
Pojawili się w okolicach Elbląga w latach czterdziestych ubiegłego wieku. Początkowo nie mieli prawa osiedlania się w mieście. Wśród nich był pan Kazimierz, wysiedlony z jednej bieszczadzkiej wsi tylko dlatego, że chodził do cerkwi grekokatolickiej. Dzisiaj wierni budują w Elblągu świątynię, której kopuła już lśni. Dzisiaj obchodzą Wielkanoc, a właściwie Wielki Dzień. - Jest bardzo wielu wiernych grekokatolickich, chociaż trzeba pamiętać, że część się do wiary nie przyznaje – mówi ks. Andrzej Sroka, proboszcz elbląskiej parafii grekokatolickiej.
- Po wojnie władze przesiedlały całe bieszczadzkie wsie – wspomina pan Kazimierz. - Sąsiadów rozrzucano po całych Ziemiach Odzyskanych, aby ludzi pozbawić tożsamości.
W 1947 r. rozpoczęto akcję „Wisła”, zgodnie z którą przesiedlono ludność ukraińską z terenów, na których mieszkali przez wieki na tzw. „Ziemie Odzyskane”. Mieli się zasymilować i wynarodowić. Byli osiedlani w podelbląskich wsiach po dwie, trzy rodziny. - Potem syn poszedł do szkoły w Elblągu i z czasem mogliśmy zamieszkać w mieście – mówi pan Kazimierz.
Dziś w Elblągu budują piękną cerkiew, której kopuła lśni w słońcu. I właśnie obchodzą Wielkanoc. A właściwie Wielki Dzień. - Różnica wynika z używania kalendarza juliańskiego i tego, że grekokatolicki Wielki Dzień musi przypadać po żydowskim święcie Paschy – tłumaczy ks. Andrzej Sroka, proboszcz elbląskiej parafii grekokatolickiej. Stąd w zeszłym roku był tylko tydzień różnicy, a w przyszłym oba odłamy chrześcijaństwa będą świętowały Zmartwychwstanie w tym samym dniu.
Ciekawe są również wielkanocne zwyczaje grekokatolików. - W Grobie Pańskim nie ma figury Chrystusa, tylko płaszczenica, czyli całun, który przedstawia Chrystusa umęczonego – dodaje ks. Andrzej Sroka.
W Wielki Dzień przed jutrznią odprawia się nabożeństwo, podczas którego wynosi się płaszczenicę na ołtarz i tam aż do święta Wniebowstąpienia odprawia się na niej nabożeństwa. Sam Wielki Dzień to czas pamięci o zmarłych. Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa to też nadzieja dla żywych, że kiedyś spotkają się ze swoimi bliskimi.
Pierwsze nabożeństwa grekokatolickie odbywały się w Chrzanowie, Cyganku i Dzierzgoniu. Od czerwca 1974 r. w kaplicy sióstr katarzynek w Elblągu grekokatolicy mogli spotykać się na modlitwie i mszach św. Dziś już nie muszą ukrywać swojej wiary. A cerkwi w okolicach Elbląga co niemiara. Co też świadczy o sile i trwałości społeczności.
- Jest bardzo wielu wiernych grekokatolickich, chociaż trzeba pamiętać, że część się do wiary nie przyznaje – mówi proboszcz elbląskich grekokatolików.
Nieprzyznawanie się do wyznania grekokatolickiego to z jednej strony skutek laicyzacji życia (i z tym problemem muszą się zmierzyć wszystkie kościoły), a z drugiej to pozostałość po czasach, kiedy za przyznawanie się do ukraińskości i grekokatolicyzmu groziły rozmaite szykany.
- Za tak zwanej „komuny” lepiej było się nie wychylać. Jak ktoś miał „niepolskie” pochodzenie, to siedział cicho i modlił się, żeby się to nie wydało – wspomina pan Kazimierz.
- Teraz to już się zmienia, młodzi grekokatolicy zapraszają swoich rzymskokatolickich znajomych na nabożeństwa do cerkwi – śmieje się ks. Andrzej Sroka.
Sprawą, z którą muszą się zmierzyć wszystkie „małe” religie, są małżeństwa pomiędzy osobami z różnych obrządków. - Dzieci to ubogaca. Stają się dwukulturowe. A na święta w jednym terminie jedzie się do jednej rodziny, a w drugim do drugiej. - wyjaśnia ks. Andrzej Sroka.
Warto pamiętać, że chrzest w obrządku grekokatolickim jest ważny również w kościele rzymskokatolickim. A w związku z tym, że grekokatolicy uznają zwierzchnictwo papieża, na Światowe Dni Młodzieży wybierają się również młodzi pielgrzymi tego obrządku.
Życie parafialne toczy się podobnie jak w parafiach rzymskokatolickich. Katechezy odbywają się w szkole. Oprócz tego kapłani grekokatoliccy czują się odpowiedzialni za zachowanie tożsamości ukraińskiej wśród wiernych, grekokatolickie dzieci uczą się też języka i kultury ukraińskiej.
Świadectwem obecności grekokatolików w Elblągu jest budowana właśnie cerkiew przy ul. Traugutta. - Jesteśmy na etapie budowy plebanii – zdradza proboszcz parafii grekokatolickiej. - Budowa postępuje w miarę możliwości finansowych. Na razie cerkiew jest w stanie surowym.
- To będzie najładniejsza cerkiew w okolicy – mówi pan Kazimierz, którego losy rzuciły do Dzierzgonia.
W 1947 r. rozpoczęto akcję „Wisła”, zgodnie z którą przesiedlono ludność ukraińską z terenów, na których mieszkali przez wieki na tzw. „Ziemie Odzyskane”. Mieli się zasymilować i wynarodowić. Byli osiedlani w podelbląskich wsiach po dwie, trzy rodziny. - Potem syn poszedł do szkoły w Elblągu i z czasem mogliśmy zamieszkać w mieście – mówi pan Kazimierz.
Dziś w Elblągu budują piękną cerkiew, której kopuła lśni w słońcu. I właśnie obchodzą Wielkanoc. A właściwie Wielki Dzień. - Różnica wynika z używania kalendarza juliańskiego i tego, że grekokatolicki Wielki Dzień musi przypadać po żydowskim święcie Paschy – tłumaczy ks. Andrzej Sroka, proboszcz elbląskiej parafii grekokatolickiej. Stąd w zeszłym roku był tylko tydzień różnicy, a w przyszłym oba odłamy chrześcijaństwa będą świętowały Zmartwychwstanie w tym samym dniu.
Ciekawe są również wielkanocne zwyczaje grekokatolików. - W Grobie Pańskim nie ma figury Chrystusa, tylko płaszczenica, czyli całun, który przedstawia Chrystusa umęczonego – dodaje ks. Andrzej Sroka.
W Wielki Dzień przed jutrznią odprawia się nabożeństwo, podczas którego wynosi się płaszczenicę na ołtarz i tam aż do święta Wniebowstąpienia odprawia się na niej nabożeństwa. Sam Wielki Dzień to czas pamięci o zmarłych. Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa to też nadzieja dla żywych, że kiedyś spotkają się ze swoimi bliskimi.
Pierwsze nabożeństwa grekokatolickie odbywały się w Chrzanowie, Cyganku i Dzierzgoniu. Od czerwca 1974 r. w kaplicy sióstr katarzynek w Elblągu grekokatolicy mogli spotykać się na modlitwie i mszach św. Dziś już nie muszą ukrywać swojej wiary. A cerkwi w okolicach Elbląga co niemiara. Co też świadczy o sile i trwałości społeczności.
- Jest bardzo wielu wiernych grekokatolickich, chociaż trzeba pamiętać, że część się do wiary nie przyznaje – mówi proboszcz elbląskich grekokatolików.
Nieprzyznawanie się do wyznania grekokatolickiego to z jednej strony skutek laicyzacji życia (i z tym problemem muszą się zmierzyć wszystkie kościoły), a z drugiej to pozostałość po czasach, kiedy za przyznawanie się do ukraińskości i grekokatolicyzmu groziły rozmaite szykany.
- Za tak zwanej „komuny” lepiej było się nie wychylać. Jak ktoś miał „niepolskie” pochodzenie, to siedział cicho i modlił się, żeby się to nie wydało – wspomina pan Kazimierz.
- Teraz to już się zmienia, młodzi grekokatolicy zapraszają swoich rzymskokatolickich znajomych na nabożeństwa do cerkwi – śmieje się ks. Andrzej Sroka.
Sprawą, z którą muszą się zmierzyć wszystkie „małe” religie, są małżeństwa pomiędzy osobami z różnych obrządków. - Dzieci to ubogaca. Stają się dwukulturowe. A na święta w jednym terminie jedzie się do jednej rodziny, a w drugim do drugiej. - wyjaśnia ks. Andrzej Sroka.
Warto pamiętać, że chrzest w obrządku grekokatolickim jest ważny również w kościele rzymskokatolickim. A w związku z tym, że grekokatolicy uznają zwierzchnictwo papieża, na Światowe Dni Młodzieży wybierają się również młodzi pielgrzymi tego obrządku.
Życie parafialne toczy się podobnie jak w parafiach rzymskokatolickich. Katechezy odbywają się w szkole. Oprócz tego kapłani grekokatoliccy czują się odpowiedzialni za zachowanie tożsamości ukraińskiej wśród wiernych, grekokatolickie dzieci uczą się też języka i kultury ukraińskiej.
Świadectwem obecności grekokatolików w Elblągu jest budowana właśnie cerkiew przy ul. Traugutta. - Jesteśmy na etapie budowy plebanii – zdradza proboszcz parafii grekokatolickiej. - Budowa postępuje w miarę możliwości finansowych. Na razie cerkiew jest w stanie surowym.
- To będzie najładniejsza cerkiew w okolicy – mówi pan Kazimierz, którego losy rzuciły do Dzierzgonia.
Sebastian Malicki