
Kto z nas nie chciałby mieć dziś luksusowego apartamentu czy wypasionego auta? Kto nie marzy o podróży dookoła świata i nie chciałby zaznać choć na chwilę odrobiny luksusu? Jednak gdy przeholujemy z wystawnym życiem, jedynym ratunkiem w trudnej sytuacji finansowej bywa wizyta w lombardzie.
Niedawno w jednym z ogólnopolskich tygodników pojawił się artykuł ukazujący działalność lombardów w niezbyt dobrym świetle. Przeczytać w nim można, jak to zdesperowany Polak udaje się do lombardu, oddaje w zastaw najcenniejsze rzeczy, jakie posiada, by móc utrzymać się przy życiu, a „lichwiarz” bez serca tylko zaciera ręce. Czy jest tak w rzeczywistości? I czy nasze społeczeństwo rzeczywiście z desperacji oddaje swoje rodzinne pamiątki w zastaw? Sprawdziliśmy to w elbląskich lombardach.
Nie lichwa, a koło ratunkowe
– Lichwiarz to na pewno nie jest pozytywne określenie – mówi właściciel jednego z elbląskich lombardów. – Przecież lichwa polega na pobieraniu wygórowanych, nadmiernych procentów za pożyczone pieniądze i jest formą wyzysku dłużnika przez wierzyciela. A lombard to raczej koło ratunkowe niż żerowanie na czyjejś biedzie. Żerowanie może było w latach 90-tych, kiedy odsetki były dużo wyższe. Teraz ze względu na konkurencję odsetki są dużo nisze od tzw. chwilówek.
– Staramy się czekać na naszych klientów do momentu, gdy wrócą po zostawioną pamiątkę – mówi pracownik tego samego lombardu. – Często kontaktujemy się z tymi osobami, bo bywa, że ktoś zapomina wykupić swoją rzecz. Idziemy w stronę klienta. Zdarza się, że ludzie mają za sobą jedno złe doświadczenie związane z zastawieniem rzeczy w lombardzie i na tej podstawie wysnuwają daleko idące i zbyt pochopne wnioski, nadużywając pejoratywnych określeń wobec pracowników lub właścicieli lombardu.
– W Polsce nie ma rynku rzeczy używanych, nie ma komisów i my właśnie wypełniamy tę niszę lombardem, który oprócz brania rzeczy w zastaw, handluje także rzeczami używanymi, co powoduje, że ludzie mogą sobie taniej kupić fajne rzeczy, na które my dodatkowo dajemy gwarancję – mówi pracownik innego lombardu. – Lombard nie jest to wyciąganie pieniędzy od ludzi, którzy ich nie mają. To niszowa działalność. Na zachodzie chyba nie ma takich sklepów, które handlują rzeczami używanymi na takich zasadach, jak lombard.
Potrzebują na chleb lub chcą poimprezować
Lombardy odwiedzają ludzie naprawdę różni. Można w nich spotkać przekrój całego społeczeństwa. Przychodzą tam tacy, którym nie wystarcza do pierwszego albo brakuje na mleko dla dziecka, ale i tacy, którzy chcą kupić sobie taniej jakiś sprzęt.
– Wszyscy się u nas zjawiają – mówi pracownik lombardu. – Wielu ludzi chce po prostu u nas coś kupić. Czasami zdarza się, że ktoś przychodzi, coś u nas zastawi, a potem kupuje u nas telewizor, gdy ma więcej pieniędzy, bo nabiera do nas zaufania. Przychodzą też młodzi ludzie, by coś zastawić, bo jest akurat piątek i chcą poimprezować.
– Przychodzą do nas głównie ludzie, którzy są w bardzo trudnej sytuacji finansowej – mówi pracownik innego lombardu. – Pojawiały się osoby, które nie miały pieniędzy na bilet do domu, bo mieszkały gdzieś pod Elblągiem. Zastawiały wtedy np. telefon komórkowy, żeby jakoś wrócić do domu. Zdarza się także często, że ktoś przychodzi, bo ma problemy z podjęciem pieniędzy z bankomatu, jest już na debecie i musi poratować się u nas zastrzykiem gotówki, dając coś w zastaw. Generalnie odwiedza nas cały przekrój społeczeństwa. Nie można powiedzieć, że tylko jedna, konkretna grupa do nas przychodzi. A potrzeby ludzi są różne: niektórzy chcą iść na imprezę, inni potrzebują na chleb. Wszystko zależy od tego, w jakim momencie życia ktoś się akurat znajduje.

Komórki, laptopy, wypchane zwierzęta, pamiątki wojenne
W lombardach znajdziemy mnóstwo ciekawych przedmiotów. Najczęściej ludzie oddają telefony komórkowe, laptopy, tablety, złoto czyli to, na co jest popyt na rynku. Nie brakuje jednak bardzo oryginalnych okazów:
– Zdarzyło się kiedyś, że ktoś przyniósł ponton, a nawet wypchaną kunę, która zdobi dzisiaj nasz lokal – mówi pracownik lombardu. – Było to u zarania dziejów, kiedy to braliśmy wszystko. Kuna została z nami i mamy teraz na czym smycze wieszać – śmieje się pracownik lombardu.
– Jeśli chodzi o jakieś dziwne rzeczy, to czasami zdarzają się stare przedmioty – mówi inny. – Teraz na przykład mamy nóż rosyjski z 1940 roku, który kiedyś służył na froncie. Jest oznaczony, ma sygnatury i obecnie na aukcji internetowej osiąga wartość 200 zł. Zastaw jest zabezpieczeniem zwrotu pożyczki – dodaje. – Jesteśmy więc zainteresowani wszystkim tym, co da się potem sprzedać na rynku wtórnym, z jakąś niewielką marżą, byle nie być na tym stratnym. Czasami, chcąc określić wartość jakiegoś przedmiotu, korzystamy z pomocy osób, które się na tym znają. Jeżeli znamy wartość sprzedaży na rynku wtórnym, wiemy, ile jesteśmy w stanie za to dać, by w razie, gdy klient się nie stawi, sprzedać to.
Pamiątki wracają do klientów
Nierzadko zdarza się, że ludzie przynoszą do lombardu bardzo cenne pamiątki rodzinne, do których są bardzo przywiązani. Pracownicy elbląskich lombardów zapewniają, że dbają o to, by cenne pamiątki wracały do swoich właścicieli.
– Co do złota, to jego wartość na rynku wtórnym nie zawsze ma znaczenie, ponieważ wartość danej rzeczy jest dla osoby oddającej ją w zastaw nieoceniona, bo jest to np. pamiątka po kimś bliskim i znaczy dla tej osoby więcej, niż jej wartość rynkowa – kontynuuje pracownik lombardu. – Ludzie wracają po nią, mimo, że zapłacili już za nią sporo odsetek, czyli więcej niż dana rzecz jest warta w rzeczywistości. W ich mniemaniu ta rzecz jest warta dużo, dużo więcej.
– Zdarza się, że ludzie przynoszą swoje pamiątki rodzinne, jednak takich rzeczy nie wystawiamy i trzymamy je do czasu, aż klient po nie wróci – mówi kolejny pracownik lombardu. – Klienci zwykle przychodzą i odbierają je.
Okazuje się, że lombard w dobie dużego bezrobocia i kryzysu traktowany jest przez ludzi, którym zwyczajnie brakuje na życie, jako koło ratunkowe - pełne wad ale jedyne jakie im pozostaje. Dla innych, to z kolei możliwość dokonania zakupu w możliwie atrakcyjnej cenie. Jak to zwykle w życiu bywa jedni bogacą się kosztem innych. Można oczywiście rozważać likwidację tej instytucji, ale czy to załatwi jakiś problem? Niewykluczone, że wtedy po prostu przejdą do szarej strefy.