Głośno o haraczach na Mierzei Wiślanej zaczęło być mniej więcej trzy lata temu. Potem sprawa ucichła, ale i tak do tej pory każdy pożar obiektu gastronomicznego na tamtym terenie zaczyna budzić pytania, czy aby nie działa na nim grupa haraczowników.
Kiedy kilka lat temu rozpoczęły się pierwsze podpalenia, ludzie zaczęli te zdarzenia kojarzyć z grupami miejscowych, a potem przyjezdnych z Elbląga oraz Trójmiasta przestępców, którzy mieli i wymuszać opłaty w zamian za "spokój" podczas prowadzenia wakacyjnego biznesu - sklepu, dyskoteki, smażalni. Czy faktycznie dochodziło do prób wymuszenia haraczy? Według policji nie.
- Owszem mówiono wtedy, że pożary były wzniecane w celu wymuszenia haraczy, ale nie była to prawda - powiedział komendant Komendy Powiatowej Policji w Nowym Dworze Gdańskim Zbigniew Ressel. - Ustalono i zatrzymano piromana, który ze względu na swoją chorobę (a nie zapędy haraczownicze) dokonywał podpaleń. Sprawa trafiła do sądu, udowodniono mu 11 tego typu przestępstw. Z tego co wiem, do dzisiaj przebywa w areszcie. Od dwóch lat nie słyszałem o ani jednej próbie wymuszenia, nie mamy żadnych tego typu sygnałów.
- Przypominam, że w tym przypadku policja może działać dopiero po otrzymaniu oficjalnego zgłoszenia. Myślę, że rozmowy naszych dzielnicowych z właścicielami punktów handlowych powodują, że wiedzą oni jak się w takich przypadkach zachować - dodał Ressel.
Zdaniem policji historia haraczy okazała się więc wymyśloną plotką, mającą "usprawiedliwić" kilkanaście podpaleń.
- Owszem mówiono wtedy, że pożary były wzniecane w celu wymuszenia haraczy, ale nie była to prawda - powiedział komendant Komendy Powiatowej Policji w Nowym Dworze Gdańskim Zbigniew Ressel. - Ustalono i zatrzymano piromana, który ze względu na swoją chorobę (a nie zapędy haraczownicze) dokonywał podpaleń. Sprawa trafiła do sądu, udowodniono mu 11 tego typu przestępstw. Z tego co wiem, do dzisiaj przebywa w areszcie. Od dwóch lat nie słyszałem o ani jednej próbie wymuszenia, nie mamy żadnych tego typu sygnałów.
- Przypominam, że w tym przypadku policja może działać dopiero po otrzymaniu oficjalnego zgłoszenia. Myślę, że rozmowy naszych dzielnicowych z właścicielami punktów handlowych powodują, że wiedzą oni jak się w takich przypadkach zachować - dodał Ressel.
Zdaniem policji historia haraczy okazała się więc wymyśloną plotką, mającą "usprawiedliwić" kilkanaście podpaleń.
OZ