Wstępna regulacja jest potrzebna, żeby w mieście takim, jak Elbląg, nie powstało pięć intern, trzy położnictwa z ginekologią itd. Wydaje mi się jednak, że w Elblągu zmiany w systemie opieki zdrowotnej idą w dobrym kierunku – mówi Elżbieta Gelert, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego.
Za tydzień wybory. Kampania wyborcza w Elblągu jest dość niemrawa, choć być może nasi kandydaci przodują w liczbie rozwieszonych plakatów. Od mniej więcej trzech tygodni z wielką intensywnością organizowane są też konferencje prasowe, bywa, że trzy-cztery dziennie. Niestety, nie zawsze organizatorzy konferencji potrafią zainteresować dziennikarzy, ale też wyborców, tym, co nam mówią.
W ostatnim, przedwyborczym tygodniu, prezentujemy to, co najciekawszego usłyszeliśmy na konferencjach prasowych. Zaczęliśmy wczoraj od rozmowy z generałem Piotrem Makarewiczem, zaproszonym w charakterze eksperta przez Władysława Mańkuta (kandydat do Sejmu z listy SLD, pozycja nr 1). Dziś rozmowa z Elżbietą Gelert, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Elblągu, kandydująca do Sejmu z listy PO (pozycja nr 3).
Piotr Derlukiewicz: – W Elblągu funkcjonują trzy szpitale. Jak powinno się je zagospodarować, żeby pacjenci – przede wszystkim pacjenci, dopiero w dalszej kolejności pracownicy – byli zadowoleni i mogli liczyć na najlepszą opiekę medyczną?
Elżbieta Gelert: – Zacznę może od takiego ogólniejszego wniosku. Uważam, że służba zdrowia powinna być w miarę regulowana, a dziś, niestety, tak nie jest. W mediach padają pytania, jak na przykład to: „Jak to jest możliwe, że w Ostródzie powstała stacja dializ i trzeci rok nie ma kontraktu?”. Jest to właśnie skutek braku regulatorów. Bez nich możliwe jest, że zaraz ktoś inny postawi stację dializ w Morągu i też będzie krzyczał, że chce kontrakt. W tym sensie służba zdrowia powinna być regulowana. Nie może być tak, że powstaje nowy oddział lub inna placówka służby zdrowia, bo komuś się tak zachce i nikt na to nie ma wpływu. A potem słyszymy: nowy oddział jest, Fundusz ma dać pieniądze i koniec. A wiadomo przecież, że Narodowy Fundusz Zdrowia dysponuje ograniczonymi środkami, tym bardzie więc pieniądze powinny być wykorzystywane racjonalnie, przede wszystkim dla dobra pacjentów.
– W Elblągu głośno ostatnio o proteście w sprawie przenosin oddziału internistycznego ze szpitala przy ul. Żeromskiego do byłego szpitala wojskowego.
– Jeśli mówimy o internie w Szpitalu Miejskim, to interny nie było tam przez 90 lat. Powstała w 2002 r., bo tak chciał ówczesny dyrektor...
– Poniesiono wtedy jakieś znaczące koszty...
– Nie, bo interna to jest baza łóżkowa. To są łóżka. Ona dzisiaj może się nazywać interna, jutro neurologia, pojutrze reumatologia. To jest tylko i wyłącznie baza łóżkowa. Jeśli zmieni się specjalistów, przyjdą reumatolodzy, to będzie to reumatologia. Przyjdą neurolodzy – będzie neurologia. Czyli w przypadku interny nikt nie musiał wydawać pieniędzy na uruchomienie tego oddziału, a jak już powstał, wystąpiono do Narodowego Funduszu Zdrowia: „teraz dajcie pieniądze”. Jak mówię, przed 2002 rokiem nie było interny na Żeromskiego, interna zawsze była w szpitalu przy ul. Związku Jaszczurczego, były tam aż trzy oddziały internistyczne. Ja sama pracowałam w latach 80. na oddziale internistycznym przy Związku Jaszczurczego. A przecież w tej chwili nikt nie chce likwidować interny. Ona przestanie funkcjonować w szpitalu przy Żeromskiego, ale zacznie w szpitalu wojskowym. Nikt z personelu nie pozostanie bez pracy, takie zostało podpisane porozumienie. Ale najprościej jest się podpierać dobrem pacjenta.
– W szpitalu wojewódzkim, którym Pani kieruje, jeden z dwóch oddziałów internistycznych jest likwidowany?
– Nie, nie likwidowany. Jeden oddział interny przekształciłam w internę diagnostyczną. Bo tak naprawdę najdroższe w systemie ochrony zdrowia są łóżka szpitalne, pobyt pacjenta w szpitalu. W związku z tym szpital powinien mieć bardzo dobrze rozwiniętą diagnostykę. Pacjent powinien trafiać do „szpitala jednego dnia” czy na oddział diagnostyczny i w ciągu jednej doby mieć zrobione wszystkie badania, których potrzebuje. No, czasem może w ciągu dwóch dni, bo są badania wymagające wcześniejszego przygotowania pacjenta, więc musiałby pobyć tam jeszcze jedne dzień. Pacjent powinien być szybko zdiagnozowany, żeby można było rozpocząć leczenie, dlatego jedną internę przekształciliśmy w internę szybkiej diagnostyki, głównie w zakresie gastroenterologii, czyli gastroskopii i kolonoskopii.
– W Elblągu mamy teraz cztery szpitale, czy to nie jest za dużo?
– Szpital na Związku Jaszczurczego jest sprofilowany, zajmuje się przede wszystkim nefrologią i stacją dializ, więc mówmy raczej o trzech szpitalach. Czy trzy za dużo? Moim zdaniem te trzy szpitale są potrzebne, tak jak potrzebne są różne formy opieki nad pacjentem.
– A czym te szpitale się różnią?
– No właśnie. Więc dlatego mówię, że należy dążyć do regulacji, że ta wstępna regulacja jest potrzebna, żeby w mieście takim, jak Elbląg, nie powstało pięć intern, trzy położnictwa z ginekologią...
– Ale każda próba takiej regulacji jest oprotestowywana. Nie tylko interna. Także zamiar przeniesienia pediatrii ze szpitala wojewódzkiego do szpitala przy Żeromskiego.
– Tak. Ale proszę zwrócić uwagę, że argumentem przeciw przenosinom jest pogorszenie się warunków opieki nad dziećmi. Więc, idąc tym tokiem rozumowania – skoro przy Żeromskiego jest tak źle, to co robi tam pediatria, która jest tam od tylu lat. Jakby się człowiek zastanowił, to by powiedział: „Matko Boża, jeśli na Żeromskiego jest tak źle, to ja tam dziecka nie dam”. Ale dzieci są tam leczone i to dobrze leczone. Zawsze u podstaw takich protestów w dużej mierze stoi niechęć do zmian, obawa przed zmianami. A przecież wiadomo było, że przejęcie przez miasto w ubiegłej kadencji szpitala wojskowego takie zmiany wymusi.
– Mówi się, że w szpitalu przy Żeromskiego wciąż słaba jest diagnostyka...
– W tej chwili nie jest już taka słaba. Nie ma tam tomografu komputerowego, ale poza nim...
– Tomograf jest u was. Dzieci, zwłaszcza te po wypadkach, z niego korzystają?
– W tej chwili mamy podpisaną taką umowę ze szpitalem na Żeromskiego, że gdy dziecko z wypadku jest nieprzytomne, jedzie od razu do szpitala wojewódzkiego na badania. My wzywamy chirurga dziecięcego, który musi do nas dotrzeć w ciągu pół godziny. Jeśli chirurg dziecięcy stwierdzi, że dziecko może być leczone w ich szpitalu, po badaniach jest przewożone na Żeromskiego. Chirurdzy „dorośli” nie chcą odpowiadać za dzieci, specyfika chorób dziecięcych jest jednak inna.
Podsumowując, mimo protestów, które się czasem pojawiają, wydaje mi się, że w Elblągu zmiany w systemie opieki zdrowotnej idą w dobrym kierunku.
W ostatnim, przedwyborczym tygodniu, prezentujemy to, co najciekawszego usłyszeliśmy na konferencjach prasowych. Zaczęliśmy wczoraj od rozmowy z generałem Piotrem Makarewiczem, zaproszonym w charakterze eksperta przez Władysława Mańkuta (kandydat do Sejmu z listy SLD, pozycja nr 1). Dziś rozmowa z Elżbietą Gelert, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Elblągu, kandydująca do Sejmu z listy PO (pozycja nr 3).
Piotr Derlukiewicz: – W Elblągu funkcjonują trzy szpitale. Jak powinno się je zagospodarować, żeby pacjenci – przede wszystkim pacjenci, dopiero w dalszej kolejności pracownicy – byli zadowoleni i mogli liczyć na najlepszą opiekę medyczną?
Elżbieta Gelert: – Zacznę może od takiego ogólniejszego wniosku. Uważam, że służba zdrowia powinna być w miarę regulowana, a dziś, niestety, tak nie jest. W mediach padają pytania, jak na przykład to: „Jak to jest możliwe, że w Ostródzie powstała stacja dializ i trzeci rok nie ma kontraktu?”. Jest to właśnie skutek braku regulatorów. Bez nich możliwe jest, że zaraz ktoś inny postawi stację dializ w Morągu i też będzie krzyczał, że chce kontrakt. W tym sensie służba zdrowia powinna być regulowana. Nie może być tak, że powstaje nowy oddział lub inna placówka służby zdrowia, bo komuś się tak zachce i nikt na to nie ma wpływu. A potem słyszymy: nowy oddział jest, Fundusz ma dać pieniądze i koniec. A wiadomo przecież, że Narodowy Fundusz Zdrowia dysponuje ograniczonymi środkami, tym bardzie więc pieniądze powinny być wykorzystywane racjonalnie, przede wszystkim dla dobra pacjentów.
– W Elblągu głośno ostatnio o proteście w sprawie przenosin oddziału internistycznego ze szpitala przy ul. Żeromskiego do byłego szpitala wojskowego.
– Jeśli mówimy o internie w Szpitalu Miejskim, to interny nie było tam przez 90 lat. Powstała w 2002 r., bo tak chciał ówczesny dyrektor...
– Poniesiono wtedy jakieś znaczące koszty...
– Nie, bo interna to jest baza łóżkowa. To są łóżka. Ona dzisiaj może się nazywać interna, jutro neurologia, pojutrze reumatologia. To jest tylko i wyłącznie baza łóżkowa. Jeśli zmieni się specjalistów, przyjdą reumatolodzy, to będzie to reumatologia. Przyjdą neurolodzy – będzie neurologia. Czyli w przypadku interny nikt nie musiał wydawać pieniędzy na uruchomienie tego oddziału, a jak już powstał, wystąpiono do Narodowego Funduszu Zdrowia: „teraz dajcie pieniądze”. Jak mówię, przed 2002 rokiem nie było interny na Żeromskiego, interna zawsze była w szpitalu przy ul. Związku Jaszczurczego, były tam aż trzy oddziały internistyczne. Ja sama pracowałam w latach 80. na oddziale internistycznym przy Związku Jaszczurczego. A przecież w tej chwili nikt nie chce likwidować interny. Ona przestanie funkcjonować w szpitalu przy Żeromskiego, ale zacznie w szpitalu wojskowym. Nikt z personelu nie pozostanie bez pracy, takie zostało podpisane porozumienie. Ale najprościej jest się podpierać dobrem pacjenta.
– W szpitalu wojewódzkim, którym Pani kieruje, jeden z dwóch oddziałów internistycznych jest likwidowany?
– Nie, nie likwidowany. Jeden oddział interny przekształciłam w internę diagnostyczną. Bo tak naprawdę najdroższe w systemie ochrony zdrowia są łóżka szpitalne, pobyt pacjenta w szpitalu. W związku z tym szpital powinien mieć bardzo dobrze rozwiniętą diagnostykę. Pacjent powinien trafiać do „szpitala jednego dnia” czy na oddział diagnostyczny i w ciągu jednej doby mieć zrobione wszystkie badania, których potrzebuje. No, czasem może w ciągu dwóch dni, bo są badania wymagające wcześniejszego przygotowania pacjenta, więc musiałby pobyć tam jeszcze jedne dzień. Pacjent powinien być szybko zdiagnozowany, żeby można było rozpocząć leczenie, dlatego jedną internę przekształciliśmy w internę szybkiej diagnostyki, głównie w zakresie gastroenterologii, czyli gastroskopii i kolonoskopii.
– W Elblągu mamy teraz cztery szpitale, czy to nie jest za dużo?
– Szpital na Związku Jaszczurczego jest sprofilowany, zajmuje się przede wszystkim nefrologią i stacją dializ, więc mówmy raczej o trzech szpitalach. Czy trzy za dużo? Moim zdaniem te trzy szpitale są potrzebne, tak jak potrzebne są różne formy opieki nad pacjentem.
– A czym te szpitale się różnią?
– No właśnie. Więc dlatego mówię, że należy dążyć do regulacji, że ta wstępna regulacja jest potrzebna, żeby w mieście takim, jak Elbląg, nie powstało pięć intern, trzy położnictwa z ginekologią...
– Ale każda próba takiej regulacji jest oprotestowywana. Nie tylko interna. Także zamiar przeniesienia pediatrii ze szpitala wojewódzkiego do szpitala przy Żeromskiego.
– Tak. Ale proszę zwrócić uwagę, że argumentem przeciw przenosinom jest pogorszenie się warunków opieki nad dziećmi. Więc, idąc tym tokiem rozumowania – skoro przy Żeromskiego jest tak źle, to co robi tam pediatria, która jest tam od tylu lat. Jakby się człowiek zastanowił, to by powiedział: „Matko Boża, jeśli na Żeromskiego jest tak źle, to ja tam dziecka nie dam”. Ale dzieci są tam leczone i to dobrze leczone. Zawsze u podstaw takich protestów w dużej mierze stoi niechęć do zmian, obawa przed zmianami. A przecież wiadomo było, że przejęcie przez miasto w ubiegłej kadencji szpitala wojskowego takie zmiany wymusi.
– Mówi się, że w szpitalu przy Żeromskiego wciąż słaba jest diagnostyka...
– W tej chwili nie jest już taka słaba. Nie ma tam tomografu komputerowego, ale poza nim...
– Tomograf jest u was. Dzieci, zwłaszcza te po wypadkach, z niego korzystają?
– W tej chwili mamy podpisaną taką umowę ze szpitalem na Żeromskiego, że gdy dziecko z wypadku jest nieprzytomne, jedzie od razu do szpitala wojewódzkiego na badania. My wzywamy chirurga dziecięcego, który musi do nas dotrzeć w ciągu pół godziny. Jeśli chirurg dziecięcy stwierdzi, że dziecko może być leczone w ich szpitalu, po badaniach jest przewożone na Żeromskiego. Chirurdzy „dorośli” nie chcą odpowiadać za dzieci, specyfika chorób dziecięcych jest jednak inna.
Podsumowując, mimo protestów, które się czasem pojawiają, wydaje mi się, że w Elblągu zmiany w systemie opieki zdrowotnej idą w dobrym kierunku.
Piotr Derlukiewicz