UWAGA!

Ireneusz Borowiecki: Wszystkiego uczyłem się sam

 Elbląg, Ireneusz Borowiecki, trener short-tracku w KS Orzeł
Ireneusz Borowiecki, trener short-tracku w KS Orzeł

- Próbowałem kiedyś zliczyć medale moich zawodników z zawodów rangi Mistrzostw Polski. Wyszło mi ponad 200 w różnych kategoriach wiekowych - mówi Ireneusz Borowiecki, elbląski trener short-tracku. Z trenerem elbląskiego Orła rozmawiamy o stanie dyscypliny w Elblągu.

- Jak zaczęła się przygoda z łyżwami?

- W domu były łyżwy, chyba po bracie. Przymierzyłem, wyszedłem pojeździć na podwórku, po kilku dniach zjeżdżałem już z górki. Chyba w 1981 r., w czwartej klasie podstawówki, trafiłem do sekcji łyżwiarskiej w Olimpii Elbląg. Wówczas w Elblągu łyżwy można było trenować w Orle i w Olimpii. Na Agrykola trafiłem, bo akurat oni robili nabór. Zapisaliśmy się całą klasą, po kilku tygodniach zostali najwytrwalsi, w tym ja.

 

- Jak wyglądała Pana kariera sportowa?

- Pierwszym moim trenerem był Jan Gazynkowicz. Oprócz niego w ZKS Olimpia pracowali wówczas m.in. Maciej Czarnocki, Janusz Kalbarczyk, Roman Rycke i Kazimierz Kalbarczyk. Jeżeli o mnie chodzi, to w zawodach byłem zawsze w czołowej „szesnastce”. „Finałowa szesnastka” to byli zawodnicy, którzy po trzech biegach kwalifikowali się do najdłuższego biegu finałowego, który rozstrzygał wielobój. Najlepszym moim wynikiem było ósme miejsce na 5000 metrów na Mistrzostwach Polski Juniorów w Tomaszowie Mazowieckiem (w 1987 r.). Wówczas łyżwiarstwo szybkie było bardziej popularne niż dziś. Na mistrzostwach Polski startowało 30– 40 zawodników, którzy wcześniej musieli się na te zawody zakwalifikować. Z Elbląga zarówno z Orla jak i z Olimpii na zawody wyjeżdżało po autokarze dzieci. Medale zdobywałem na zawodach okręgowych, co też było dużym osiągnięciem. W okresie młodzika mieliśmy niezłą paczkę łyżwiarzy: ja, Tomek Jędraszek, Waldek Dolegała, Mirek Dorociak. Jako drużyna niemal zawsze byliśmy na czołowych miejscach. Później trafiłem do grupy Romana Rycke, gdzie już ślizgałem się do matury, generalnie do końca czynnego uprawiania sportu.

 

- Skąd się wziął więc short-track?

- Na początku lat 90– tych Rysiek Białkowski i jego żona Ewa chcieli jeszcze bardziej rozpropagować łyżwiarstwo w Elblągu. W 1991 r. ściągnęli mnie do pracy w Szkole Podstawowej nr 12 i Klubie Sportowym Orzeł. Oprócz mnie w SP 12 rozpoczął pracę Tomek Wasilewski. W Szkole Podstawowej nr 16 pracował wtedy Bogdan Tołwiński, a w SP 25 Waldek Maciesza. Zaczęliśmy pracować z całymi klasami. Wówczas łyżwiarstwo szybkie w Elblągu uprawiała, myślę, że ponad setka dzieciaków. Jednymi z pierwszych moich wychowanków byli: Ola Przeor (później reprezentantka kraju i medalistka MP), Marcin Rakoczy (później medalista MPJ w short tracku), Monika Piniecka. Short track w Elblągu zapoczątkował Ryszard Białkowski, który wówczas był też wicedyrektorem SP 12. Z powodu wielu obowiązków na niektóre zawody nie mógł jeździć, wtedy wyjeżdżałem ja. Kiedy Rysiek zdecydował się odejść z Orła i skupić się na wrotkarstwie w UKS Viking, niejako naturalnie przejąłem sekcję short tracku w KS Orzeł..

 

- Początki były trudne.

- W Polsce short track „raczkował”. Nie było fachowej literatury, nie było kursów, ani szkoleń. To zupełnie inna dyscyplina niż łyżwiarstwo szybkie na długim torze- inny sprzęt, inna technika i taktyka rozgrywania biegu. Wszystkiego uczyłem się od początku sam. Można powiedzieć, że uczyłem się na własnych błędach, a tajniki dyscypliny zgłębiam do dziś. Pierwszym zawodnikiem, którego prowadziłem od podstaw, i który później wybił się na arenie międzynarodowej, był Sebastian Kłosiński. Przypuszczam, że jaką dyscypliną by się nie zajął, to odnosiłby większe lub mniejsze sukcesy. Pewną ciekawostką jest fakt, że Sebastian po roku zrezygnował z treningów łyżwiarskich i przerzucił się na kilka miesięcy na piłkę nożną. Na szczęście dla polskiego łyżwiarstwa wrócił na taflę. Sebastian bardzo szybko robił postępy i w niedługim czasie w swojej kategorii wiekowej nie miał sobie równych. Potem przyszły jego kolejne sukcesy, przejście do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Białymstoku, medale w zawodach juniorskich, powołanie do kadry, wyjazdy na Puchary i Mistrzostwa Świata. Chociaż nigdy nie zdobył tytułu mistrza Polski seniorów, na podium stawał często. Ostatecznie jak wiemy, włożył łyżwy długie i pojechał na igrzyska olimpijskie.

 

- Grupa Orłów, która „wybiła się” z elbląskiego lodowiska, to nie tylko Sebastian Kłosiński.

-- Na przestrzeni ostatnich lat do Kadry Narodowej z moich zawodników/wychowanków trafili jeszcze: Michał Domański , Krystian Giszka, Weronika Surowiec i Kamila Stormowska. (reprezentanci Polski na zawodach międzynarodowych i Pucharach Świata). Kamila Stormowska to jak dotąd moja najbardziej utytułowana wychowanka. Do sekcji short tracku trafiła ze szkółki łyżwiarstwa figurowego jako, chyba 8- letnia, dziewczynka z długim warkoczem. Pamiętam ją z tamtych lat jako wrażliwą, grzeczną, ale jednocześnie ambitną i zdeterminowaną zawodniczkę. Kamila już jako młodziczka zdobyła srebrny medal na dystansie 1000m w Mistrzostwach Polski Seniorów . Potem jej kariera przyspieszyła. Powołanie do kadry narodowej i szereg wielkich sukcesów- 4 miejsce w Mistrzostwach Świata Juniorów 2016 w Sofii w sztafecie, 9 miejsce w Mistrzostwach Świata Juniorów 2017 na 500m i ostatnio 3 miejsce na zawodach Pucharu Świata na dystansie 500m w Dordrechtcie (Holandia). Chociaż to ostatnie osiągnięcie Kamili już w barwach Stoczniowca Gdańsk, to jednak nadal bardzo jej kibicuję i czekam, kiedy będę mógł ją zobaczyć na igrzyskach olimpijskich. Próbowałem kiedyś zliczyć medale moich zawodników z zawodów rangi Mistrzostw Polski. Wyszło mi ponad 200 w różnych kategoriach wiekowych. Medale zdobywali między innymi: Marika Surowiec, Dorota Kisielewska, Rafał Adamkowski, Michael Popov, Beniamin i Zuzanna Rumak, Kamila Stankiewicz, Adrian Jasiński, Ada Jażdżyńska i Jędrzej Borowiecki.

 

- Rośnie jednak nowe pokolenie.

- Mój syn Jędrek został powołany do Kadry Narodowej Juniorów. Od tego roku Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego postanowił utworzyć kadrę juniorską, podobnie jak jest to w łyżwiarstwie szybkim. Do tej pory juniorzy „na kadrę” zjeżdżali przed ważniejszymi zawodami. Teraz reprezentanci mają zapewnione ciągłe szkolenie, sprzęt, a Jędrka więcej w domu nie ma, niż jest. To, niestety, taki sport, że cały sezon spędza się na walizkach. W Elblągu mamy taką sytuację, że ze względu na specyfikę lodowiska, na taflę wchodzimy miesiąc później, niż nasi rywale. I to się odbija na wynikach: na początku sezonu mamy je gorsze, potem „doganiamy” Polskę. W tej chwili mam też w Orle dość obiecujący „narybek”. Ale co z nich wyrośnie – czas pokaże, wszystko zależy od ich zaangażowania i systematyczności.

 

- Przypomnijmy też najważniejsze zawody, których areną było elbląskie lodowisko.

- Przede wszystkim jestem dumny z Danubia Cup – to swoista liga short-tracku dla młodych zawodników z Europy Wschodniej i Środkowej. Takie zawody odbyły się u nas trzykrotnie i były nie lada wyzwaniem organizacyjnym. Gościliśmy też trzykrotnie seniorskie mistrzostwa Polski i wiele razy byliśmy gospodarzami Zawodów Rankingowych. Zawodnicy startujący w Elblągu zawsze dobrze wspominają nasze, jedno z cieplejszych lodowisk w Polsce, szybki lód, umożliwiający poprawianie „życiówek” i świetną organizację. W tym roku miały się odbyć takie zawody w listopadzie, jednak ze względu na sytuacje pandemiczną zostały odwołane.

 

- Dziękuję z rozmowę.

 

Wywiad z synem Ireneusza Borowieckiego, Jędrzejem przeczytasz tutaj.

rozmawiał Sebastian Malicki

Najnowsze artykuły w dziale Sport

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama