- Było minus 20 i też tutaj byłem – odpowiada 42-letni pan Sławomir, który koczuje na co dzień w jednym z elbląskich bunkrów. Takich osób jest w naszym mieście kilkanaście: żyją z dnia na dzień, nie chcą pomocy. Przekonaliśmy się o tym podczas wspólnego patrolu ze Strażą Miejską.
Pierwszy przystanek, bunkier przy al. Grunwaldzkiej. - Ostatnio nie możemy tam nikogo zastać, ale po śladach widać, że ktoś tam od czasu do czasu przebywa – mówią nasi przewodnicy ze Straży Miejskiej: Wojciech Maliszewski i Grzegorz Rajkowski.
Było minus 20 stopni i też dałem radę
Mamy szczęście, a raczej szczęście ma mężczyzna, który koczuje w bunkrze, bo ma okazję skorzystać z pomocy. - Dlaczego nie chce pan iść do noclegowni? Przecież za chwilę będzie zimniej niż teraz – próbują tłumaczyć strażnicy.
- Było minus 20 i też tutaj byłem. Niczego nie potrzebuję – odpowiada pan Sławomir, który ma 42 lata - Wróciłem do Elbląga po rozwodzie, zostawiłem żonie mieszkanie – twierdzi. Z czego się utrzymuje? - Ze zbieractwa, czasami z jakichś drobnych fuch, coś tam zrobię, coś wyremontuję, radzę sobie. Nie myślę o tym, co w przyszłości. Żyję z dnia na dzień...
Kolejny adres – jedna z opuszczonych działek przy ul. Fromborskiej. Wchodzimy na teren ogrodów przez jedną z bram, której działkowcy nie zamykają na klucz właśnie po to, by mogli interweniować strażnicy. W altanie nikogo nie ma, ale widać, że niedawno ktoś tu był. Na stole leży margaryna, w rogu łóźko z kołdrą, na półce różne drobiazgi, centralne miejsce zajmuje święty obrazek. Wokół altanki leży mnóstwo różnego rodzaju żelastwa. - Prawdopodobnie osoby, które tutaj mieszkają, wyruszyły już na swój codzienny marsz po Elblągu – mówi Grzegorz Rajkowski.
Na chleb zarobię
Jedziemy dalej, do pana Feliksa, który od czterech lat jest bezdomny. Mieszka na opuszczonej działce przy ul. Warszawskiej. Strażnicy miejscy dobrze go znają. Często sprawdzają, co u niego słychać. Dzisiaj ma gości, w prowizorycznej altance jest jeszcze dwóch znajomych.
- Jakoś sobie radzę, butelki zbieram od piwa, od wina, różne śmieci, o tutaj stoi wózek – pokazuje pan Feliks, który ma 60 lat. - Na chleb zarobię. Żadnych pieniędzy z pomocy społecznej nie dostaję, bo nie jestem zameldowany w Elblągu. Przepracowałem 27 lat w różnych zakładach i widzi pan, jakie mam życie. Powiedzieli mi, że ostatni meldunek mam w Gronowie Elbląskim i tam mam szukać pomocy...
- Daj spokój, bo ci serce pęknie i na co ci to – wtrąca się znajomy pana Feliksa, około 60-letni mężczyzna, który mieszka niedaleko. - Pomagam mu, mam dwie emerytury: polską i amerykańską, więc czym mogę, to się dzielę.
Gdy jedziemy dalej w poszukiwaniu kolejnych koczowisk, do strażników dzwoni ich kolega z poprzedniej zmiany. Okazuje się, że z naszym patrolem koniecznie chce się spotkać pan Kazimierz. Ma czekać przed godziną 8 na starówce, przed katedrą. I rzeczywiście czeka. - Trójkę dzieci i żonę pochowałem. Dom mi w Jegłowniku spalili i zostałem bezdomnym. Nie chcę nim być, ale co zrobić. Śpię w piwnicy u kolegi na Zatorzu. Jakoś sobie radzę, chodzę i żebrzę, w lecie dorabiam, pracując dorywczo. Trochę jedzenia zawsze mi ludzie kupią i trochę dadzą to pójdę tam sobie zupę zjem.
- A z darmowych obiadów pan korzysta? - pytają strażnicy.
- Chodzę do księży, zupę dostaję. A na Zamkowej to nie mogę, bo tam trzeba mieć kartki. Byłem w MOPS-ie, nie chcieli dać.
Strażnicy dzwonią do MOPS-u. Okazuje się, że pana Kazimierza nigdy tam nie było. Strażnicy zawożą więc go na Winną, by odebrał kartki na obiad. - Fajowo – kwituje pan Kazimierz.
Gdzie po pomoc
W Elblągu osoby bezdomne mogą przenocować w Pogotowiu Socjalnym przy ul. Królewieckiej (dawna izba wytrzeźwień) i w Domu dla Bezdomnych im. Brata Alberta przy ul. Nowodworskiej. Jak informuje elbląski MOPS, w 2014 roku skierowania do domu dla bezdomnych otrzymały 164 osoby, do schronisk w innych miastach (np. do Gdańska) zostało skierowanych 26 osób (głównie panie, ponieważ w naszym mieście nie ma domu dla bezdomnych kobiet).
W noclegowni w Pogotowiu Socjalnym na bezdomne osoby czekają 24 miejsca, zarówno dla trzeźwych jak i nietrzeźwych. - Zasada jest taka, że żaden bezdomny, który do nas trafi, nie może być pozbawiony pomocy – mówi Jarosław Bewicz, dyrektor Pogotowia Socjalnego. Przez tę placówkę w 2014 roku przewinęło się w sumie 2,5 tysiąca bezdomnych, około 400 były to osoby spoza Elbląga, przewożone przez policję czy straż z gmin, które mają z naszym miastem podpisane umowy na świadczenie takich usług.
- Historie tych osób są do siebie podobne, przeważnie mają problem z alkoholem, przez to też straciły rodziny. Około 15 osób kręci się po Elblągu, bo nie chcą jakiejkolwiek pomocy. To są przeważnie osoby, które nie są rodowitymi elblążanami. Nie wracają do siebie, bo nie mają pieniędzy na powrót no i podoba im się nasze miasto. Można powiedzieć, że się tutaj zadomowili – mówi Grzegorz Rajkowski ze Straży Miejskiej.