
- Kiedyś, podczas jednej z naszych podróży do Włoch, zupełnie przypadkiem trafiłyśmy do miejsca, które okazało się odzwierciedleniem włoskiego "la dolce vita". W Abbadia Lariana, miasteczku położonym tuż nad jeziorem Como, jest malutki caffe bar tuż przy stacji kolejowej. Można w nim kupić... bilety na pociąg i posmakować tego, z czego m.in. słynie ten kraj: wyśmienitej kawy, apetycznych przekąsek i lekkich drinków. Jeśli ktoś zjawi się rano, to zapewne załapie się na włoskiego rogalika. Zero pośpiechu, maksimum gościnności. Raz po raz wzdychałyśmy, że takie miejsce przydałoby się i u nas, bo na pewno nie tylko nam marzy się taki klimat. Udało się – w Elblągu, tuż pod Bramą Targową, powstała "włoska uliczka", czyli trzy miejsca, w których można spędzić dzień tak, jak w pięknej Italii – opowiadają Agata Janik i Marta Wiloch z PortEl.pl. Zobacz więcej zdjęć.
Co ciekawe Molto Bene, według zamysłu właścicieli, ma być również doskonałą opcją na leniwe popołudnie z przyjaciółmi, rodziną, z ukochanym człowiekiem. Pomóc ma w tym aperitivo, nazywane kwintesencją włoskiego stylu życia. To nic innego, jak czerpanie przyjemności z bycia razem przy lekkim, bardzo często orzeźwiającym koktajlu lub winie, podawanym w odpowiedniej temperaturze, gdzie dodatkiem są różnego rodzaju przystawki. Z zasady nie jest to główny posiłek, a coś na "zaostrzenie apetytu". Jednym z najbardziej popularnych koktajli jest spritz, w Molto Bene robi się go na bazie prosecco i aperolu oraz wody sodowej. Proporcje? Te są tajemnicą lokalu, wiadomo jednak, że właściciele uczyli się ich od barmana Matteo z Florencji, mistrza w swojej dziedzinie. Drugą, równie ciekawą propozycją jest hugo, bardzo smaczny, orzeźwiający koktajl, którego podstawą jest prosecco oraz syrop z bzu. W sam raz na zbliżające się, upalne dni.
Ci, którzy wypili wino z niejednej karafki również znajdą tu coś dla siebie. Właściciele postawili na m.in. bardzo dobre lambrusco, lekko musujące, które można zamówić na karafki, a także kupić butelkę dla siebie. Bardzo interesującą propozycją może być także unikatowe novello, czyli wino robione raz w roku, ze świeżych zbiorów.
Nasza przygoda w Molto Bene okazała się doskonałym wstępem do dalszego odkrywania włoskich smaków pod Bramą Targową. Kolejnym przystankiem była restauracja Amore Mio, która znajduje się po sąsiedzku, przy ul. Stary Rynek 67-68. Nasza uczta, bo inaczej nie da się tego określić, zaczęła się od przystawek. Trzeba przyznać, że robią wrażenie, bo są bardzo różnorodne, smaczne, a porcje obfite. Warto skusić się na carpaccio di manzo, czyli bardzo smaczne cieniutkie plastry polędwicy wołowej, które podaje się z serem grana padano, oliwą i sosem balsamicznym. To smak, który na długo zostaje z nami. Sporym zaskoczeniem okazały się krewetki, podawane z dodatkiem pomarańczy i cytryn na dużych muszlach św. Jakuba. Miłe dla oka i jeszcze smaczniejsze dla podniebienia. Naszym faworytem był jednak makaron gnocchi, podawany z krewetkami, cukinią, pomidorkami. Delikatny, a jednocześnie intensywny w smaku, bardzo sycący. Widać, że szef kuchni – Daniel Pia – wie, co robi. Grillowane krewetki, podawane na patyczkach, otoczone panierką również nie odstawały od całej reszty. Zaskakujący smak, bardzo dobre dopełnienie wszystkiego, czego miałyśmy okazję spróbować. Jedno jest pewne: na obiad albo kolację w Amore Mio zdecydowanie warto zarezerwować sobie nieco więcej czasu, żeby delektować się tą – nie bójmy się tego określenia - kulinarną przygodą.

Szczęśliwie dla nas – wielbicielek pizzy – właściciel restauracji postanowił otworzyć Amore Mio Pizza&Grill parę metrów dalej, przy ul. Stary Rynek 63-64. To miejsce, które zdecydowanie warto odwiedzić, żeby przypomnieć sobie (albo przekonać się), że można robić taką pizzę jak we Włoszech w lokalnych warunkach. Trzeba tylko mieć do tego odpowiednich ludzi. W Amore Mio Pizza&Grill zajmuje się tym Patrizio Bonardi, człowiek z wiedzą i doświadczeniem zdobytym w neapolitańskim Associazione Verace Pizza Napoletana, który o sztuce robienia pizzy wie wszystko. Nam wspomina, że nie musi ona być idealna, ma być po prostu smaczna. I taka właśnie jest, bo Patrizio nie chadza na skróty – na pizzę wrzuca tylko oryginalne i tradycyjne składniki. A więc zero kukurydzy, zero szynki z ananasem.
Druga część nazwy tego miejsca, czyli "Grill" zobowiązuje. Dlatego podaje się tutaj m.in. wyśmienite steki, które przyrządza szef kuchni Bartosz Majchrzak. Nam zaproponował costata di vitello, czyli stek z kością z dojrzewającego rostbefu, podany z pieczonymi ziemniakami i warzywami sezonowymi – w tym przypadku były to szparagi i młoda marchew. Jedno jest pewne: po takim posiłku nikt głodny nie wyjdzie. To solidna porcja bardzo smacznego, soczystego mięsa, która nasyci na długie godziny.
Pewne jest to, że do tych wszystkich miejsc będziemy wracać po to, żeby napić się dobrej kawy, zjeść coś smacznego i poczuć się tak samo dobrze, jak tego popołudnia we włoskim Abbadia Lariana.