
Talerze wypożyczali z muzeum, potrawy przygotowywali sami. Później były zdjęcia – zrobione tak, by przywodziły na myśl malarstwo holenderskie. Tak powstały "Kulinaria żuławskie", czyli książka, która jest swoistym kompendium wiedzy o regionie. Opowiadał o niej Artur Wasielewski, jej autor, a także Marek Opitz, który wykonał zdjęcia.
- Żuławy są regionem zapomnianym. A to drugi, obok Podhala, obszar z taką ilością drewnianych zabytków – mówił Marek Opitz, który sportretował żuławskie specjały.
To one zafascynowały Artura Wasielewskiego na tyle, że postanowił zebrać je w jednej książce. Ten technolog żywności, człowiek który w domu warzy piwo oraz pasjonat historii szukał ich m.in. w starych książkach i kierował się wspomnieniami dawnych Żuławiaków.
Podczas wtorkowego (25 listopada) spotkania w CSE Światowid opowiadał o świecie kuchni, w której, nomen omen jak na talerzu widać wpływy polskie, niemieckie, skandynawskie, pruskie czy menonickie.
Jak się okazuje przedwojenni mieszkańcy Żuław nie używali czosnku, kaszy, grzybów, nie było tu żurku – to wszystko pojawiło się wraz z osadnikami. Zupy zagęszczali przede wszystkim warzywami, na przykład popularną w tym czasie brukwią. Kultowa pozycja to "ślepa zupa rybna", w której nie ma ani kawałka ryby.
Sztandarowym mięsem była gęsina – pieczono ją, a nawet siekano w całości, razem z kośćmi i stosowano jako dodatek, na przykład do zupy. Inną słynną potrawą były flaki królewieckie, które podawano z chlebem i piwem. Ciekawym pomysłem była również kiełbasa płuckowa, podawana na przykład z kapustą czy klopsy królewieckie z cielęciny. Królowały dania jednogarnkowe.
Życie osładzano sobie ciasteczkami adwentowymi w kształcie cyferek albo Pfeffernussami, które dzieci znajdowały w świąteczny poranek.
Żuławiacy korzystali również z przywileju produkcji piwa i warzyli je w domowych warunkach, a z mocniejszych trunków wybierano machandel, czyli wódkę jałowcową, czy nadzalewową czereśniówkę.
Na specjalne miejsce zasługują sery żuławskie, które w regionie tym warzono już od XVI wieku. Kilka lat temu tę tradycję przywrócono, na podstawie starych map, dokumentów, a także opowieści tych, którzy tutaj mieszkali. Również i one pojawiły się w "Kulinariach żuławskich".
To one zafascynowały Artura Wasielewskiego na tyle, że postanowił zebrać je w jednej książce. Ten technolog żywności, człowiek który w domu warzy piwo oraz pasjonat historii szukał ich m.in. w starych książkach i kierował się wspomnieniami dawnych Żuławiaków.
Podczas wtorkowego (25 listopada) spotkania w CSE Światowid opowiadał o świecie kuchni, w której, nomen omen jak na talerzu widać wpływy polskie, niemieckie, skandynawskie, pruskie czy menonickie.
Jak się okazuje przedwojenni mieszkańcy Żuław nie używali czosnku, kaszy, grzybów, nie było tu żurku – to wszystko pojawiło się wraz z osadnikami. Zupy zagęszczali przede wszystkim warzywami, na przykład popularną w tym czasie brukwią. Kultowa pozycja to "ślepa zupa rybna", w której nie ma ani kawałka ryby.
Sztandarowym mięsem była gęsina – pieczono ją, a nawet siekano w całości, razem z kośćmi i stosowano jako dodatek, na przykład do zupy. Inną słynną potrawą były flaki królewieckie, które podawano z chlebem i piwem. Ciekawym pomysłem była również kiełbasa płuckowa, podawana na przykład z kapustą czy klopsy królewieckie z cielęciny. Królowały dania jednogarnkowe.
Życie osładzano sobie ciasteczkami adwentowymi w kształcie cyferek albo Pfeffernussami, które dzieci znajdowały w świąteczny poranek.
Żuławiacy korzystali również z przywileju produkcji piwa i warzyli je w domowych warunkach, a z mocniejszych trunków wybierano machandel, czyli wódkę jałowcową, czy nadzalewową czereśniówkę.
Na specjalne miejsce zasługują sery żuławskie, które w regionie tym warzono już od XVI wieku. Kilka lat temu tę tradycję przywrócono, na podstawie starych map, dokumentów, a także opowieści tych, którzy tutaj mieszkali. Również i one pojawiły się w "Kulinariach żuławskich".
mw