UWAGA!

„Od grania na skrzypcach nie było odwrotu” (Rok Kobiet, odc. 4)

 Elbląg, „Od grania na skrzypcach nie było odwrotu”  (Rok Kobiet, odc. 4)
Fot. Anna Dembińska

Skrzypaczka, dyrektor Elbląskiej Orkiestry Kameralnej, a od niedawna doktor sztuki. W ramach naszego cyklu „Rok Kobiet” tym razem rozmawiamy z Karoliną Nowotczyńską.

- Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli rozpocząć tę rozmowę inaczej: jak związała Pani swoje życie z muzyką?

- Zawsze, gdy jestem o to pytana, odpowiadam tak samo. W wieku sześciu lat byłam pod ogromnym wrażeniem filmu Titanic, tego, jak muzycy grali na statku... Od tamtej chwili nie było już odwrotu, po prostu zapragnęłam grać na skrzypach. Rodzice wysłali mnie do szkoły muzycznej, gdy ich o to poprosiłam. Zostałam muzykiem i nie zawahałam się nad zmianą zawodu nawet przez moment. Muszę przyznać, że miałam szczęście – trafiłam do świetnej szkoły - naszej elbląskiej Szkoły Muzycznej - i do wspaniałej nauczycielki – Hanny Berezy, która wprowadziła mnie w świat muzyki i zachęciła do dalszej edukacji.

 

- Elbląska Orkiestra Kameralna, której Pani przewodzi, gra bardzo zróżnicowany repertuar. Łatwo pogodzić to wszystko ze sobą?

- Myślę, że tak. Ważne jest to, by starać się dotrzeć do różnych grup melomanów, mających różne upodobania. Nie można zamykać się tylko na jeden nurt w muzyce.

 

- Czy to zróżnicowanie repertuaru przekłada się na Pani upodobania muzyczne? Czy może jednak jest przepaść między tym, co wykonuje Pani z orkiestrą, a swoimi własnymi, ulubionymi gatunkami, utworami?

- Ta przepaść rzeczywiście jest. Przyznam szczerze, że przez to, że gram dużo muzyki klasycznej, oprócz niektórych momentów, zwykle nie jestem w stanie słuchać jej na co dzień. Słucham muzyki rozrywkowej, popu, delikatnego rocka, ale moim zdecydowanym faworytem jest muzyka latynoamerykańska.

 

- Te muzyczne gusta przekładają się pewnie na taniec?

- Tak, bardzo lubię tańczyć, zwłaszcza salsę i wszelkie tańce latynoamerykańskie.

 

- Łączy Pani grę w orkiestrze i kierowanie nią... To chyba spore wyzwanie?

- Nie jest to łatwe, wcześniej nie miałam bowiem większych doświadczeń kierowniczych. Jednak sądzę, że udaje mi się to łączyć. Skupiam się przede wszystkim na kierowaniu instytucją. W orkiestrze natomiast gram trochę mniej, właśnie dlatego, by móc skoncentrować na sprawach administracyjnych, ale przede wszystkim na własnym artystycznym rozwoju. Nadal dużo ćwiczę w domu i staram się organizować własne solowe koncerty. Pod żadnym pozorem nie zaniedbuję mojego warsztatu, ponieważ bez tego szybko straciłabym formę.

 

- Inni muzycy to Pani koleżanki i koledzy. To ułatwia czy utrudnia codzienną współpracę z zespołem?

- Myślę, że jednak ułatwia. Nie było jeszcze żadnych dużych problemów na polu dogadywania się z muzykami. Bardzo dobrze, że sama jestem muzykiem. Dzięki temu wiem, czego oni mogą oczekiwać. Chcę wychodzić naprzeciw tym potrzebom. Nie wiem, czy to się zawsze udaje, ale na pewno się staram (śmieje się). Dużo rozmawiamy, uważam, że to jest klucz do porozumienia - choć to również nie zawsze jest łatwe.

 

- Ostatnie tygodnie przyniosły Pani tytuł naukowy. Jak się zostaje doktorem sztuki?

- Od dawna jestem związana z Akademią Muzyczną imienia Stanisława Moniuszki w Gdańsku. Tam uczyłam się najpierw u wspaniałej prof. Krystyny Jureckiej, dzięki której osiągnęłam tak wiele artystycznych sukcesów, później u prof. Konstantego Andrzeja Kulki. Wszystko potoczyło się trochę automatycznie – po skończeniu studiów był nabór na studia doktoranckie, pomyślałam wtedy: czemu nie? Przedłużyłam sobie w ten sposób okres studiów. Okazało się to jednocześnie strzałem w dziesiątkę. Obrona doktoratu wiązała się z nagraniem płyty, co sprawiło mi bardzo dużo przyjemności. Takie płyty zazwyczaj zostają w akademickich bibliotekach, ja się jednak uparłam, że będzie inaczej, bo Lutosławski i Penderecki to dwaj najwybitniejsi przedstawiciele muzyki polskiej – grzechem byłoby więc nie wydać takich utworów. Udało mi się pozyskać środki na wydanie krążka i dzięki pomocy prezydenta Elbląga Witolda Wróblewskiego, a także prezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz płyta „Penderecki & Lutosławski", nagrana wraz z Łukaszem Chrzęszczykiem, znalazła się na sklepowych półkach. Za tę pomoc jestem ogromnie wdzięczna.

 

- Oprócz nagrania płyty trzeba też było napisać pracę...

- W nawiązaniu do płyty pisałam o muzyce Lutosławskiego i Pendereckiego, co przyniosło mi nieco więcej problemów - w pisaniu nie czuję się najlepsza (śmieje się). Udało się jednak przez to przebrnąć. Myślę, że to doświadczenie przyda mi się w przyszłości; podczas studiów musiałam w ramach praktyk uczyć innych, a to bardzo mi się podoba. Mam wielką nadzieję, że w przyszłości będę także pedagogiem.

 

- Taki pomysł pojawił się już wcześniej, czy zrodził się dopiero w związku ze studiami?

- Przy okazji doktoratu. Wcześniej nie było okazji, by uczyć, poza jednym doświadczeniem prowadzenia kursu dla muzyków za granicą. Możliwość pomocy komuś, kto ma problem, a następnie obserwowania jego radości, gdy przez te trudności przebrnie, daje bardzo dużo satysfakcji.

 

- Za nami dość trudny rok. Jak koronawirus wpłynął na Elbląską Orkiestrę Kameralną i na Panią?

- Dla mnie trudność polega na tym, że cała ta sytuacja jest... nużąca. Zaczyna brakować nam cierpliwości, bo występowanie bez publiczności jest po prostu przygnębiające. Granie online to nie to samo, nie ma energii, którą zwykle daje publiczność. Dodatkowo, występy online generują wyłącznie koszty, a więc martwię się jako dyrektor, czy wystarczy nam pieniędzy do końca roku. Wszyscy doceniamy jednak fakt, że dzięki panu prezydentowi utrzymaliśmy miejsca pracy. Staramy się nadal być aktywni pomimo trudnej sytuacji. Jeśli chodzi o moje osobiste podejście: ja bardzo lubię planować. Mam dużo pomysłów w głowie i tylko czekam, aż będą one możliwe do realizacji.

 

- Rozmawiamy w ramach cyklu portElu „Rok Kobiet”. Jak Pani widzi otaczającą rzeczywistość i swoją osobistą sytuację właśnie jako kobieta?

- To nie jest łatwe pytanie. Przyznam jednak, że bardzo doceniam to, w jakiej jestem dzisiaj roli i to, jaka jest moja osobista sytuacja. Mam dużo możliwości, co mnie bardzo cieszy, a korzystając z nich mogę pokazywać, że kobiety są silne i niezależne. Uważam, że jeśli się czegoś tak naprawdę chce, to można wszystko.

 

- Rozmawialiśmy już co nieco o Pani pasjach, ale siłą rzeczy krążyliśmy wokół muzyki. Jest coś jeszcze, już poza tym muzycznym światem?

- Bardzo lubię podróżować, lecz jest to aktualnie bardzo ograniczone. Zawsze starałam się choć raz w roku zorganizować jakąś wycieczkę albo zobaczyć jakieś miejsce, choćby w ramach wyjazdu służbowego. Moim wielkim marzeniem jest zwiedzenie całego świata lub chociaż większej jego części. Mam nadzieję, że już niebawem znów będziemy mogli normalnie podróżować.

 

- Jakie miejsce najbardziej zapadło Pani w pamięć?

- Japonia. Cały ten kraj zrobił na mnie ogromne wrażenie. Często łapię się na tym, że za nim tęsknie: za atmosferą i za jedzeniem, które jest tam pyszne. Bardzo chciałabym tam kiedyś wrócić. Drugi kraj, który mocno zapadł mi w pamięć, to Iran. Poleciałam tam w ramach kursów, które prowadziłam dla młodych muzyków. To odmienny świat, społeczeństwo, mentalność…ale nawiasem mówiąc – niezwykle mili i przyjaźni ludzie! I również bardzo smaczne jedzenie!

 

- Wróćmy do wspomnianych planów na przyszłość. Jest coś, czego nie może się Pani dzisiaj szczególnie doczekać?

- Przede wszystkim tego, abyśmy mogli wrócić do gry dla publiczności oraz otwarcia restauracji (śmieje się).

rozmawiał Tomasz Bil

Najnowsze artykuły w dziale Wiadomości

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama