Przygotowania do wyborów samorządowych w pełnym rozkwicie, festiwal obietnic trwa. W tym zamieszaniu, pośród gąszczu niesamowitych cudów, jakie mają nastąpić w przeciągu najbliższych lat, politycy nie zapomnieli umieścić najważniejszego: utworzenie nowych miejsc pracy.
Chwała im za to, iż nie zapominają, że to właśnie praca przyciąga jak magnes do osiedlania się w danym mieście. Wszelkie remonty dróg, budowa aquaparku, stadionu, galerii handlowych czy nawet działania z budżetów obywatelskich zdadzą się na nic, bo nie będzie miał kto z tego korzystać. Odnoszę jednak wrażenie, że nigdy dotąd nie odbyła się poważna polityczna dyskusja na temat tego, jak pracuje się w Elblągu. Właśnie tak – nie na temat tego, jakie szaleje tu bezrobocie i jak to zmienić, ale jak wygląda sytuacja tych, którzy pracują.
„Jak się nie podoba to się zwolnij”, „Na twoje miejsce jest dziesięciu chętnych”, „Ciesz się, że masz pracę” – któż z pracujących nie słyszał tego co najmniej kilkakrotnie w ciągu swego życia. Nagroda dla tego, kto odgadnie, jakie pobudki kierują osobą wypowiadającą takie słowa – czy mają one rzekomo mobilizować do pracy, czy sprawić, że pracownik będzie automatem wykonującym bezmyślnie kolejne czynności, czy może jest to po prostu przejaw posiadania władzy nad drugą osobą (skłaniam się ku temu ostatniemu). Każdy, kto trochę popracował w naszym pięknym mieście wie, że nie chodzi o zablokowanie żądań podwyżki przez pracownika czy zdyscyplinowanie go.
Podwyżki… no właśnie. Kto należy do tych szczęśliwców, którzy zgłosili się z własnej inicjatywy po podwyżkę, a wręcz (cud!) dostali ją i nie spotkały ich za to przykre konsekwencje? Kto otrzymuje od czasu do czasu oznaki uznania dla wyników pracy w postaci pochwały czy premii, które przecież tak bardzo motywują? Kto może szczycić się pozytywną atmosferą w miejscu pracy i jawnymi, sprawiedliwymi zarobkami adekwatnymi do osiągnięć? Wreszcie – kto w ogóle jest zadowolony ze swej pracy?
Można by zapytać w drugą stronę: kto pracuje na umowę zlecenie? Kto otrzymuje najniższe wynagrodzenie od wielu lat? Kto pozwał do sądu pracodawcę ze względu na mobbing i wygrał sprawę? Kto chociażby poinformował o takich niecnych praktykach Inspekcję Pracy i odniósł sukces? Czy Inspekcja Pracy w ogóle pomaga pracownikom, czy raczej urzęduje na końcu świata ograniczając się głównie do porad telefonicznych?
To są właśnie pola do działania dla polityków: utworzenie nowych miejsc pracy, ale i bardzo uważne obserwowanie tych już istniejących. Myślę, że każdy z nas potrafi w środku nocy wymienić bez zająknięcia kilka zakładów pracy, o których powszechnie wiadomo, że panuje w nich wyzysk i mobbing. Dlaczego Państwowa Inspekcja Pracy takich miejsc nie piętnuje? Dalej: czy w nowo powstających zakładach pracy (chociażby w nowej galerii handlowej) zatrudniać się będzie w oparciu o umowę o pracę? Czy to zatrudnienie będzie monitorowane przez władzę i odpowiednie do tego instytucje, czy skończy się na obietnicach? I chyba najważniejsze: co kandydaci na prezydentów i radnych zamierzają zrobić w kwestii poprawy dramatycznej sytuacji w zakładach pracy? Jakie działania podejmą w odniesieniu do tych miejsc pracy, z których docierają sygnały czy istnieją podejrzenia, że panuje tam mobbing i pod wieloma względami naganne traktowanie pracowników? Politycy zdają się nie widzieć, że ludzie nie uciekają z Elbląga wyłącznie z powodu braku pracy, ale także z powodu masowego zjawiska złej pracy. Poniżanie, zastraszanie, całkowity brak stabilizacji, niskie zarobki niewspółmierne do kondycji finansowej zakładów pracy; zarobki drastycznie i z niewiadomych powodów odbiegające od siebie wśród osób zatrudnionych na tych samych stanowiskach, o tych samych osiągnięciach i stażu pracy; brak umów o pracę – to wszystko sprawia, że ludzie (zwłaszcza młodzi) wolą wyjechać za granicę, gdzie będą pracować poniżej kwalifikacji, ale będą godnie traktowani – jak pracownik w pełnym tego słowa znaczeniu, nie zaś jak niewolnik.
Elblążanie decydują się także na wyjazd za pracą do Trójmiasta, gdyż tam, ze względu na większą konkurencję w ofertach pracy, można trafić dużo lepiej. W sytuacji, kiedy pomiata się nimi, traktuje w miejscu pracy jak zło konieczne czy wręcz pasożyta – wolą pozostać w domu i korzystać z zasiłków, co w tej sytuacji wcale nie dziwi. Elbląscy pracodawcy żerują na lokalnym bezrobociu i dlatego m.in. dopuszczają się okrutnych praktyk, twierdząc przy tym, że „tak jest wszędzie”. A może po prostu Elbląg jest zaściankowy, zacofany i pojęcie „kultury pracy” jest tu całkowicie obce? Powinniśmy szanować nawzajem swoją pracę, przypomnieć sobie, że nie jest ona luksusem, lecz obustronną (z podkreśleniem słowa: obustronną) umową: my oferujemy swoje umiejętności i cenny czas, pracodawca oferuje nam za włożony wysiłek pieniądze. Przede wszystkim jednak praca jest życiową wartością, która ma swoje święto, niestety zapomniane, znane dziś bardziej jako święto pikniku i grillowanej kiełbasy.
Bardzo dobrym pomysłem było utworzenie Barometru Aktywności Radnych oceniającego pracę członków Rady Miejskiej. Czy taki barometr ma szansę powstać w odniesieniu do zakładów pracy – i tych prywatnych, i państwowych, w których często, wbrew pozorom, również źle się dzieje? Tak, żeby elblążanie wiedzieli, które z nich są nowocześnie zarządzane, godne naśladowania, gdzie można czuć się członkami zespołu, a etyka pracy jest przestrzegana? Taki barometr może cieszyć się także dużym zainteresowaniem jako cykl artykułów prezentowany w mediach.
Jako obywatele i wyborcy powinniśmy wiedzieć, co przyszła władza zamierza zrobić z tym karygodnym zjawiskiem, które jest bardzo częste w naszym mieście (wiem to z rozmów ze znajomymi, z rozmów przypadkiem zasłyszanych, z licznych wpisów w internecie), a które nigdy nie powinno mieć miejsca w XXI wieku, w kraju należącym do Unii Europejskiej i w mieście, które jest takie piękne, ma dobre uczelnie, mnóstwo możliwości, lecz jednocześnie dziwny sposób pojmowania pracy. A zatem pytanie: jakie politycy poszczególnych partii proponują rozwiązania?
„Jak się nie podoba to się zwolnij”, „Na twoje miejsce jest dziesięciu chętnych”, „Ciesz się, że masz pracę” – któż z pracujących nie słyszał tego co najmniej kilkakrotnie w ciągu swego życia. Nagroda dla tego, kto odgadnie, jakie pobudki kierują osobą wypowiadającą takie słowa – czy mają one rzekomo mobilizować do pracy, czy sprawić, że pracownik będzie automatem wykonującym bezmyślnie kolejne czynności, czy może jest to po prostu przejaw posiadania władzy nad drugą osobą (skłaniam się ku temu ostatniemu). Każdy, kto trochę popracował w naszym pięknym mieście wie, że nie chodzi o zablokowanie żądań podwyżki przez pracownika czy zdyscyplinowanie go.
Podwyżki… no właśnie. Kto należy do tych szczęśliwców, którzy zgłosili się z własnej inicjatywy po podwyżkę, a wręcz (cud!) dostali ją i nie spotkały ich za to przykre konsekwencje? Kto otrzymuje od czasu do czasu oznaki uznania dla wyników pracy w postaci pochwały czy premii, które przecież tak bardzo motywują? Kto może szczycić się pozytywną atmosferą w miejscu pracy i jawnymi, sprawiedliwymi zarobkami adekwatnymi do osiągnięć? Wreszcie – kto w ogóle jest zadowolony ze swej pracy?
Można by zapytać w drugą stronę: kto pracuje na umowę zlecenie? Kto otrzymuje najniższe wynagrodzenie od wielu lat? Kto pozwał do sądu pracodawcę ze względu na mobbing i wygrał sprawę? Kto chociażby poinformował o takich niecnych praktykach Inspekcję Pracy i odniósł sukces? Czy Inspekcja Pracy w ogóle pomaga pracownikom, czy raczej urzęduje na końcu świata ograniczając się głównie do porad telefonicznych?
To są właśnie pola do działania dla polityków: utworzenie nowych miejsc pracy, ale i bardzo uważne obserwowanie tych już istniejących. Myślę, że każdy z nas potrafi w środku nocy wymienić bez zająknięcia kilka zakładów pracy, o których powszechnie wiadomo, że panuje w nich wyzysk i mobbing. Dlaczego Państwowa Inspekcja Pracy takich miejsc nie piętnuje? Dalej: czy w nowo powstających zakładach pracy (chociażby w nowej galerii handlowej) zatrudniać się będzie w oparciu o umowę o pracę? Czy to zatrudnienie będzie monitorowane przez władzę i odpowiednie do tego instytucje, czy skończy się na obietnicach? I chyba najważniejsze: co kandydaci na prezydentów i radnych zamierzają zrobić w kwestii poprawy dramatycznej sytuacji w zakładach pracy? Jakie działania podejmą w odniesieniu do tych miejsc pracy, z których docierają sygnały czy istnieją podejrzenia, że panuje tam mobbing i pod wieloma względami naganne traktowanie pracowników? Politycy zdają się nie widzieć, że ludzie nie uciekają z Elbląga wyłącznie z powodu braku pracy, ale także z powodu masowego zjawiska złej pracy. Poniżanie, zastraszanie, całkowity brak stabilizacji, niskie zarobki niewspółmierne do kondycji finansowej zakładów pracy; zarobki drastycznie i z niewiadomych powodów odbiegające od siebie wśród osób zatrudnionych na tych samych stanowiskach, o tych samych osiągnięciach i stażu pracy; brak umów o pracę – to wszystko sprawia, że ludzie (zwłaszcza młodzi) wolą wyjechać za granicę, gdzie będą pracować poniżej kwalifikacji, ale będą godnie traktowani – jak pracownik w pełnym tego słowa znaczeniu, nie zaś jak niewolnik.
Elblążanie decydują się także na wyjazd za pracą do Trójmiasta, gdyż tam, ze względu na większą konkurencję w ofertach pracy, można trafić dużo lepiej. W sytuacji, kiedy pomiata się nimi, traktuje w miejscu pracy jak zło konieczne czy wręcz pasożyta – wolą pozostać w domu i korzystać z zasiłków, co w tej sytuacji wcale nie dziwi. Elbląscy pracodawcy żerują na lokalnym bezrobociu i dlatego m.in. dopuszczają się okrutnych praktyk, twierdząc przy tym, że „tak jest wszędzie”. A może po prostu Elbląg jest zaściankowy, zacofany i pojęcie „kultury pracy” jest tu całkowicie obce? Powinniśmy szanować nawzajem swoją pracę, przypomnieć sobie, że nie jest ona luksusem, lecz obustronną (z podkreśleniem słowa: obustronną) umową: my oferujemy swoje umiejętności i cenny czas, pracodawca oferuje nam za włożony wysiłek pieniądze. Przede wszystkim jednak praca jest życiową wartością, która ma swoje święto, niestety zapomniane, znane dziś bardziej jako święto pikniku i grillowanej kiełbasy.
Bardzo dobrym pomysłem było utworzenie Barometru Aktywności Radnych oceniającego pracę członków Rady Miejskiej. Czy taki barometr ma szansę powstać w odniesieniu do zakładów pracy – i tych prywatnych, i państwowych, w których często, wbrew pozorom, również źle się dzieje? Tak, żeby elblążanie wiedzieli, które z nich są nowocześnie zarządzane, godne naśladowania, gdzie można czuć się członkami zespołu, a etyka pracy jest przestrzegana? Taki barometr może cieszyć się także dużym zainteresowaniem jako cykl artykułów prezentowany w mediach.
Jako obywatele i wyborcy powinniśmy wiedzieć, co przyszła władza zamierza zrobić z tym karygodnym zjawiskiem, które jest bardzo częste w naszym mieście (wiem to z rozmów ze znajomymi, z rozmów przypadkiem zasłyszanych, z licznych wpisów w internecie), a które nigdy nie powinno mieć miejsca w XXI wieku, w kraju należącym do Unii Europejskiej i w mieście, które jest takie piękne, ma dobre uczelnie, mnóstwo możliwości, lecz jednocześnie dziwny sposób pojmowania pracy. A zatem pytanie: jakie politycy poszczególnych partii proponują rozwiązania?