zawsze w takiej sytuacji wstrzymuję oddech i do tego zatykam nos (może się to wydać dziwne, ale jest dość skuteczne). Szkoda, że nie trenuję nurkowania, bo we wspomnianej sytuacji przydała by się umiejętność wstrzymywania powietrza na kilkanaście minut (jeśli nie dłużej). Wracając z zakupami napotykam na podobne stężenie palaczy na metr kwadratowy. Rozumiem, że nałóg jest nie do przezwyciężenia, ale - drodzy mieszkańcy palacze - miejcie na uwadze, że są ludzie, którzy nie podzielają waszego zamiłowania do trucia i postarajcie się ograniczać niepotrzebne zanieczyszczanie powietrza.
Sytuacja trzecia - oczekiwanie na pociąg/tramwaj/autobus. Wiem, że weszła ustawa zakazująca palenia w miejscach takich jak przystanki (autobusowe, tramwajowe czy dworce), ale wiele razy spotkałem się z sytuacją, gdy palaczowi nie chciało się ruszyć **** i stanąć kilka metrów dalej, by nie przeszkadzać innym czekającym. Zamiast tego „delektował się” (o ile takim paskudztwem można się w ogóle delektować) papierosem, wydychając wszystko w stronę osób na przystanku. To jednak nie koniec. Po tym, jak już go wypalił, nie wyrzucił peta do kosza na śmieci, który miał na wyciągnięcie ręki, ale wolał urozmaicić trawnik dodatkową dymiącą ozdobą...
Podobnych sytuacji jest wiele i mógłbym je wymieniać godzinami. Na koniec chciałbym skierować słowo do ludzi udręczonych nałogiem opisanym w tym krótkim artykule - zanim zapalicie papierosa, rozejrzyjcie się czasem wokół siebie. Może w pobliżu jest kobieta w ciąży, małe dziecko lub po prostu ktoś, komu wyraźnie szkodzi Wasz nałóg. Postawcie się na ich miejscu. Chcielibyście, być na ich miejscu? Wątpię.
Wyobraźmy sobie taką sytuację - pewna matka spaceruje po parku. W jednej ręce trzyma papierosa, drugą popycha wózek z dzieckiem. Po pewnym czasie maluch zaczyna płakać, co zaczyna lekko denerwować matkę. Chcąc uniknąć niepotrzebnego zamieszania, kobieta próbuje uspokoić synka. Robi to w następujący sposób. Najpierw uspokaja siebie (podnosi papierosa do ust i zaciąga się nim). Mając obie ręce wolne, podnosi malucha i przytula (nadal ma w ustach papierosa). Przerywa uciszanie dziecka, by raz jeszcze zaciągnąć się papierosem. Gdy już się uspokoiła, rzuciła peta na ziemię i przygasiła butem. Potem uniosła synka, by go ucałować (wydychając przy tym cały dym z papierosa, który nagromadziła przed chwilą). Straszne? No pewnie! Prawdziwe? Jak najbardziej. Byłem świadkiem tego wydarzenia. A potem jest wielkie zdziwienie, że dziecko chore.
Inna sytuacja - idę po zakupy. Po drodze oczywiście mijam kilkanaście osób. Co druga z nich szła, paląc papierosa. Nie chcąc się narazić na problemy z płucami, zawsze w takiej sytuacji wstrzymuję oddech i do tego zatykam nos (może się to wydać dziwne, ale jest dość skuteczne). Szkoda, że nie trenuję nurkowania, bo we wspomnianej sytuacji przydała by się umiejętność wstrzymywania powietrza na kilkanaście minut (jeśli nie dłużej). Wracając z zakupami napotykam na podobne stężenie palaczy na metr kwadratowy. Rozumiem, że nałóg jest nie do przezwyciężenia, ale - drodzy mieszkańcy palacze - miejcie na uwadze, że są ludzie, którzy nie podzielają waszego zamiłowania do trucia i postarajcie się ograniczać niepotrzebne zanieczyszczanie powietrza.
Sytuacja trzecia - oczekiwanie na pociąg/tramwaj/autobus. Wiem, że weszła ustawa zakazująca palenia w miejscach takich jak przystanki (autobusowe, tramwajowe czy dworce), ale wiele razy spotkałem się z sytuacją, gdy palaczowi nie chciało się ruszyć **** i stanąć kilka metrów dalej, by nie przeszkadzać innym czekającym. Zamiast tego „delektował się” (o ile takim paskudztwem można się w ogóle delektować) papierosem, wydychając wszystko w stronę osób na przystanku. To jednak nie koniec. Po tym, jak już go wypalił, nie wyrzucił peta do kosza na śmieci, który miał na wyciągnięcie ręki, ale wolał urozmaicić trawnik dodatkową dymiącą ozdobą...
Podobnych sytuacji jest wiele i mógłbym je wymieniać godzinami. Na koniec chciałbym skierować słowo do ludzi udręczonych nałogiem opisanym w tym krótkim artykule - zanim zapalicie papierosa, rozejrzyjcie się czasem wokół siebie. Może w pobliżu jest kobieta w ciąży, małe dziecko lub po prostu ktoś, komu wyraźnie szkodzi Wasz nałóg. Postawcie się na ich miejscu. Chcielibyście, być na ich miejscu? Wątpię.