Niewiele pamiętam, nie wiem, niczego konkretnego nie widziałem – tak zeznawał dziś (25 czerwca) przed sądem mężczyzna, który nad ranem 22 lipca 2007 r. wracał z klubu "Tygrys", a wtedy właśnie przy ul. Robotniczej doszło do śmiertelnego pobicia 24-letniego Pawła M. Krótko po zdarzeniu był bardziej precyzyjny, określił m.in. liczbę osób biegnących za ofiarą, a także opisywał, jak jeden z napastników skakał leżącemu po głowie. Później jednak wszystkiemu zaprzeczył i winę zrzucił na policjanta, który rzekomo miał notować nie to, co mówił świadek…
25-latek miał być ostatnim świadkiem w sprawie przeciwko Jackowi B., pseudonim „Jazon”, który jest oskarżony o pobicie ze skutkiem śmiertelnym Pawła M. Do zdarzenia doszło 22 lipca 2007, nad ranem, w pobliżu Bowling Clubu.
Świadek zeznawał przed sądem w styczniu 2008 r., gdy na ławie oskarżonych oprócz Jacka B. zasiadał także Marcin P., utytułowany bokser, który odsiaduje wyrok 5 lat więzienia. Świadek mówił wtedy:
- Bawiłem się w klubie nocnym „Tygrys". Gdy nad ranem wracałem do domu widziałem zdarzenie, które działo się za moimi plecami na ul. Robotniczej. Byłem już wówczas przy przejściu dla pieszych na ul. Teatralnej, gdy usłyszałem pisk opon taksówek odjeżdżających spod Bowling Clubu. Obejrzałem się i zobaczyłem sylwetki ludzi biegnących w kierunku "Tygrysa". Jedna z tych osób jakby się potknęła. Gdy odwróciłem się po raz drugi, widziałem grupę skupioną przy przystanku autobusowym na ul. Robotniczej. Chyba doszło do jakiejś szarpaniny. Zadzwoniłem po karetkę, bo prosiła mnie o to kobieta, z którą szedłem. Twierdziła, że tam jest jej znajomy, ale nie podała ani jego imienia ani nazwiska. Ja nie mogę również podać jej danych, bo była to osoba przypadkowo poznana tej nocy, którą odprowadzałem do domu.
- Nie chciałem się mieszać w to zdarzenie, bo byłem wówczas na przepustce z Aresztu Śledczego w Elblągu i nie chciałem zwracać na siebie uwagi - dodał. - Zresztą za dużo nie widziałem, bo było ciemno. Poza tym byłem daleko i cały czas się przemieszczałem.
Dziś (25 czerwca) pamięta już o wiele mniej…
- Nie pamiętam, czy idąc od strony ul. Robotniczej widziałem kogoś – mówił w sądzie. – Gdy przechodziłem przez któreś przejście dla pieszych moją uwagę zwrócił jakiś hałas. Odwróciłem się raz czy dwa razy i widziałem jakąś szarpaninę. Dziewczyna, z którą szedłem zaczęła panikować i prosiła bym zadzwonił po policję. Tak zrobiłem.
25-latek nie potrafił już jednak powiedzieć, dlaczego jego towarzyszka zaczęła panikować i co jednak skłoniło go do wybrania nr alarmowego 112.
- Często pan dzwoni na policję, gdy widzi coś niepokojącego – pytała prokurator.
Świadek przyznał, że to był jedyny raz…
Pamięcią wyjątkowo doskonałą świadek popisał się natomiast krótko po zdarzeniu, gdy składał zeznanie na komendzie. Mówił, że widział, jak od strony Bowling Clubu biegł najpierw jeden mężczyzna, a za nim trzech innych. Pierwszy z goniących złapał uciekającego za koszulkę i tamten upadł. Jego głowa leżała na chodniku. Wówczas ten sam mężczyzna skoczył leżącemu na głowę. Następnie kopali go. Później cała trójka pobiegła w kierunku budynku ZUS.
Byli też inni świadkowie zdarzenia, bo 5-osobowa grupa stała tam, gdzie pobiegła ta trójka i widziałem, jak jeden z napastników rozmawiał ze stojącymi – podkreślał wówczas.
Jeszcze podczas pierwszego procesu zarzekał się, że nie mówił takich rzeczy, że dokładnie nie mógł wszystkiego widzieć i że to policjant źle spisał jego zeznania.
- Co innego mi odczytywał, a co innego pisał – upierał się również dziś 25-latek. – Ja to podpisałem, ale przeczytałem tylko pobieżnie. Nie widziałem, ile osób goniło tego chłopaka, nie widziałem też, by ktoś mu skakał po głowie.
Świadek nie rzucił nowego światła na sprawę, ba, sam się już zaplątał w swoich zeznaniach. Na policji podawał szczegóły, później w sądzie je odwołał, a teraz to już prawie nic nie pamięta….
Na wniosek prokuratora sąd skonfrontuje jeszcze zeznania dwóch innych mężczyzn, którzy rozbieżnie zeznawali na temat odległości, jaka ich dzieliła od miejsca zdarzenia i od stojącej w pobliżu grupy osób.
Termin kolejnej rozprawy został wyznaczony na 18 sierpnia.
Zobacz także: Kontrowersje wokół zeznań świadka
Świadek zeznawał przed sądem w styczniu 2008 r., gdy na ławie oskarżonych oprócz Jacka B. zasiadał także Marcin P., utytułowany bokser, który odsiaduje wyrok 5 lat więzienia. Świadek mówił wtedy:
- Bawiłem się w klubie nocnym „Tygrys". Gdy nad ranem wracałem do domu widziałem zdarzenie, które działo się za moimi plecami na ul. Robotniczej. Byłem już wówczas przy przejściu dla pieszych na ul. Teatralnej, gdy usłyszałem pisk opon taksówek odjeżdżających spod Bowling Clubu. Obejrzałem się i zobaczyłem sylwetki ludzi biegnących w kierunku "Tygrysa". Jedna z tych osób jakby się potknęła. Gdy odwróciłem się po raz drugi, widziałem grupę skupioną przy przystanku autobusowym na ul. Robotniczej. Chyba doszło do jakiejś szarpaniny. Zadzwoniłem po karetkę, bo prosiła mnie o to kobieta, z którą szedłem. Twierdziła, że tam jest jej znajomy, ale nie podała ani jego imienia ani nazwiska. Ja nie mogę również podać jej danych, bo była to osoba przypadkowo poznana tej nocy, którą odprowadzałem do domu.
- Nie chciałem się mieszać w to zdarzenie, bo byłem wówczas na przepustce z Aresztu Śledczego w Elblągu i nie chciałem zwracać na siebie uwagi - dodał. - Zresztą za dużo nie widziałem, bo było ciemno. Poza tym byłem daleko i cały czas się przemieszczałem.
Dziś (25 czerwca) pamięta już o wiele mniej…
- Nie pamiętam, czy idąc od strony ul. Robotniczej widziałem kogoś – mówił w sądzie. – Gdy przechodziłem przez któreś przejście dla pieszych moją uwagę zwrócił jakiś hałas. Odwróciłem się raz czy dwa razy i widziałem jakąś szarpaninę. Dziewczyna, z którą szedłem zaczęła panikować i prosiła bym zadzwonił po policję. Tak zrobiłem.
25-latek nie potrafił już jednak powiedzieć, dlaczego jego towarzyszka zaczęła panikować i co jednak skłoniło go do wybrania nr alarmowego 112.
- Często pan dzwoni na policję, gdy widzi coś niepokojącego – pytała prokurator.
Świadek przyznał, że to był jedyny raz…
Pamięcią wyjątkowo doskonałą świadek popisał się natomiast krótko po zdarzeniu, gdy składał zeznanie na komendzie. Mówił, że widział, jak od strony Bowling Clubu biegł najpierw jeden mężczyzna, a za nim trzech innych. Pierwszy z goniących złapał uciekającego za koszulkę i tamten upadł. Jego głowa leżała na chodniku. Wówczas ten sam mężczyzna skoczył leżącemu na głowę. Następnie kopali go. Później cała trójka pobiegła w kierunku budynku ZUS.
Byli też inni świadkowie zdarzenia, bo 5-osobowa grupa stała tam, gdzie pobiegła ta trójka i widziałem, jak jeden z napastników rozmawiał ze stojącymi – podkreślał wówczas.
Jeszcze podczas pierwszego procesu zarzekał się, że nie mówił takich rzeczy, że dokładnie nie mógł wszystkiego widzieć i że to policjant źle spisał jego zeznania.
- Co innego mi odczytywał, a co innego pisał – upierał się również dziś 25-latek. – Ja to podpisałem, ale przeczytałem tylko pobieżnie. Nie widziałem, ile osób goniło tego chłopaka, nie widziałem też, by ktoś mu skakał po głowie.
Świadek nie rzucił nowego światła na sprawę, ba, sam się już zaplątał w swoich zeznaniach. Na policji podawał szczegóły, później w sądzie je odwołał, a teraz to już prawie nic nie pamięta….
Na wniosek prokuratora sąd skonfrontuje jeszcze zeznania dwóch innych mężczyzn, którzy rozbieżnie zeznawali na temat odległości, jaka ich dzieliła od miejsca zdarzenia i od stojącej w pobliżu grupy osób.
Termin kolejnej rozprawy został wyznaczony na 18 sierpnia.
Zobacz także: Kontrowersje wokół zeznań świadka
A