Przy okazji nowego budżetu unijnego będą kolejne pieniądze na inwestycje infrastrukturalne i inne. Słusznym wydaje się więc pytanie, na ile mieszkańcy będą mieli wpływ na podejmowane decyzje. Moją uwagę już dawno zwrócił program „Elbląg konsultuje”…
Teoretycznie powinien on dorowadzić do sytuacji, w której mieszkańcy będą mieli realny wpływ na podejmowane decyzje. Uważam, że to zwyczajne mydlenie oczu, a kluczowym słowem jest „teoretycznie”.
Wspomniany program służy w zasadzie tylko dwóm podmiotom – prezydentowi (zysk wizerunkowy) i organizatorowi całej zabawy (kasa). Dlaczego uważam, że to tylko „chłyt marketingowy”, jak powiadali panowie w jednym z kabaretów? Projekty, które przygotowuje Urząd Miejskie, po ich przyjęciu w zasadzie nie są zmieniane. Czasami jakieś zmiany wprowadzą radni, ale jak prezydent ma większość w radzie, wszystko przechodzi gładko i staje się obowiązującym prawem.
Weźmy na przykład lipną strategię promocji ze sławnymi ślimakami. Miasto zakupiło gotowy dokument i potem zaprezentowano go ludziom… przepraszam, przedstawiono do konsultacji. Gdy się zapytałem, w jaki sposób można zmienić głupie zapisy, jakie się tam znalazły, powiedziano wprost, że zapisów zmieniać nie można… Konsultacje w tej sprawie miały kilka odsłon… ja byłem tylko raz, bo nie lubię robić za „użytecznego idiotę”. Skoro nie można wprowadzać zmian, to moim zdaniem nie mówimy o konsultacjach, tylko o prezentacji konkretnego projektu. Odbiorcy mogą wyrazić co najwyżej swoje zdanie, czy im się podoba, czy nie, na pewno nie mogą go zmieniać.
Czy program „Elbląg konsultuje” przewiduje wprowadzenie mechanizmu wprowadzania przez elblążan zmian w przedłożonych projektach? Moim zdaniem, nie… Samo konsultowanie nic w praktyce nie oznacza. Wystarczy przeczytać ze zrozumieniem uchwałę RM o konsultacjach i już będzie wszystko jasne. Konsultować można wszystko, ale wprowadzanie zmian to już zupełnie inna zabawa, zastrzeżona tylko dla prezydenta i czasami radnych… na pewno nie dla mieszkańców.
Z regulaminu, jaki jest na e-stronie ESWIP-u, wynika również coś ciekawego. Mianowicie w konsultacjach będą brali udział urzędnicy (co nie dziwi) i przedstawiciele organizacji pozarządowych. Jakich i jak te ostatnie wybierano, nie wiadomo. Być może w całym tym projekcie chodzi o wyłonienie grupy ludzi, którzy będą konsultowali różne projekty w imieniu mieszkańców? Pytam się tylko, dlaczego jakaś pani/pan ma się za mnie wypowiadać. Ja ich nie wybierałem i nie życzę sobie uszczęśliwiania mnie na siłę. Już pomijam fakt, że organizacje, które współpracują z samorządem, raczej nie będą stawały okoniem i nie pogryzą ręki, która je krami.
W zakładce o ewaluacji są takie zwroty, że bez słownika lub flaszki „nie rozbierosz”, tymczasem jednym z podstawowych założeń projektu jest czytelne i zrozumiałe przedstawianie konsultowanych spraw mieszkańcom. Jak organizatorzy tej akcji mogą wymagać od urzędników czytelnego i zrozumiałego komunikowania się ze społeczeństwem, skoro sami tego nie robią?
Cały ten program w praktyce oznaczać będzie, że urzędnicy dostaną kolejne narzędzie do wciskania mieszkańcom przysłowiowego „kitu”.
Jak Elbląg konsultuje w praktyce, możemy prześledzić na przykładzie ostatnich informacji z UM. Po pierwsze, gdzie i kiedy były konsultacje w sprawie Centrum Rekreacji Wodnej? A może mieszkańcy woleliby, aby pieniądze przeznaczyć na stadion? Już pomijam fakt, skąd w budżecie znajdzie się tych 9 mln zł, przecież Elbląg jest tak strasznie zadłużony?
Niestety, przychodzi nam żyć w coraz dziwniejszym miejscu. Zamiast realnych działań buduje się wokół fikcję, atrapę, zza której coraz trudniej wypatrzyć to, co dzieje się wokół nas.
Życzę wam, drodzy czytelnicy, w nowym roku bystrego spojrzenia na otaczającą rzeczywistość. Dalej życzę zdrowia, aby znieść ten nadchodzący festiwal fałszywych obietnic i pustosłowia oraz szczęścia, aby w końcu wybrać tych, którzy nasze drogie miasto wyciągną z niebytu i zapaści.
Wspomniany program służy w zasadzie tylko dwóm podmiotom – prezydentowi (zysk wizerunkowy) i organizatorowi całej zabawy (kasa). Dlaczego uważam, że to tylko „chłyt marketingowy”, jak powiadali panowie w jednym z kabaretów? Projekty, które przygotowuje Urząd Miejskie, po ich przyjęciu w zasadzie nie są zmieniane. Czasami jakieś zmiany wprowadzą radni, ale jak prezydent ma większość w radzie, wszystko przechodzi gładko i staje się obowiązującym prawem.
Weźmy na przykład lipną strategię promocji ze sławnymi ślimakami. Miasto zakupiło gotowy dokument i potem zaprezentowano go ludziom… przepraszam, przedstawiono do konsultacji. Gdy się zapytałem, w jaki sposób można zmienić głupie zapisy, jakie się tam znalazły, powiedziano wprost, że zapisów zmieniać nie można… Konsultacje w tej sprawie miały kilka odsłon… ja byłem tylko raz, bo nie lubię robić za „użytecznego idiotę”. Skoro nie można wprowadzać zmian, to moim zdaniem nie mówimy o konsultacjach, tylko o prezentacji konkretnego projektu. Odbiorcy mogą wyrazić co najwyżej swoje zdanie, czy im się podoba, czy nie, na pewno nie mogą go zmieniać.
Czy program „Elbląg konsultuje” przewiduje wprowadzenie mechanizmu wprowadzania przez elblążan zmian w przedłożonych projektach? Moim zdaniem, nie… Samo konsultowanie nic w praktyce nie oznacza. Wystarczy przeczytać ze zrozumieniem uchwałę RM o konsultacjach i już będzie wszystko jasne. Konsultować można wszystko, ale wprowadzanie zmian to już zupełnie inna zabawa, zastrzeżona tylko dla prezydenta i czasami radnych… na pewno nie dla mieszkańców.
Z regulaminu, jaki jest na e-stronie ESWIP-u, wynika również coś ciekawego. Mianowicie w konsultacjach będą brali udział urzędnicy (co nie dziwi) i przedstawiciele organizacji pozarządowych. Jakich i jak te ostatnie wybierano, nie wiadomo. Być może w całym tym projekcie chodzi o wyłonienie grupy ludzi, którzy będą konsultowali różne projekty w imieniu mieszkańców? Pytam się tylko, dlaczego jakaś pani/pan ma się za mnie wypowiadać. Ja ich nie wybierałem i nie życzę sobie uszczęśliwiania mnie na siłę. Już pomijam fakt, że organizacje, które współpracują z samorządem, raczej nie będą stawały okoniem i nie pogryzą ręki, która je krami.
W zakładce o ewaluacji są takie zwroty, że bez słownika lub flaszki „nie rozbierosz”, tymczasem jednym z podstawowych założeń projektu jest czytelne i zrozumiałe przedstawianie konsultowanych spraw mieszkańcom. Jak organizatorzy tej akcji mogą wymagać od urzędników czytelnego i zrozumiałego komunikowania się ze społeczeństwem, skoro sami tego nie robią?
Cały ten program w praktyce oznaczać będzie, że urzędnicy dostaną kolejne narzędzie do wciskania mieszkańcom przysłowiowego „kitu”.
Jak Elbląg konsultuje w praktyce, możemy prześledzić na przykładzie ostatnich informacji z UM. Po pierwsze, gdzie i kiedy były konsultacje w sprawie Centrum Rekreacji Wodnej? A może mieszkańcy woleliby, aby pieniądze przeznaczyć na stadion? Już pomijam fakt, skąd w budżecie znajdzie się tych 9 mln zł, przecież Elbląg jest tak strasznie zadłużony?
Niestety, przychodzi nam żyć w coraz dziwniejszym miejscu. Zamiast realnych działań buduje się wokół fikcję, atrapę, zza której coraz trudniej wypatrzyć to, co dzieje się wokół nas.
Życzę wam, drodzy czytelnicy, w nowym roku bystrego spojrzenia na otaczającą rzeczywistość. Dalej życzę zdrowia, aby znieść ten nadchodzący festiwal fałszywych obietnic i pustosłowia oraz szczęścia, aby w końcu wybrać tych, którzy nasze drogie miasto wyciągną z niebytu i zapaści.
dr Michał Glock